Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2011, 00:00   #10
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wojownik nigdy nie lubił się śpieszyć w sprawach intymnych. Nie lubił również przekraczać ledwo przez niektórych zauważalnej granicy między opłaconym gwałtem a swobodnym oddaniem partnerki płci pięknej. Jego oczy spokojnie wyłapywały zalotne ruchy Ilsy siadającej naprzeciw stolika w przytulnym pokoiku domu uciech Elstera Vievve. Rudiger otworzył przyniesione wino i nalał do przygotowanych kieliszków. Kurtyzana uśmiechając się pruderyjnie uniosła szklane naczynie. Mężczyzna dziękował kompanom za nadchodzącą wielkimi krokami zabawę - musiał korzystać z życia póki je jeszcze miał...

***

Jedyne czemu Rudiger nie mógł się nadziwić, to wiecznie obecny tłum w jego ulubionej karczmie "Krzepki Najemca". Tamtejszy karczmarz nie tylko był doskonałym źródłem informacji, ale i pośrednikiem pomiędzy nielicznymi a ich pracodawcami - między innymi pomiędzy wojownikiem a Hormonem. Pierwszy raz od kiedy tu bywa zobaczył barczystego, zdawałoby się solidnego jak wiekowy dąb, karczmarza trzęsącego się ze zgrozy. Strach był skrywany pod płaszczem chłodnego wieczoru. Zwykły człowiek pomyślałby, że to normalne, że gospodarz lekko drga podczas, gdy jedno z okien w jego przybytku jest otwarte. Zwykły człowiek uwierzyłby również w historię o wietrzeniu okolic kominka, gdzie też otwarte było okno. Jednak Rudiger nie był zwykłym człowiekiem. W mgnieniu oka przejrzał zarówno zasłonę karczmarza, jak i prawdziwy cel otwarcia okna - na zewnątrz stał jakiś człowiek. Był niemal niezauważalny, stał w cieniu, w sporej odległości od okna. Niemal niezauważalny jednak to dla roziskrzonych oczu łowcy o wiele za dużo...

Swobodnie wchodząc do środka człowiek dostrzegł jak karczmarz drgnął. Nie z powodu otwartych przez chwilę drzwi jakby się zdawało - powodem było pojawienie się Rudigera. Podchodząc do lady łowca przelotnie spojrzał po obecnych - człowiek za oknem poruszył się minimalnie podchodząc w okolice okna.

- Witam. Kiepsko wyglądasz. Podaj ciepłą strawę i ciemne piwo. - rzekł całkowicie spokojnie łowca patrząc w oczy gospodarza.

- Witaj. Zaraz podam. Zanim jednak to zrobię chciałbym z tobą porozmawiać... - odparł solidny człek zdradzając stres przed zbliżającą się rozmową.

- Zatem słucham. - odpowiedział bez cienia wahania Rudiger.

- Nie tutaj... Chodź za mną. Oriana! Zastąp mnie na chwilę! - krzyknął do pięknej kelnerki karczmarz.

***

- Była u mnie pewna zgraja. Mówili, że Ciebie szukają... Nie wiem co im zrobiłeś, ale powiedzieli, że jeżeli się sam do nich nie zgłosisz to ściągną na Ciebie i straż... Twierdzili, że zabiłeś jakiegoś szlachcica podczas obstawiania wyścigów konnych. Powiedziałem im, że nie wiem o kogo chodzi, ale nie wyglądali na takich co łatwo odpuszczają... Co o tym sądzisz? - rzekł z małymi przerwami karczmarz.

- Pierwszy raz o nich słyszę. Jak mnie opisali jak można? - zapytał łowca.

- W sumie mniej więcej wzrost, posturę. Nieco dokładniej ubranie zwłaszcza płaszcz. - odparł mężczyzna.

- Dobrze. Zajmę się tym. Hormon już wie? - zadał bez chwili zastanowienia pytanie Rudiger.

- Tak. - powiedział karczmarz widząc, że łowca wstaje. - Jest jeszcze coś. Przepraszam, że tak postępuję, ale muszę Cię prosić... - zaczął dalej.

- Rozumiem. Dzisiaj zniknę. Już mnie nigdy nie zobaczysz. A Hormonowi przekaż, że jego ludzie powinni się lepiej kryć. Ten za oknem jest widoczny jak na widelcu. - odparł łowca patrząc jak oczy gospodarza powiększają się niemal dwukrotnie.

- Ale skąd ty...?

- Nieważne. Teraz wyjdę a ty podasz mi, jak nigdy nic, strawę. Podejdę do okna i pogadam z tym typem. Mam nadzieję, że mogę liczyć na dyskrecję. - powiedział podchodząc do drzwi wyjściowych z pokoju łowca. - Aha. Jeszcze jedno. Dziękuję... - dokończył i wyszedł za drzwi.

***

- Pyszne... - powiedział sam do siebie łowca jedząc rękoma ciepłe mięso.

Po raz kolejny wzięły w nim górę instynkty łowcy - kolejny raz w tym tygodniu. Musiał opuścić miasto. Przynajmniej na jakiś czas. Odrobina obcowania z naturą powinna mu pomóc. Tymczasem poczuł zimny powiew - siedział plecami do otwartego okna, które ktoś uchylił.

- Rudiger? - usłyszał nieznany mu głos.

- Ta. - odparł cicho łowca. - Hormon nie może sobie wbić do łba, że jestem już dorosły i sam sobie poradzę?

- Może. Powiedział, że to ostatni raz kiedy Ci pomaga. Później masz zniknąć. - łowca wyczuł, że człowiek nie blefuje. - Jak chcesz to rozegrać? Zacieramy twój ślad czy może spróbujemy czegoś innego?

- Pewnie, że nie zacieramy śladu. Przynajmniej nie tak od razu. - odparł przeżuwając kolejny, soczysty kęs Rudiger.

- Masz jakiś plan? - wyszeptał człowiek. - Hormon mówił, że jesteś niezły, ale tego się nie spodziewałem...

- Uciekam od dawna. Zawsze zacierałem ślady. Ostatnio dawno temu. Wtedy poznałem Hormona. Wydawało mi się, że mam spokój na dłuższy czas. Jednak teraz... Muszę opuścić przybytek z najlepszym mięsem jakie jadłem i porzucić jedynego znajomego jakiego miałem w tym parszywym mieście... - odparł Rudiger z siłą łamiąc obgryzioną kość.

Zapanowała cisza. Niespokojna cisza. Pełna szeptów, rozmów i krzyków wypełniających karczmę. Pełna napięć…

- Nie. Tym razem nie ucieknę tak od razu. - kontynuował Rudiger. - Zastawimy na nich pułapkę. Niech wiedzą, że nie polują na zwykłego wojownika na oślep uciekającego im przez odmęty tej mieściny. Skończę jeść... - powiedział ściągając płaszcz łowca. - Wtedy ty wejdziesz i zabierzesz mój płaszcz... - dodał przewieszając go przez ławę wojownik. - Jesteś mniej więcej mojej postury więc wydasz im się mną... Na końcu zjesz coś i okapturzony wyjdziesz z karczmy. Albo nie. Wybiegniesz... Ich informatorzy dostrzegą to bardzo szybko i będą za tobą biegli... Czekam dwie ulice dalej. Pod starym magazynem.

- Dobra... - odpowiedział po czym westchnął człowiek.


Mężczyzna ciężko dyszał opierając się o ścianę starego magazynu - w jednej z najciemniejszych tego wieczoru alejek. W jej mroku spowite były nie tylko cienie dwóch sylwetek, ale i kontury dwóch spoczywających na ziemi ciał. Obaj - martwi już - wysłannicy Gildii Cienia mieli tak zaskoczone wyrazy twarzy. Pierwszy zastygł z grymasem zaskoczenia w momencie, gdy celnie wystrzelony bełt trafił go w krtań - nie miał szans nawet wydać ostatniego tchu. Drugi osobnik wyglądał o wiele gorzej - jego zmiażdżona morgensternem czaszka napawa lękiem. Wypełniała nim nawet sprzymierzeńców jakim bez wątpienia był dyszący uciekinier.

Odwracając się w stronę łowcy nie powiedział nic. Wzdrygnął się natomiast, gdy nagle obok niego z mroku wyrosła ręka - ręka cała we krwi.

- Mój płaszcz... - usłyszał szept sprawiający, że po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Podając płaszcz mężczyzna chciał zapomnieć. Chciał wrócić do Hormona i powiedzieć, że sprawa została załatwiona. Chciał znowu napić się piwa. Ale nie był pewien czy nie widział za dużo. Nie był pewien czy zdoła opuścić ten mroczny zaułek...

- Możesz odejść. Podziękuj Hormonowi... - usłyszał znowu szept i zobaczył wyłaniającą się z ciemności dłoń.

Uścisnął ją i oddalił się. Odszedł nie oglądając się za siebie...

***

Łowca czuł, że przyszedł czas na spotkanie z kimś kto siedzi w tym całym gównie równo głęboko co on. Kimś kto zalazł Gildii Cienia na tyle, aby być skłonnym do współpracy. Kimś kto idąc ulicą nie będzie musiał więcej udawać spokoju przy dwójce rosłych ochroniarzy. Osoba ta doskonale znała Rudigera i wiedziała o jego poczynaniach. Jednak mimo wszystko nadal nie odpowiedziała na ostatnie pytania łowcy.

- Rainer Bene? - pytanie dosięgło całej trójki z mroków najbliższej alejki.

Kupiec stanął nieco niepewnie pokazując dyskretnie ochroniarzom aby się zbliżyli. Ci zaskoczeni złapali za rękojeści swych mieczy.

- Najpierw wypadałoby się przedstawić i najlepiej pokazać swe oblicze. - odparł z lekkim uśmiechem Bene.

Rudiger powoli, spokojnie opuścił cień alejki. Chciał dać im do zrozumienia, że nie jest pierwszym lepszym najemcą - niech chwilę poczekają. Łowca zatrzymał się na wyciągnięcie miecza przed Rainerem i jego ochroną. Obaj ochroniarze nawet nie drgnęli czekając na rozkaz swego chlebodawcy.

- Nazywam się Rudiger i wiesz kim jestem. Skąd pochodzę pewnie Cię nie interesuje a jak tak to już to wiesz. - powiedział z uśmiechem łowca. - Chciałbym ściągnąć całą tę otoczkę. Nie będę udawał, że nie mam na pieńku z Gildią Cienia, ale oczekuje tego samego od Ciebie. Wiem, że aby z nimi rozmawiać czy cokolwiek ustalać musisz stać się kimś więcej. Ja natomiast pomogę Ci tego dokonać w zamian za możliwość oczyszczenia się z podejrzeń. Moje możliwości pewnie znasz. Jak nie to dowiesz się lada dzień od swoich informatorów o zabójstwie dwóch Cienistych. Nikt nie będzie wiedział jak to się stało. Jednak jeden będzie miał poderżnięte gardło a drugi zmiażdżoną czaszkę. Jedynie Cieniści będą znali więcej szczegółów. Nasza współpraca mogłaby okazać się bardzo owocna...

- Nie wiem skąd tak dobrze mnie znasz czy znasz moje cele. Twoi informatorzy muszą być dobrzy skoro ich nie wykryłem. - łowca jedynie pokiwał głową wiedząc, że Jacob mimo iż młody jest jednym z najlepszych.

- Jest niemal jak mówisz. Czas oczekiwania na akceptację wspólnej współpracy upływa jutro wieczorem. Dokładniej jeżeli się zgodzisz to bądź jutro wieczorem pod starym, wielkim dębem na trakcie za miastem. Możesz być z ochroną. Znam twoją sytuację i wiem, że samemu byłoby zbyt niebezpiecznie opuszczać miasto. - rzekł łowca.

- To wszystko...? - zapytał udając małe zainteresowanie kupiec. - Mam ważne spotkanie. Zaraz po nim zastanowię się na poważnie nad twoją propozycją.

- W prawdzie to wszystko. Wiedz jednak, że jeżeli jutro Cię nie będzie uznam, że odmawiasz. Wtedy rozpocznę działania na własną rękę i zrobi się trochę gorąco. Żegnam... - odpowiedział Rudiger odchodząc.

Nie wszystko co powiedział Rainerowi było prawdą. Jak ten się nie zgodzi na współpracę wojownik będzie musiał opuścić Athkatle i wyruszyć do Calimshanu. Tam znajdzie Andramila i pozostałości po "Bezgłośnych Klingach" - gildii jego mentora. Jest jednak druga strona medalu - Rudiger boi się zastanych tam sytuacji. A co jak jego mistrz nie żyje? A co jak z gildii nie pozostało nic albo ktoś dopuścił się zdrady? Nie chciał tego wiedzieć. Nie chciał też skonać w rynsztokach Athkatli więc pozostawał w kropce. Jedyne co mu zostało to udać się w okolicę umówionego miejsca. Jedynie tam - na łonie natury - łowca poczuje znowu przysłowiowy wiatr w żaglach…
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 08-06-2011 o 09:33.
Lechu jest offline