Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2006, 02:50   #1
Solfelin
 
Solfelin's Avatar
 
Reputacja: 1 Solfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumny
Ostateczne Wstąpienie

[center:9acac12df0]Ostateczne Wstąpienie[/center:9acac12df0]

- Panie, wojska gotowe do natarcia. - odezwał się ochrypłym brzmieniem głosu, przekręconym w znaczeniu, na odwrót, jeden z dowódców Czarnych Wojsk do swojego władcy.
- Rozkaż im natarcie na planety, na Układ Ryb. - metalicznym, brzmiącym jak szelest wody, odezwał się Piekielny. Odór wydobył się z jego nozdrzu, gdy wciągnął ostatnie zanieczyszczone smrody i odpadki obrzeży kosmosu, jamy ciemności w dolnych, niedostępnych pasmach Strzelniczej Drogi.
- Tak, panie.

[center:9acac12df0]* * *[/center:9acac12df0]

Ulice Cennu Int były zapełnione po brzegi latającymi samochodami, spacerowiczami z butami antygrawitacyjnymi, choć było mniej smogu i zanieczyszczeń powietrza, niż kiedyś. Zatruta atmosfera będąca poza miastem była koszmarna, źle świadczyła o mieszkańcach.
Jednak to całe Utrn było planetą, na której trudno było żyć i urodzić się, ale jednak wzbogacało o potrzebne doświadczenia. Mniej materialne i ciężkie niż większość bliźniaczych planet w tym układzie, było bardzo znośne.
Mieszkańcy nie wiedzieli, kiedy to się zaczęło.
Początkowy hałas miasta, codzienny, przez który tyle razy przechodzili i przebijali się, został zagłuszony przez większy hałas. Coś jakby rumot, pękniecie nieba.
I rzeczywiście, to niebo pękało w szwach.
Zobaczyli czarne mrowisko, niszczące i opanowujące niebiosa planet, jego najwyższą atmosferę. Widzieli, jak ciemne chmury zakrywają ich planetę. Po polach i wszystkim rozległ się straszliwy dźwięk, okropny, zakręcony krzywo, na sposób rysowania czymś ostrym gładkiej powierzchni. Ruch w mieście stanął. Uthroni stanęli jak wryci.
Czarna szarańcza zanurkowała w dół. Ze wschodu dostrzeżono wielki błysk, biały i odległy, lecz wlewający nadzieję. Mieszkańcy po świetle powrócili do przytomności, przez co ustał ruch w mieście. Zaczęli się ewakuować, ale sytuacja okazała się straszliwa. Beznadziejność jej jednak ustąpiła głębokiej wierze w to, że uda się uratować. Gdy chmury ciemności były w połowie drogi do osłony miasta, z wschodniego krańca planety natarły z prędkością większą od światła bieliste istoty, tworząc mur oraz dodatkową osłonę miasta i planety.
Tymczasem Intoni chowali się w swoich mieszkaniach, schronach antykatastroficznych, węzach rzeczywistości, czyli materialnych, wyczuwalnych kieszonek rzeczywistości będących na poziomie planety. Biała linia, tętniąca życiem i blaskiem, walczyła i odpierała ataki stworów nocy. Bezwzględność ciemnych, upartość jasnych, wydawałoby się, że walka na granicy mogłaby trwać w nieskończoność, gdyby nie to, że w końcu pojawiła się słabość Świetlanych i przewaga ciemnych. Granica Światła coraz bardziej była spychana w dół.
W końcu skoncentrowane siły ciemności przedostały się przez barykadę jasnych, ale nagle zostały zatrzymane. Okazało się, że nie doszły nawet do osłony miasta, ani nie przebiły dostatecznie murów obronnych Światła, a ktoś lub coś ich zatrzymało. Ciemni i jaśni zaczęli znowu walczyć, ale nagle przerwali. Idąc obok siebie, przymierzając do ataku, nie mieli dość woli, by walczyć. Wola walki została im odebrana, co było zdumiewające.
Cennu Int był miastem widmem, spaliny ustąpiły dziwnej ciszy, jasności i ciemności padającej na uliczki miasta i ściany trójkątnych, pięciosnatowych budynków. Cienie, światła spływające z góry układały się i tworzyły wzory, na których można było odtworzyć przebieg walki. Kilku z Uthronów wyszło ze swych ukryć i poczęło sprawdzać, co się dzieje.
Zapanowała niewiarygodna cisza. Bez muzyki, chaosu hałasu, dźwięków. Wymuszone czy też od dawna upragnione przez mieszkańców milczenie, stało się przyczyną cudu, jakiego nikt nie widział, nie przeczuwał, ani nie doświadczał we wszechświatach.
Światło i Ciemność poczęły się jednoczyć, jednostki świetlne przechodzić pomiędzy szykami sił mroczności, a wszystko to było obserwowane przez narastające liczby gapiów z dołu, z ziemi i terenów urbanistycznych Uthr, również miasta Cennu Int. Milczenie było jednym z przyczyn procesu zjednoczenia. Objawem go cisza, ustanie ruchu, ustanie czynności myślenia i rozumowania istot, skupienie tylko na tym, co się widzi, powietrze jakby bezbarwne, bezwonne. Czucie czegoś nienamacalnego. Jakby Nie-materia mogła wejść w materię i w antymaterię, mogła je połączyć w jedną spójną całość.
Powłoki istotalne zaczęły się zmieniać. Istoty dostawały nowe skóry. Zauważyły to na własnym ciele, które poczęło wyzwalać coś jakby fluidy, wzory wyskakujące z powierzchni, zahaczające o inne, na przemian się kształtujące, wiążące się, ustanawiające nowe wzory świadomości. W powietrzu dało się wyczuć niesamowitą woń, coś jakby nie-zapach, zapach, który powodował, że wszystkie inne zapachy przestały być odczuwalne. Było słyszeć tylko milczenie istot, ciszę otoczenia. Nic nie wydawało dźwięku, jak zauważyły pozostałe istoty, zajęte przechodzeniem i po prostu patrzeniem na jaskrawiący i brodzący od świateł i smolistych plam nieboskłon. Dotyk był lekki, zbliżający do górnych poziomów atmosfery planety i wyższych sfer wszechświatów.
Fale bieli i czerni przelewały się radośnie pomiędzy sobą, tworząc zdające się wielokolorowe, zmieszane, szkicowe i malownicze struktury oraz wzory.
Istoty w dole, w Cennu, w rytm pojednania rozpoczęły chód pomiędzy sobą, swoisty, istny symbol harmonii i perfekcji.

[center:9acac12df0]* * *[/center:9acac12df0]

Lecz nie tylko na Cennu Int stało się coś tak niewiarygodnego. Milczenie objęło wkrótce wielość istot na wszystkich planetach, w tym Ziemi. W ten sposób wygrała Nie-materia, wkroczyła do światów materii i antymaterii, zatrwożyła światami. Źródło wlało pomiędzy walczące strony Równowagę.
Istoty zwane Łączącymi od dawien dawna podejmowały próbę zjednoczenia skupisk istot, jak ludzkość, Nietykalni, różne duchy, inkarioty i habitanci planet. Próby miały na celu tylko uświadomienie tym skupiskom, co naprawdę istnieje w świecie, co będzie trwało wiecznie. Musiały to być próby.
Harmonia i Równowaga jest poza czasem, przestrzenią. Czasami nawet poza Świadomością, poza Zrozumieniem tudzież zwykłym zrozumieniem, pojmowaniem. Wchodzi w rzeczywistość, kiedy zechce, i póki jej nie ma, okazuje się, że wszystkie czasy, cała przestrzeń trwa w konflikcie i nierównowadze, stale przeważającej szali Wagi, zmuszonej do osądzania, karania i nagradzania. Nawet, jeśli czas obejmuje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, i nawet w przyszłości żyją istoty - nie mają one Równowagi, póki nie przyjdzie na to czas w ich płaszczyźnie, ich czasie, który jest przyszłością dla pierwotnych, istot prekursorycznych ich form, ich praistot.
Równowaga przyjdzie nagle. Przyjdzie jak wiatr, by zdmuchnąć świeczkę Światła, rozwiać Ciemności, wdrążyć Harmonię i zdecydowanie w Neutralność. Przyjdzie jak złodziej, przyjdzie niezauważenie, o ile nie trafi na tego, kto na nią czeka. Kto ciągle czuwa, niezależnie od czasu, w którym się znajduje.
Doskonałość to Harmonia, Perfekcja, Równowaga. To Zdecydowanie i Ostateczne Ustanowienie, Ostateczne Wstąpienie.
 
Solfelin jest offline