Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2011, 21:46   #1
QuartZ
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
[Dramat/Storytelling] Pozytywka

Pozytywka


Dzień po postrzale, szpital miejski.


Ralph Ceddrick Hepner, nazwisko wypisane na szpitalnej karcie sprawiało iż nawet zwykły szpitalny papierek ktoś „zabrał na pamiątkę” już trzy razy. Nim kompozytor wyjdzie ze szpitala prawdopodobnie co druga pielęgniarka będzie mieć świstek papieru, który za jakiś czas osiągnie niebotyczną wartość w internetowej aukcji. W dodatku nikt nie miał pewności jak długo jeszcze artysta będzie hospitalizowany, ani czy opuści budynek na własnych nogach, czy też nogami do przodu. Przy łóżku stało, prócz zastępów personelu szpitalnego, dwóch mężczyzn w marynarkach.

- Jak idzie śledztwo? – Zapytał starszy, siwiejący już na skroniach detektyw.
- Powoli, ale znaleźliśmy narzędzie zbrodni. Rewolwer Smiths&Weston.
- Świetnie, odciski w bazie? Numer seryjny?
- Nic, odcisków brak, ale sama spluwa musiała być robiona na zamówienie, z resztą sam zobacz. – Młodszy funkcjonariusz podsunął przełożonemu plik zdjęć. – Praktycznie tylko mechanizm pozostał oryginalny. Cała robota wygląda na cholernie drogi interes, takiej broni używa tylko ktoś bardzo bogaty.
- Albo ma bogatych zleceniodawców. – Wzrok podstarzałego gliny stał się nieobecny, jakby przeglądał własną bazę danych zgromadzoną przez lata policyjnej roboty gdzieś głęboko na dnie umysłu.

W tle lekarze wymieniali właśnie kroplówkę. Ofiara przepuściła przez swój organizm takie ilości soli fizjologicznych i leków, że prawdopodobnie już teraz niewiele płynów ustrojowych składało się z tego, co przed wypadkiem. W dodatku jeszcze te wszystkie urządzenia do dializ. Z wątroby sprawny – jak twierdzili lekarze – pozostał jeden płat i krew powoli stawała się toksyczna.

- Te szpitalne pudła jeszcze pikają. – Warknął pod nosem policyjny wyga. – Czyli to nadal usiłowanie morderstwa. Zbierz dodatkowych ludzi, cały ten miejski monitoring oglądało już trzydzieści osób, ale potrzebujemy kogoś w terenie, niech szukają martwych pół widzenia kamer, przecież coś jeszcze musi tam być.
- Tak jest. Czego właściwie mamy szukać?
- Wszystkich drzwi, studzienek, włazów nie objętych okiem kamery. Dajcie mi cokolwiek do jasnej cholery.

Wieczór po aukcji.


Jeszcze kilka godzin temu siedzący na aukcji myśleli, że ten dzień nie będzie specjalnie różnił się od każdego innego dnia ich życia. Wracali do domów, apartamentów, lub po prostu do swojego pokoju i pchani ciekawością kręcili korbką pozytywki. Trybiki w pudełkach obracały się i wprawiały w uch kolejne i kolejne mechanizmy, aż wreszcie każda pozytywka wydała z siebie pierwsze uderzenia melodii. Gdyby tylko na świecie istniały osoby obdarzone wystarczająco czułym słuchem w szumie miasta dałoby się słyszeć delikatny rezonans. Melodia rozbrzmiała jednocześnie w wielu punktach miasta i niosła się niesłyszalnym echem, jakby przypadkiem tylko zsynchronizowana.


Wszystkie uderzenia w miniaturowe cymbały wydawały się smutne, pogrążone w niespodziewanie głębokim śnie. Hipnotyczna melodia wdzierała się w uszy i każdy obdarzony zmysłem muzycznym zaczynał wchłaniać ją i powoli samemu stawać się sennym. Po kilku minutach słuchania melodia zaczęła tracić rytm, a świadomość zaczęła odpływać. Ta melodia …

Rankiem, w szpitalu.


Powieki powoli zaczynały się otwierać, chociaż przychodziło im to z wielkim trudem. Przypominało to budzenie się ze zbyt krótkiego snu po zbyt wielu dniach bez porządnego odpoczynku. Świadomość napływała powoli, a wszystko dookoła było obce. Nie było znajomych murów, mebli, nic się nie zgadzało.

- Budzi się, doktorze. – Odezwał się kobiecy głos.
Jakiś cień wszedł w pole rozmytego widzenia, a zaraz po nim w oczy uderzyło światło lekarskiej latarki. Przez chwilę zdawało się, że ktoś chwytał za nadgarstek.
- Proszę poruszyć prawą dłonią. – Dłoń poruszyła się. – Dobrze, reakcje prawidłowe. Zdaje się, że wszystko z Tobą w porządku, czy pamiętasz cokolwiek? Jakieś nagle wydarzenia zanim zasnąłeś? Może gwałtowny upadek, albo uderzenie w głowę?
Młody chłopak pokiwał głową przecząco. W zasadzie nie pamiętał niczego szczególnego, po prostu siedział słuchając hipnotyzującej melodii, a teraz był tutaj. Gdziekolwiek owo „tutaj” się znajdowało. Nim jednak zdążył się odezwać w polu widzenia pojawił się drugi rozmazany cień i zwrócił się najwyraźniej do wciąż nie całkiem przytomnego pacjenta.

- Ty jesteś Mike, tak? Mike Stoner. – Pauza w wypowiedzi zdawała się trwać wieczność. – Zdaje się, że mamy sporo spraw do omówienia, oj naprawdę sporo ważnych spraw. Detektywie Kovalsky, kiedy chłopak będzie się nadawał do rozmowy proszę mi go porządnie przesłuchać.
- Z przyjemnością. – Głos był wredny, tak wredny, że aż śmierdział zabawą w dobrego i złego glinę. – Masz tutaj chłopcze pokaźną kartotekę i aż nie wiem od czego z Tobą zacznę…
Niestety wzrok znów odmówił posłuszeństwa, a wszystko zalała czerń. To jeszcze nie była pora na pobudkę.

Kilka godzin później.


W szpitalnej izolatce siedziało pięć osób. Wszyscy ubrani w szpitalne ciuchy, niektórzy jeszcze z wenflonami wpiętymi w żyły na ramionach. Trójka mężczyzn, kobieta i dziecko tulone przez ojca. Po kilku godzinach straciliście już tak na prawdę poczucie czasu, a jedynym wykładnikiem jego upływu były kolejne wizyty kontrolne lekarzy i pielęgniarek. „Czy dobrze się czujesz? Żadnych zawrotów głowy? Na pewno? Ta obserwacja nie potrwa już długo, pewnie lada chwila Was wypuszczą.” Te słowa powtarzane w kółko zaczynały już wbijać się w pamięć.

- Pan Lionel Fritz? Dziękujemy, może Pan wyjść, siostra Jackie zaprowadzi Pana do pokoju w którym będzie Pan mógł się przebrać i wrócić do domu, żona już na Pana czeka. – Powiedziała jedna z pielęgniarek, po czym kolejna wyprowadziła lekko oszołomionego staruszka.
- Policja zaraz się Wami zajmie, niestety nalegają by przesłuchać nawet naszą małą Amelię, przykro mi. – Zastanowiła się chwilę, po czym od niechcenia dodała. – Na pocieszenie powiem, że niedługo podadzą posiłki.

W głowach ciągle słyszeliście echo tej samej melodii, która wprawiła was w stan przez lekarzy określany jako „niewytłumaczalna śpiączka”. Po wielu próbach uzyskania jakichkolwiek informacji nie dowiedzieliście się jednak wiele ponad te dwa tajemnicze slowa. Więcej wyjaśniły natomiast policyjne przesłuchania. Okazało się, że dwanaście osób jak dotąd znaleziono nieprzytomnych z otwartą pozytywką w bezpośrednim pobliżu, a z kilkoma kolejnymi zwycięzcami licytacji nadal nie ma kontaktu. Pytania były ogólne i w zasadzie po wyjaśnieniu okoliczności zakupu nic więcej nie mogliście im powiedzieć. Ostatni w kolejce był młody chłopak, który w izolatce nie odzywał się do nikogo.

MIKE:


Pomieszczenie było zaimprowizowaną salą przesłuchań. Wcześniej, sądząc po meblach, był to po prostu jeden z wielu gabinetów lekarskich wyróżniający się dokładnie niczym. Przy biurku siedział podstarzały glina.

- Słuchaj gówniarzu, wiem że coś tutaj śmierdzi i zaraz mi wszystko dokładnie wyśpiewasz. – Spojrzał znacząco na młodzieńca, po czym podjął nim ten się odezwał. – Skąd masz pozytywkę? To pudełko warte jest pieprzoną fortunę, której ktoś taki jak Ty nie ma!
Przed młodzieniaszka padła wcale nie cienka kartoteka.
- Mamy tutaj zdjęcia z monitoringu miejskiego. Dotychczas byłeś tylko powiązany. Zawsze wpadali Twoi kumple, w końcu Ty tam tylko stałeś, ale do jasnej cholery mamy teraz twardy dowód rzeczowy i jeśli mi wszystkiego nie wyśpiewasz wylądujesz w pierdlu za kradzież dóbr kultury. To nie zwykłe wybieranie ludziom gówna z kieszeni, to poważne zarzuty.

Detektyw zamilkł czekając na odpowiedź, kiedy na chwilę w drzwiach pojawił się inny policjant.
- Jak skończycie, Hepner prosi o chwilę z tymi pacjentami, wie Pan.
- Skąd … Jak … Kiedy on się obudził?
- Nie mamy pojęcia sir. Lekarze twierdzą, że to były jego pierwsze słowa od kiedy się ocknął jakieś dziesięć minut temu.
- Dobra, zaraz, zobaczymy najpierw co ten tutaj ma mi do powiedzenia.

Znów zostali sam na sam, a na twarzy stróża prawa znów pojawił się grymas na pograniczu złości i drwiny.
- Śpiewaj, może samo bożyszcze tłumów uratuje Ci jeszcze dzisiaj dupę.

POZOSTALI:


Jedna z pielęgniarek złapała Was na korytarzach, kiedy już mieliście wyjść ze szpitala. Wydawała się zaskoczona i zdezorientowana.
- Przepraszam, ale zdaje się, że Pan Hepner właśnie się obudził i chce z Państwem rozmawiać. – Nie mniej zaskoczona, niż Wy dodała. – I nie pytajcie mnie jak i dlaczego, ja nic nie wiem. Chodźcie za mną, obiecuję że nie ma tam nic, czego mała mogłaby się wystraszyć.
Nikt nie odmówił. Hepner był sławą światowego formatu, a to mogła być okazja by zobaczyć go po raz pierwszy i być może ostatni w życiu.


Szliście korytarzami szpitala przez dobre kilka minut, aż dotarliście do pustej Sali pełnej personelu medycznego. Niektóre oddziały szpitalne miały mniej ludzi na stanie, niż to jedno pomieszczenie! Plątanina rurek i kabli chowała się pod kołdrą, lub kończyła się w odsłoniętych częściach ciała kompozytora, lecz on sam leżał tam z lekkim uśmiechem. Podeszliście do łóżka gdy tylko jeden z lekarzy dał Wam znak, zaś sam hep ner odezwał się ledwie słyszalnym głosem.
- Wiedziałem, że zadziała, przepraszam … - Głos zanikł, jakby sam geniusz przez dłuższy czas musiał zbierać siły na dokończenie zdania. - … pozytywki to nie … one zaprowadzą … po prostu słuchajcie …
Aparatura medyczna ustawiona w pokoju oszalała, a jeden z lekarzy pospiesznie wyprosił Was z pomieszczenia. Siedzieliście w korytarzu z mętlikiem w głowie, a chwilę później dołączył do Was towarzysz z izolatki w towarzystwie funkcjonariusza policji. Coś w głębi serca, w głębi muzykalnej części Waszej duszy splatało milknące echa wczorajszych dźwięków pozytywek ze słowami gwiazdy muzyki. Po chwili pojawił się jeden z detektywów, którzy pilnowali łóżka kompozytora przynosząc Wam pozytywki, które wcześniej zabrano Wam w charakterze dowodów rzeczowych.
- Nalegał, żeby Wam to oddać. Z resztą kilka innych osób oddało nam już swoje do analizy, ludzie z laboratorium powiedzieli, że raczej nie są niebezpieczne.
Zostaliście sami na korytarzu z pozytywkami w rękach, bez słowa wyjaśnień i okropnym uczuciem, że skądś się już znacie.
 
__________________
-Miejsce na jakieś głębokie filozoficzne stwierdzenie-
QuartZ jest offline