Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2011, 17:37   #10
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
część pierwsza posta z gościnnym udziałem Armiela jako Scypiona, Aureliusza i Ludwiga

- Wyjeżdżam.

Hjordis rzekła te same słowa do czterech mężczyzn, z którymi przyszło jej się pożegnać po decyzji powziętej przez Cabalusa. Decyzji wedle, której jasnowłosa Norsmenka miała stać się częścią wsparcia zapewnionego Zakonowi. Oczywiście żadna z tych czterech osób tak naprawdę mężczyzną nie była, nie w pełnym tego słowa znaczeniu, ale z braku wspólnego dla nich określenia Hjordis poszła na skróty ułatwiając sobie nazewnictwo i przezywając ich jednakim mianem.

Dziwne było towarzystwo, z którym przyszło dziewczynie rozmawiać przed jej wyjazdem. Każdy jeden różnił się znacznie od drugiego i każdy jeden okazał inne emocje na jej widok.
Pepin, jej wychowanek i niedorosły wilkołak odniósł się do stwierdzenia z ogromnym entuzjazmem jak do wszystkiego, co robiła i co mówiła Hjordis.

- Ja też? Jadę? Jadę z tobą? - Gdyby Pepin miał ogonek to teraz by nim zamachał.

- Ty zostajesz. Masz słuchać Ludwiga i reszty jego sfory. Jak będziesz nieposłuszny to pewnie odgryzą ci ucho albo jeszcze gorzej. Więc bądź. Gdyby Scypion miał dla ciebie prace do wykonania to zrób najpierw to a potem dopiero to, co ci każe Ludwig. Zrozumiałeś?

- A mistrz Aureliusz nie będzie miał zadań dla mnie?

- Mistrz Aureliusz to nie wie o twoim istnieniu, więc trudno żeby ci kazał coś robić. Jeżeli nawet by się odezwał przy tobie to będzie mówił do kogoś innego w pomieszczeniu albo do samego siebie.

- A długo cię nie będzie?

- Nie wiem.

- A dokąd jedziesz?

- Do Turynu.

- A gdzie to jest?

- Nie wiem.

- Czy to niebezpieczne?

- Nie wiem.

- Może ci się coś stać?

Hjordis uśmiechnęła się drapieżnie.
- Chyba we mnie nie wątpisz Pepinie, co? - Nachyliła się wilkołaka.

- Nie, ale kto cię będzie strzegł w dzień?

- O to się nie kłopocz. Masz się kłopotać o twoje nauki. Jak wrócę chcę widzieć postępy w walce, w polowaniu. I masz chodzić czysty! Zrozumiano!

Pokiwał głową, choć twarz zdradzała jego uczucia. Szukał sposobu oszustwa. Za to dostał w ucho.
- Au! - Złapał się za pieczące ucho.

- Nie próbuj mnie oszukiwać. Ludwig nie dba o to, ale Scypion zauważy jak się obsmarujesz brudem i nie wyczyścisz. Powie mi o tym, jak wrócę.

Tym razem pokiwał głową z pełnym przekonaniem.

Scypion, jedno z Dzieci Cabalusa, który odwzajemniał uczucie sympatii, jakim obdarzyła go Hjordis tuż po swoim przybyciu do zamku w Alpach spojrzał na jasnowłosą dziewczynę i uniósł nieco brew.

- Wiem. Byłem obecny przy wezwaniu Cabalusa. Smucę się z tego powodu. To ja powinienem jechać. Nie wątpię w rozumność Cabalusa, ale .. jeszcze jesteście tacy młodzi.

- Wiem, że byłeś. Chciałam się pożegnać. Tak jak ci rzekłam Scypionie uważam, że Cabalus wysyła nas dla odwrócenia uwagi od działań Gregoriusa. Co nie jest istotne. Istotne jest dla mnie gdzie leży ten Turyn. Pokaż mi na mapach gdzie to.

- Na południe stąd. Za górami. Tam rzadko jest zimno. Pokażę ci. O tutaj. – Scypion wyszukał odpowiednią mapę i wskazał wampirzycy rzeczone miejsce przesuwając palcem od miejsca ich obecnego pobytu do celu ich wędrówki.

- Zostawiam Pepina na zamku. Ma się trzymać teraz tego ze sfory Ludwiga, którego ma być podopiecznym. Jeśli chcesz to może być też na twe polecenia. Od zmroku do północy. O północy ma iść spać.

- Zaopiekuję się nim, jeśli o to ci chodzi, przyjaciółko. Nie zadbam tak, jak ty byś to uczyniła, niemniej jednak postaram się. Obiecuję.

- Nie musisz mi niczego obiecywać.- Pokręciła głową - Pilnuj się, ja będę pilnować siebie i tą trójkę i będzie, co ma być.

- Bądźcie ostrożni. Zakon to dumne wampiry. Poproszenie ich o pomoc naszej koterii może świadczyć o tym, że sprawa jest poważniejsza, niźli się zdaje z pozoru.

- Jestem ostrożna tyle ile trzeba. Pozostali jednak bywają nieostrożni. Mariusz się nauczył. Może. Diana i Bruno źle myślą. Nie umiem ich nauczyć. Muszą się sami nauczyć. Na własnych błędach.. – Hjordis nerwowo zaczęła gestykulować dla podkreślenia swych słów, które uległy uproszczeniu jak tylko dziewczyna dała się ponieść emocjom.
- O ile je przeżyją – dodała po chwili.

- O ile - zgodził się z nią Scypion.

- No to bywaj. - Uścisnęła mu ramię w przyjacielskim geście pożegnania.

- Bywaj - Scypion odwzajemnił uścisk.

Dziewczyna szybko wyszła z komnaty przytłoczona nagłym smutkiem, zapewne rezultatem tego pożegnania.

Natomiast Aureliusz, obecny przywódca koterii, nie uniósł nawet brwi na jej słowa a jego wyraz twarzy nie zmienił się nawet odrobinę, tylko fakt, że zwracał głowę w jej stronę pozwolił Hjordis dojść do wniosku, że rzymianin w ogóle usłyszał jej wypowiedź.

- Wiem. – W końcu padły z jego ust słowa, mimo że Hjordis myślała, że się już ich nie doczeka w tym stuleciu - Zadbaj o nich. Masz w sobie najwięcej siły spośród wszystkich, których Cabalus wyznaczył do tego zadania. I strzeż się gładkich słów południowców. Kiedy twój lud dopiero uczył się napadać sąsiadów, przodkowie Giovannich stworzyli przeogromne Imperium. Pamiętaj o tym i nie lekceważ przeciwników.

- Już wiem, że południowcy nigdy nie mówią tego, co myślą i nigdy nie myślą tego, co mówią. Będę na nich uważać i postaram się tym razem ukrócić Mariusza gdyby zaszła taka potrzeba. Masz dla mnie jakieś dodatkowe polecenia? Cabalus zwykle miał.

- Nie jestem nim. Więc nie, nie mam.

Skinęła głową. Aurelisz nie miał dodatkowych poleceń, Cabalus też nie, bo był daleko, ale ona miała swoje własne plany jak zadbać o bezpieczeństwo powierzonych jej pieczy.
W skompletowanym przez nią ekwipunku znalazło się miejsce na z wielkim zacięciem zastrugane przez nią kołki.

Ostatnim z tej czwórki, z którymi wkrótce miała się rozstać na czas wyprawy do Turynu był Ludwig. Przywódca wszystkich Księżycowych Bestii przynależnych ich schronieniu, syn Gerharda poprzedniego przywódcy wilkołaków i podobnie jak Gerhard ghul jednego z Ojców ich koterii. A przede wszystkim ten, który nauczał Hjordis walki w bezpośrednim starciu i jej partner w ćwiczeniach tejże.

- Wyjeżdżam.

- Dobrej drogi i dobrych łowów. Naucz twych wrogów, czym jest strach. Niech ich krew stanie się twym pożywieniem.

- Bywaj. Pepin zostaje.

- Dobrze. Zmężnieje.

- Co powiesz na ostatni raz? Przed moim wyjazdem.

- Chętnie…. - Warknął. - Zawsze chętnie pokażę słabiutkiemu wampirkowi gdzie jego miejsce. Gotowa na kolejną lekcję pokorrrry...

Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz Hjordis. Pod pewnymi względami na Ludwiga zawsze można było liczyć, choć nie dorastał do pięt swemu nieżyjącemu już ojcu.
- Uroczy z ciebie wilczek, kiedy się tak złościsz. Mam wtedy ochotę wytargać cię za uszy. – Czas spędzany razem sprawił, iż pozwalali sobie na wiele względem siebie i lubowali się w droczeniu drugiej osoby sprawdzając granicę, do jakiej mogli się posunąć.

- Może dołączymy nagrodę dla tego, kto wygra starcie?

Co podkusiło Hjordis do wysunięcia tej propozycji rzuconej tuż przed walką? Gdyby dziewczyna potrafiła lepiej pojmować własne uczucia może zrozumiałaby, iż próbowała odreagować niepewność i niezrozumienie związane z ostatnimi działaniami Mariusza względem niej, a ponieważ nie umiała analizować własnych emocji, więc uznała tylko, że to był doskonały pomysł.

- Jaką? - Ciało Ludwiga zaczęło zmieniać formę, mięśnie stały się większe, pojawiły się pazury na dłoniach, a sam wilkołak gotował się do walki nieświadom uczuć, jakie targały jego przeciwniczką tej potyczki.

- Mnie interesuje krew - Hjordis sięgnęła po swoje moce, których wedle umowy z Ludwigiem używała podczas ich walk. - Twoja. Najlepsza ze wszystkich wilkołackich. Przystajesz na to? Co będzie dla ciebie nagrodą?

- Krew. Twoja. - Warknął.

- Umowa stoi – odrzekła i podniosła do góry ręce zakończone ostrymi pazurami, jakimi nie powstydziłby się nawet wilkołak.


***

- Gdybyś nie żłopał krwi wygrałabym - Hjordis leżała na ziemi przyduszona cielskiem wilkołaka, wyglądała na wściekłą, ale tembr głosu mówił, co innego.

- Gdybyś więcej ćwiczyła pazury a mniej żelazo, wygrałabyś - odwarknął Ludwig uwalniając ją z chwytu.

- Twoja racja, ale wtedy nie dawałabym lekcji posługiwania się żelazem tym, co sobie jeszcze pazurów nie wyhodowali - odparła podrywając się na nogi.
- Twoja nagroda - odchyliła głowę na bok - choć może cię rozczarować. Nie jest tak silna jak ta od Cabalusa czy Aureliusza.

- Mam cię gryznąć? Jak jakieś zwierzę?

Złapała się za brzuch i wybuchnęła głośnym śmiechem.
- A jak to sobie inaczej wyobrażasz?

To ugryzł. Bolało jak cholera i było bardzo nieprzyjemne, w końcu to nie był wampir, a wilkołak, nie było w jego ugryzieniu nic finezyjnego, gryzł jakby odgryzał kęs mięcha.

- Na stwory Nilfheimu! To strasznie bolało! - Hjordis przyłożyła dłoń do rany na szyi, kiedy już ją puścił i patrzyła na wilkołaka z mieszaniną uczuć zaskoczenia i niezrozumienia.

- Noż, wybacz panienko, ale gryzienie zazwyczaj boli. Czeguś się spodziewała. Pytałem się przeca, czy mam gryźć jak zwierz, ty rzekłaś, że jak inaczej sobie to wyobrażam. To cię chapnąłem.
Podrapał się po głowie.

- Jak ja gryzę to nikogo nie boli.

- A jak ja gryzę to musi boleć. No przeca …. Jak sarnę w zadek gryzę tyż wierzga.

- Ze mnie żadna sarna a i w zadek bym się gryźć nie dała. Mówić mówiłeś, ale tego się nie spodziewałam. - Wyznała szczerze - Przynajmniej wziąłeś tyle krwi ile trzeba za zwycięstwo? Bo drugi raz się ugryźć nie dam.

- To naucz się bić. - Zaśmiał się przyjaźnie poklepując ją po plecach.

- Nie myślisz chyba, że teraz zawsze jak ze mną wygrasz to dostaniesz mojej krwi - spojrzała prosto w zarośniętą wilkołacką gębę - jeśli mnie to czegoś nauczyło to tego żeby nie dać się ugryźć.

- Zakład był zakład. Idziemy polować.

To ostatnie nie było pytaniem, lecz raczej stwierdzeniem faktu. Ludwig zmienił się w wilka i pomknął w stronę ośnieżonej puszczy. Hjordis zrzuciła część ubrań ponad te, które zdjęła już przed walką i pognała za Ludwigiem traktując jego ostatnie słowa jako zaproszenie. Oboje krwawili teraz od prawdziwych ran, których nie wygoiła moc ich krwi, ale nie przejmowali się takimi drobiazgami. Hjordis gnała przez las wiedząc, że w tych zawodach wygra z wilkołakiem. Ludwig w końcu się zmęczy, potrwa to trochę, ale jego ciało podda się zmęczeniu, a jej nie. Biegła, więc narzucając wilkołakowi szybkie tempo i śmiała się do nieba, do księżyca i do bogów Północy, którzy jak była pewna nawet tutaj nie opuścili swej córki.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 18-06-2011 o 17:42.
Ravanesh jest offline