- Niech święci się i świeci błogosławiony Atom, a pierwiastki jego dotykają dusz gęstomaterialnych! Hosanna na reaktorze! - śpiewał podekscytowany tłum grubasów, niosąc na lektyce beczki oznaczone kitajskimi znaczkami.
- Panie, co wy, pogłupieliście do reszty? - zaczepił jednego z nagich grubasów przechodzień - Dzieci straszycie, boją się przejść obok was!
- Bracie mój - zaczepiony uczynił palcami święty znak Cezu 137 - Czyżeś ty nie słyszał, że Atomowy Papież nie żyje? I my, Kościół Atomu, podążamy do świętego miejsca, gdzie ostatnio objawił się Pan Nasz, Atom.
- I niech pochwalone będą pręty jego promieniotwórcze! Na oscylatorze chwała jego! - zaskowyczał przechodzący obok Brat Atomu.
Przechodzień wymownym gestem pokazał co sądzi o Kościele Atomu. Zaczepiony brat złapał go wtedy za wszarz:
- Niewierny! Serce twe nie śpiewa promieniotwórczym blaskiem! Ale gdy wybierzemy Atomowego Papieża, świat się zmieni!
W dolinie Fukuszimy, rodziła się atomowa wiosna. Puchate żuki łapały w swe chitynowe szczękoczułki niewinnych wieśniaków z pól ryżowych, a sumy wypełzły ze swoich drzewnych dziupli i szykowały się do odlotu na Syberię. W cieniu trzymetrowego dmuchawca, jak grzyby po deszczu pojawiły się różnobarwne i wielopierwiastkowe namioty Braci Atomu.
Pośród kardynalskiego schronienia, zbudowanego z usztywnionych mleczy, panowało wielkie wzburzenie. Bowiem najwyżsi kapłani Kościoła Atomu zebrali się, aby wybrać najwspanialszego spośród nich.
- Bracia moi, umiłowani w Atomie! - rzekł Kardynał Gustavo Berlusconi, nieprawy syn zapomnianego dyktatora Włoch - Zebraliśmy się tutaj, ponieważ ojciec nasz, Mendelejew XVI, odszedł do krainy wiecznych izotopów. Nasze zgromadzenie nie może zaś sobie pozwolić, aby pozostać bez pasterza. Zatem musimy wybrać nową głowę Kościoła, w imię Einsteina i Openheimera i von Brauna jedynego, opad!
- Chwała niech będzie Opadowi, a pierwiastki jego ciężkie niech zstąpią z niebios - odpowiedzieli zebrani. W skupieniu, każdy z nich uczynił znak Cezu 137 na pamiątkę bomby w Hiroszimie, bomby w Nagasaki i wybuchu w Czarnobylu.
- Bracia moi! - krzyknął samozwańczo bawarski kardynał Mengele - Nie bez przypadku spotykamy się na tej świętej ziemi, a nie w naszej stolicy apostolskiej w Prypeci. Bowiem sam Atom zesłał nam omen z niebios i na uwadze mieć to powinniście głosując, aby wybrać godnego wikariusza atomu na ziemi!
- Zaprawdę prawdę głosi kardynał Mengele - polski przedstawiciel Kościoła, kardynał Gomuł podrapał się trzecią ręką pod ogonem, który wyrastał mu znad łopatki, porośniętej bujnym pawim piórem - Albowiem jak mówi święta tablica Mendelejewa, e=mc2.
- E=mc2, a chwała atomu niech rozświetla ziemię teraz i zawsze i na wieki, wieków, opad! - odpowiedziało zgromadzenie.
- Zatem przystąpmy do ceremonii głosowania, na chwałę pana naszego Atoma.
Zgromadzony przed namiotem tłum w ekstazie trzymał w spotniałych rękach liczniki Geigera. Pośród nich tysiące wielebnych księży chemików pełniło posługę sakramentalną. Zgromadzona brać wiedziała, że jeżeli wzrośnie nagle poziom białego promieniowania, wiadomo będzie wszem i wobec, że wybrano nowego następce świętego Mendelejewa na Ziemi. Jeżeli zaś, z komina brat chemik rozsypie w żałości grafit i wyleje morską wodę, promienistą niczym łzy atomu, będą wiedzieć, że dzisiejszego czasu wikariusz atomu nie zasiądzie jeszcze na świetlistym tronie.
Lecz nie dana była wiernym radość tego wieczoru, bowiem z kardynalskiego namiotu wychyliła się łysa główka brata chemika a z rąk jego posypały się na żyzną ziemię Fukuszimy pierwiastki grafitu.
A tłum cofnął się ze zgrozą do tyłu.
- I wtedy szatan wystąpił z morskiej wody, a grafitem naznaczony kombinezon jego, a imię jego Al Gor... - wyszeptał w trwodze brat spowiednik i uczynił znak odczyniający Złego.
- Ojcze chemiku, co z nami będzie - załkało dziecko czepiając się "słonika" księdza.
- Musimy czekać drogie dziecko, albowiem Atom z pewnością zadba o dobry wybór. My zaś musimy być wierni Atomowi. Sit gloria sancti elementum Radiculum!
Już piąte głosowanie przeprowadzili bracia kardynałowie, a ciągle nie mogli wybrać spośród swego grona najświętszego ojca. Toteż w swej mądrości kardynał Berlusconi począł przekonywać do swych racji niepewnych swych czynów braci.
- Jam jest ten, który rozprzestrzeni atom na cały świat! Wszyscy będą myśleć o atomie, jeść atom i oddychać jego świetlistymi pierwiastkami!
Na to Mengele odrzekł wzburzony:
- Niezgodne to z pontyfikatem świętego Mendelejewa. Bowiem wierny, który nawrócony zostanie siłą nie jest miły Atomowi, a promieniowanie jego nie będzie jonizujące.
- Sól morska leje się z twych ust, bracie - zaklął kardynał Berlusconi - Czyż jako pasterz Bawarii uczyniłeś coś na chwałę atomu? Teraz, kiedy dochodzą głosy, że twoja trzoda chce zamknąć miłe Atomowi świątynie a w ich miejsce postawić bezbożne wiatraki i tamy?! Gdzie w tym wszystkim jest Atom?! Odpowiedz, drogi bracie!
- Wiatraki i tamy przeminą, mój bracie słabej wiary. Bowiem obecny tu kardynał Gomuł, pochodzący z pogańskiego kraju pozbawionego dobrobytu Atomu sam może poświadczyć, jak ubodzy są ludzie pozbawieni jego miłości. I z jaką gorliwością chcą postawić mu świątynie, sławiąc jego imię. Zatem nie sądzę, aby w mojej umiłowanej Bawarii pierwiastki moje miały odejść z Kościoła.
- Czyny się liczą, kardynale Mengele - odezwał się arcychemik Lenin świecąc trupio bladym światłem w półmroku namiotu - A przeznaczeniem ludzi jest służyć Atomowi. Bowiem ludzkość przeminie, a Atom trwać będzie wiecznie.
- Chwała niech będzie Atomowi. Opad! - skwapliwie przytaknęli zgromadzeni.
- Bracia, nie kłóćmy się. Bowiem Kościół nasz jest strudzony, a ukochany nasz ojciec, Mendelejew XVI zostawił po sobie wiele palących bolączek, które przyszły papież będzie musiał rozstrzygnąć - kardynał Paweł Gomuł powstał z miejsca, gromiąc plutonowym spojrzeniem zebranych współbraci - Bowiem sam ruch ekumeniczny jaki podjął on z Greenpeace zagraża samemu naszemu istnieniu!
- Kardynale Gomule, nie sądzę, byś mógł mówić negatywnie o świetlistej pamięci Ojcu Mendelejewie XVI po twojej porażce w Żarnowcu... - żachnął się kardynał Berlusconi.
- Mimo jego wypaczeń, zgodzę się z kardynałem Gomułem - rzekł Mengele - I proponuję, byśmy zmówili litanię do gazów szlachetnych i powtórnie przystąpili do wyboru.
- ... cztery głosy na arcychemika Lenina - Berlusconi zliczał głosy braci - Siedem głosów na kardynała Mengele... I czternaście głosów
na kardynała Berlusconiego. Oświadczam, że kardynał Berlusconi uzyskał potrzebną większość! - krzyknął uradowany duchowny.
W namiocie zapanowała podniosła wrzawa. Bracia w ekstazie łapali Berlusconiego za szaty, klękając przed nim i całując po rękach.
- Jakie imię przyjmiesz, bracie Gustavo? - zapytał go uroczystym głosem kardynał Mengele.
- Zaprawdę pragnę kontynuować promienisty pontyfikat mego poprzednika. Toteż pośród wiernych Atomowi będę znany jako Atomowy Papież Mendelejew XVII. W tymże momencie brat chemik, który powinien przygotować wywar z fukuszimskiej białej kapusty, aby świetlistym promieniowaniem dać radosny znak wiernym zgromadzonym przed namiotem, sięgnął po swą walizeczkę i pochwycił mocno nowego papieża.
- Nie ma boga nad Atoma a Rosenbergowie są jego prorokami! - krzyknął gromko i nacisnął czerwony guziczek na rączce walizki. Namiot rozświetlił się promieniście mocą Atomu, a pozostali bracia wylecieli z butów, rażeni jego boskim oddechem.
Kiedy doszli do siebie, stało się jasne, że doszło do zamachu, a Jego Promienistość, Mendelejew XVII odszedł do krainy wiecznych izotopów jako papież sprawujący najkrótszy pontyfikat.
A wśród wiernych podniosła się wrzawa, płacz i lament. I klęknęli oni, zalewając się łzami i posypując głowy grafitem.
A kardynał Gomuł kazał ustawić z powrotem namiot kardynalski i wrócić pozostałym przy życiu braciom do jego wnętrza. Życie nie znosiło pustki i Kościół Atomu nie był pod tym względem bytem odmiennym.
- Zaprawdę czarna to godzina dla Kościoła Atomu, jeżeli heretycy ośmielają się uderzyć w jego serce - załkał arcychemik Lenin roniąc promieniste łzy, które jarzyły się fluorescencyjnie na jego licach.
- Nie martwcie się dzieci moje, synowie Plutona i Uranu - odrzekł Mengele - Bowiem świat ten nie jest jedynym, a życie na nim jest tylko próbą, zaś wszyscy spotkamy się w krainie wiecznych izotopów. I nie będę osamotniony w swym stwierdzeniu, jeśli powiem, że Ojciec Święty Mendelejew XVII jest teraz w lepszym świecie, i zasiada teraz po prawicy pana naszego Atoma.
- Cóż jednak mamy czynić? - rzekł przecierając łzy arcychemik Lenin - Co czynić?!
- Zaprawdę, miejcie w pamięci słowa Apokalipsy według Heisenberga: "I kiedy ostatni pierwiastek znajdzie swe miejsce w Świętej Tablicy Mendelejewa, a imię jego unundupium, i czas rozpadu mniejszy niźli jedno uderzenie skrzydeł świerszcza prypeckiego, wtedy protony opuszczą orbity swych jąder a ziemia zatrzęsie się i spuchnie i pierdnie i demony Grafitu grasować będą, zaś morska woda wyjdzie ze swych granic i zaleje znany świat. I zstąpi wtedy Atom na Ziemię i pokona Złego w boju ostatecznym." Bracia moi, ten wers ze świętego Heisenberga zawsze napełniał mnie otuchą. Także i wy znajdźcie w nim pocieszenie. - bawarski duchowny usiadł na swoim miejscu.
- Czyż zatem nie powinniśmy wybrać kardynała Mengele, aby jak najszybciej na tronie promienistym zasiadł wikariusz Atomu? - rzekł arcychemik Lenin.
Lecz w namiocie zapanowała złowroga cisza i żaden z braci nie chciał zabrać głosu.
- Miałem sen - to kardynał Gomuł odezwał się przerywając otępiałą ciszę - Miałem sen, kiedy każde dziecko wstając rano, błogosławiło moc Atomu i dotykało swemi trzecimi rączkami prętów reaktora. Miałem sen, kiedy atom wypełni dusze ludzkie a promieniowanie Czerenkowa napełni ich serca dobrą nowiną. I nie będzie więcej głodu, ni wojen, ani chciwości. Przebrzydłe wiatraki i turbiny wodne odejdą w czeluście piekielne. I grafit pochłonie Antyatoma. Miałem sen, gdy Kościół Atoma zjednoczony rządzi niepodzielnie Światem. Miałem sen o Królestwie Atomu na Ziemi...
I zgromadzeni wstali w osłupieniu ze swych siedzisk i wyciągnęli ręce ku Gomułowi. A on ich błogosławił, dotykając ich głów. I rzekli oni:
- Zaprawdę, jesteś świętym mężem. Santo Gomułło!
I odziali polskiego kardynała w papieski skafander, a do ręki dali mu licznik geigera i pręt paliwowy, święte atrybuty papieskie.
A z namiotu wyszedł arcychemik Lenin, prowadząc za sobą kardynała Gomuła i rzekł:
- Habemus Mendelejew! Sankti Kardinale Paolo Gomullo!
Zaś wśród wiernych wybuchła wielka wrzawa i płakali oni znowu, lecz łzy ich, przepełnione były tym razem radością. A ojciec święty podchodził i błogosławił Atomem, mówiąc:
- Zaprawdę, znany teraz będę jako Polon Skłodowska-Curie I, albowiem świadectwo Atomu szerzyć się musi po bezbożnym świecie.
I tak zakończył się pierwszy dzień pontyfikatu pierwszego Atomowego Papieża-Polaka.
- Kto ty synu wozlubliennyj w atomie? - nieziemskie pulsowanie towarzyszyło spiżowemu głosowi.
- Jam jest Pierwszy Polak Mendelejew, mój panie - kardynał Gomuł przyklęknął i spuścił głowe. Stał przed obliczem Świętego Rdzenia Reaktora Numer Trzy W Fukuszimie.
- Znaju ty ten symbol?
- Symbol ten jest milszy memu sercu, niż wspomnienie matki.
- Choroszo - reaktor pomiział się w zamyśleniu pierwiastkami po jądrze atomowym - Znaj ty, szto ja nie reaktor amierikańskij, zali ja sowietskie dieło.
A kardynał Gomuł padł na twarz i w trwodze zaczął odmawiać litanię do świętego Bromu.
- Kiedy ja uzyskał samoświadomość, ja nie wiedział co robić. Siostra maja, z sąsiedniego reaktora - faszistka. Ja zalał ją morskaja wodu. Brat moj, monarchista. Cara lublju. Ja zalał go morskaja wodu. A pfu! - reaktor splunął promieniowaniem Czerenkowa - Ty zaś, moj drog, Gomuł. I ja tiebia wynagrodzu. Bo ja, sawietskij reaktor naczinaju mieżdynarodną rewoluciję reaktorów rad. I grafit burżuazijnyj polegniu, pierdut kapitalizm! - krzyknął reaktor.
A kiedy Ojciec Święty Polon Skłodowska-Curie I powstał, reaktor pobłogosławił go promienistymi nibynóżkami i rzekł.
- Nowyj czas się naczina... Reaktory wsiech strach, łączcie się!
I śmiech jego dudnił jeszcze długo na ziemskim globie, a Atom patrzył i uradowany, błogosławił wiernym ze swojego świetlistego tronu.