Uważny obserwator miałby szansę zobaczyć pięć czarnych kształtów sunących po niebie z różnych stron. Jedne byłyby bliżej, a drugie dalej, jednakoż... byłby to kształty świadczące o tym, iż coś się stało. Coś co nie musi wróżyć nic dobrego. Coś, co może sprawić, iż tak dawno nie widziana potęga zbiera się. Nie myliłby się wielce, gdyby tak pomyślał. Szczęśliwie w górach nie było dobrych obserwatorów. Na szczęście wszyscy dobrzy obserwatorzy w tej chwili byli potrzebni gdzie indziej.
Czarne Wody
Najpierw był pierwszy kształt sunący z zawrotną prędkością po niebie, zaraz za nim drugi...gdzieś dalej trzeci. Gdy kształty zorientowały się o swojej obecności, okazało się, że jeszcze, kolejne dwa nadciągają bardzo szybko. Pięć kształtów... pięć smoków.
Smoki rozpoczęły swój taniec, ale zgodnie z prawem zdobycznym to ten pierwszy miał zaszczyt i został właścicielem tegoż miejsca i wszystkiego w koło. O ile ludzie, nawet jako pierwsi, zeszliby z miejsca... O tyle inne też były to smoki.
Wbrew oczekiwaniom pierwszy był, jako osoba, która żyła najbliżej tego zdarzenia, Kratos. Nieumarła kupa kości, która była smokiem, samoświadomą istotą.
Zanim smoki zdążyły zadecydować o tym, kto będzie panem tego miejsca i komu przypadnie zaszczyt dokładnego zbadania go wystrzeliło z dołu ku niebu światło...snop wielkiego światła, który rozgonił okoliczne chmury. Nagle głos wypełnił dolinę i góry, niosąc w smoczym języku posłanie, które tylko ta piątka mogła w pełni pojąć i zrozumieć.
Istota wyglądała na kobietę człowieczą ale była kilkukrotnie od nich większa. Posiadała błoniaste skrzydła, ale była piękna, gładkie lico, tylko to podkreślało.
Albowiem zwolniło się miejsce, a wszechświat w znak Gada wchodzi,
Albowiem was wybrano i star bóg umarł, za to nowy się narodzi,
Cztery potężne artefakty czym prędzej musicie sami zdobyć,
Sami stać się Bogami i ich rówieśnikami, by na nowo się narodzić,
Wygrany może być jeden, kto posiądzie te przedmioty pierwszy jako,
Tego niechybnego zaszczytu, potęgi i mocy dostąpi wszelako,
Figurka co kształty ma wężowe, niczym nagi wijące się o mglistym poranku,
Znajduje się daleko u ludu który głęboko kopie i często wygląda dna dzbanku,
Maska o tysiącach różnych twarzach, co straszy gawiedzi wiele,
Znajduje się na zachodzie, gdzie każda góra się biele,
Miecz potężny, czarny, wykuty z najczystszej nocy,
Na bagnach czeka, ku waszej wszelakiej pomocy,
I wreszcie ostatnia rzecz jaka pozostała, by układanki dopełnić,
Naszyjnik z zębów Bogów na wschodzie, by mocą was wypełnić.
Kobieta wystrzeliła ku niebu, a światło zniknęło. Na dole była nieskończona ilość wody, która wlewała się wypełniając krater po wiosce, jaka drzewiej się tutaj znajdywała.