Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2011, 11:34   #8
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Kiedy Lao kończył ustawiać cele, dziewczyna obróciła swoją futurystyczną zabawkę bokiem i zlustrowała ją sceptycznym spojrzeniem. Jakby za chwilę chciała pogrozić pukawce palcem, albo co. Chociaż z tego typu spluwami była obtrzaskana jak mało kto, to podgatunek jaki stanowiły snajperki zawsze ją odrzucał. Niby bezpieczniejsze rozwiązanie, niby większa efektywność, a jak przyjdzie co do czego, to cała magia tego zawodu nagle znika. Bo ktoś zamiótł ją pod najbliższy dywan. Twój cel powinien wiedzieć, że ktoś na niego poluje. Wiedzieć, że enigmatyczna postać myśliwego ubije go niezależnie od tego gdzie pójdzie i co zrobi. Pogrążyć się w beznadziejnej desperacji, a na samym końcu zrozumieć, że jego żałosne próby ucieczki nigdy nie miały sensu.

Z tych filozoficznych dywagacji wyrwał ją piskliwy głosik należący do młodego chińczyka, który właśnie wykreował dla niej prywatną strzelnicę. Zuch chłopak, naprawdę.
- Spokojnie mały, spokojnie. Jakoś nigdzie mi się nie śpieszy.
Uśmiechnęła się patrząc, jak Lao zmyka do klatki schodowej niczym królik do nory. Spojrzała na zakrapiane szarością smogu błękitne niebo i odetchnęła głęboko delektując się tym niezdrowym zapachem. Mimo przymusowych porannych ćwiczeń z rozkazu Yao, Cass posiadała dzisiaj bardzo dobry humor. Bo i dlaczego nie? Trzymała w łapkach najnowszy sprzęt i dano jej możliwość jego zastosowania. Zarówno teraz, na sucho, jak i później dzisiejszej nocy - na bardziej ruchliwych celach. Jak tu nie kochać swojej pracy?

***

Miała sporo czasu żeby dokładnie się przyjrzeć obserwowanej scenie. Całkowite ohydztwo mężczyzny malującego się w lunecie przyprawiało ją o mdłości. Rzecz jasna nie dosłownie, ale i tak czuła wyraźny niesmak względem jego osoby. Jak można było pozwolić sobie, aby wyglądać w ten sposób? Niczym obślizgła i nadęta ropucha. W dawnych czasach i owszem, gagatek jego pokroju zwaliłby to na złe geny, na niewystarczająco silną wolę, bądź na zwykłe lenistwo. Jednak dzisiaj? Placówki medyczne za grosze przeprowadzały operacje restrukturyzacji kości i relokacji włókien mięśniowych, o bardziej przyziemnych aspektach modelowania własnego ciała nawet nie wspominając. Nie miał wymówki. Żadnej. No chyba, że lubił po prostu patrzeć jak zmysł estetyki innych wokół niego zwija się do pozycji embrionalnej i zaczyna cicho kwilić. Pieprzony dewiant. Ale to samo dało się powiedzieć o niej.

Bilbord właśnie szlag jasny trafił, a ona potrząsnęła głową z cichym chrobotem. Upomniała w myślach samą siebie, jak nadopiekuńcza matka. Jej zadanie wymagało całkowitego skupienia, nie mogła sobie teraz pozwolić na myślenie o fikuśnych pierdołach i rozkojarzenie. Szare oko ponownie znalazło się bliżej lunety. Zaczęła mierzyć i czuła się nieco tak, jakby oglądała owy obrazek w zwolnionym tempie. Sztuczna źrenica uległa dostosowaniu do kreowanej w szkiełku odległości. Delikatne pykanie deszczu na jej barkach nie docierało już do uszu, zaś cały świat został na siłę wepchnięty do wnętrza soczewki obierając za swe centrum... kogoś zupełnie innego niż łysego tłuściocha, który właśnie próbował dorobić się zawału serca. Pogłaskała palcem spust nowoczesnej broni.
- A może my wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu jak te puszki na dachu?
Rzuciła smętnie pod nosem. Bo to właśnie widziała - kolejną puszkę. Oddała strzał.


Pocisk wyruszył poprzez ciemną noc, przecinając po drodze niezliczone krople deszczu. Jego wędrówka nie trwała długo, miejsce docelowe było jednak pełne urozmaiceń. Uderzył głucho w lewe przedramię jednego ze ściskających broń gachów, rozdzierając jego skórę i mięśnie, a następnie torując sobie drogę do kośćca. Nie przebywał tam zbyt długo, postanawiając zabawić się nieco z przedsionkiem płucnym, który rozdarł z łatwością jak mokrą szmatę. Siła targnęła trafionym mężczyzną i oderwała go od podłoża posyłając w stronę najbliższego sojusznika. Ten natychmiast odskoczył, jeszcze zanim zdał sobie dokładnie sprawę z tego, co się dzieje. Jego mniej fortunny kompan właśnie zaczął dusić się własną krwią. To nie był jednak koniec atrakcji, jakie oferował sobą hotel Lotus. Pękające szkło. Szyba AV roztrzaskała się w drobny mak, sprawiając, że jej pozostałości zaścieliły całe wnętrze pojazdu. Wybuch iskier. Coś wyrwało fragment karoserii i zabrało ze sobą niewielkie fragmenty przedniego pulpitu. Cass była nader ciekawa jak zachowa się teraz obiekt jej pełnych obrzydzenia westchnień. Za nim - walący się dach. Przed nim - diablo szczodra oferta przewietrzenia mózgownicy, przedstawiona przez nieznanego strzelca.
- Zabawmy się trochę. Twój ruch „Kruszyno”…
Zostały cztery naboje. Potem będzie musiała zmienić magazynek, albo gnać tam z buta. Dłoń ściskająca 500tkę przesunęła się o milimetr, nakierowując wizję na pozbawioną zasłony kabinę pilota. Gotowa odstrzelić kogokolwiek, kto byłby na tyle wielkim idiotą, żeby zacząć obłapiać stery.
 
Highlander jest offline