Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2011, 23:38   #5
Kivan
 
Kivan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znany
Jensen Adavarus; Thedas, Orzammar, później: Głębokie Ścieżki i grota.


Dobrze, że Syrio go szturchnął bo inaczej nie wiedziałby, że jest ranek – tu każda pora dnia wygląda tak samo bez tego powalonego słońca. I prawdziwą zagadką było jak krasnoludy wytrzymują to przez całe życie. Ledwo wstał, naciągnął na siebie ciuchy i zbroję, a Everhart już był na jego głowie. *Stwórco czy inny demonie piekielny, czy On nie ma nic lepszego do roboty?!* Dłoń należąca do Jensa skryta w bezpalczastej rękawiczce opancerzonej po zewnętrznej jej stronie blaszaną płytką zacisnęła się na długiej liście. *On chyba nocami nie spał żeby wymyślać te pierdoły. Orzesz w mordę!* Zmierzwił włosy czytając piękne, lekko pochyłe pismo, które wyszło spod kapitańskiej ręki. *Skurwysyn miał nawet czas na kaligrafie!* Oczywiście zwierzchnik zanim odszedł nie oszczędził mu wiązanki. Przerzucił przez ramię tarczę przysłaniając lekko skrzyżowane na jego plecach miecze, a następnie czym prędzej opuścił budynek zanim Kapitanowi przypomniałoby się coś jeszcze do zrobienia. Ruszył w stronę Kurzowiska, do którego nie było wcale daleko z domu tak zwanego „przyjaciela straży” – swoją drogą dziwne, że nigdy owego właściciela nie spotkał, a każdy na pytanie o niego wzrusza tylko ramionami. *Heh.* Na umówione miejsce dotarł szybko i już nawet na niego czekali. Siedmiu. Przyszły strażnik tylko uśmiechnął się z zadowoleniem widząc krasnoludzką młodzież tak chętną do pracy. Wręczył im listę by podzielili się zadaniami wedle swojego uznania i przypomniał im jeszcze, że stawka jest taka sama. Po czym skierował się do „Kamiennego Dzbana”…

Karczm była dosyć podła – obsługiwała nawet bezkastowców, nie bez jamrania jednak – ale za to spotkał kilku znajomych dobrze wszystkim znanych członków krasnoludzkiego półświatka. Zaraz zamówili po śniadaniowym piwku i przetasowali karty. Piracka gra, którą Jens ich nauczył była wręcz stworzona do oszukiwania, ba bez tego nie dało się wygrać. Spędził tam kilka godzin, zjadł lekkie śniadanie i wypił dzbanek piwa – jego sprawunki były skończone przed południem. Kiedy stamtąd wychodził był już z półgodziny co najmniej spóźniony i trochę pod kreską, ale to nic czego nie rozwiązało by podwędzenie ukradkiem kilku srebrników z puli. Mimo naglącego się czasu nie zamierzał się spieszyć, nie ma to jak wybitne spóźnienie żeby podkurwić Dowódcę. Wybrał więc okrężną trasę z widokiem. Chciał sobie obejrzeć lokalną atrakcję – krasnoluda, któremu przemieszało się we łbie po wypadku podczas wydobycia lyrium i stwierdził, że zostanie treserem gigantycznych pająków. Trwa teraz zażarty dyskus czy wyrzucić go z kasty górników, czy nie oraz kłótnia miedz jego żoną, a rodem o to dlaczego wywaliła go z chałupy. Tragedia i komedia w jednym – definitywnie warte zobaczenia.

Po obejrzeniu tylu ryków, wrzasków i lamentów oraz kilku ukąszeń mógł wrócił w dobrym humorze na miejsce zbiórki gdyby nie to, że zobaczył znajomą twarz w tłumie. *Przecież skurwysyn powinien już nie żyć.* Mimo swoich myśli jasnych i klarownych – przecież był pewien – pognał za duchem. Oddech mu się spłycił, serce mocniej zabiło. Rozpychał się łokciami biegnąc jak potłuczony między ludźmi i krasnoludami. Kluczył wśród nich starając się jak najszybciej przez nich przedostać. Doprowadziło go to do uliczki. Ślepej. By być pewnym wymacał wszystkie ściany dokładnie. Talwain był zdolny do wszystkiego i póki nie sprawdziłeś to była możliwość, że mógł się chować choćby w mysiej dziurze. Przeszłość go nawiedzała, szlag, i Eric Talwain nie był jedynym kogo ostatnio widział, bo z każdym razem kiedy zamykał oczy widział , a już nawet nie pamiętał Jej twarzy. Cholera. Zrzucił to na alkohol, jego problemy w spaniu i starał się o tym więcej nie myśleć, ale do końca zepsuło mu to humor i Talwainowe widmo towarzyszyło mu przez całą drogę, gdzie się tylko nie obrócił jakby wrota pustki zostały właśnie otware dla wszelkich duchów. Nie ruszyło go darcie mordy Everharta, ani ten cały wymarsz i droga, przez którą cały czas trzymał się tyłu, sam, zagłębiony w myślach, przynajmniej zdołał trochę ochłonąć nim dotarli do groty…

***

- Co on kurwa… - Miał na myśli? No właśnie. Odprowadził wzrokiem Kapitana Strażników, po czym spojrzenie przerzucił na Syria, ale ten go wciąż unikał. Jens wiedział, że teraz nic nie wskóra bo podejść do przyjaciela nijako nie mógł, więc obserwował na razie tylko bezsensowną dysputę innych rekrutów. Z dalszym rozwojem dyskusji robiło się coraz mniej przyjemnie i jemu nie trzeba było dużo więcej – prawa ręka powoli przesunęła się, w kierunku ukrytego za plecami ostrza by położyć swoje palce na jego rękojeści, lewa dłoń zaś w tym samym czasie zacisnęła się wokół jej nagarska jakby chcąc ją powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego. To wszystko zaczynało już go wkurzać. W końcu po dłuższej chwili do groty wrócił Everhart niosąc jakiś puchar i wszystkie oczy zaraz zwróciły się na niego. Stary strażnik kontynuował przerwaną wcześniej regułkę aż nie osiągnęła ona momentu krytycznego i dało się w tym samym czasie usłyszeć czyjeś jęczenie.

- Mamy… wypić krew tych… tych istot?

Jens tylko prychnął na ten popis, choć jemu samemu też nie uśmiechała się ta perspektywa to nie płakał z tego powodu, a szukał innych rozwiązań – między innymi tych ukrytych w puginale, którego rękojeść namiętnie zaciskał. Po chwili jednak się okazało, że opór nie ma sensu gdy zobaczył jak dwóch najodważniejszych wyskoczyło przed szereg i zbiera się do ucieczki. Daleko nie zaszli. Może w połowie drogi do wyjścia spotkały ich dwie strzały, każda jednego. Wystarczyło. Po tym ręka jakoś odruchowo zwolniła uchwyt na ostrzu. W tym właśnie momencie stanął przed nim Syrio z pucharem pełnym karmazynowej cieczy. Jensen wziął głęboki oddech spoglądając przyjacielowi oczy, ale ten nadal unikał kontaktu wzrokowego. Nie zastanawiając się dłużej chwycił naczynie i gwałtownie wychylił byleby jak najszybciej było po. Nie wiedział czego ma się spodziewać – nikt go o tym nie uprzedził, ale efekt poczuł natychmiastowo. Gdyby Syrio nie złapał pucharu to zatoczyłby się on po ziemi razem z Jensem. Wstrząsało nim jakby dostał w głowę i zaraz zebrało mu się na rzygi. O mało nie wyplułby wnętrzności i wtedy pojawiło się najlepsze – halucynacje. Potem już tylko bielmo przykryło mu oczy i padł nieprzytomny…

***

Budząc się nabrał powietrza jakby wracał z martwych. Wizja własnej śmierci była przytłaczając – nie ważne ile razy będziesz sobie powtarzał, że się jej nie boisz, to kłamstwo chyba nigdy nie stanie się prawdą. W głowie huczało jak cholera, a serce pompowało jak szalone. Suchość w ustach mieszała się z metalicznym smakiem. Przynajmniej wzrok dosyć szybko wrócił do normalności. Jedyna ulga jaka towarzyszyła temu wszystkiemu to to, że nie znalazł się w grupie nieszczęśników leżących teraz bezruchu na ziemi. Spojrzał na Syria ze złością za wszelką cenę starając się ukryć swój strach. Przez jeszcze jakąś chwilę nie chciało go opuścić to dziwne uczucie prezencji czegoś za jego plecami. Wstał nie przyjmując pomocy przyjaciela, nogi pod nim zadrżały, ale się nie ugięły.

- Chcesz mi coś powiedzieć? – powiedział typowym dla siebie kąśliwym tonem.
 

Ostatnio edytowane przez Kivan : 01-07-2011 o 00:04. Powód: Literówki...
Kivan jest offline