Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2011, 20:56   #1
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
[Śródziemie: IV Era Słońca] Uruk-hai - dodatkowa






CZWARTA ERA SŁOŃCA: URUK-HAI












Okolice Ostatniego Mostu, początek kwietnia 251 roku



Barth ziewając człapał ku stodole z niemal zamkniętymi oczami. Ostatnich kilka nocy nienależało do najspokojniejszych. Wędrówki między Ostatnim Mostem a domem, wyglądanie orków zza rzeki, pilnowanie młodszego rodzeństwa i jeszcze praca przy owcach. Na ujadane psiaków, przykutych do drzewa, tylko machnął ręką a kiedy nie przestały mruknął na nie i pogroził kułakiem, bo wiedział, że jak dzieciaki się obudzą to będzie musiał jej niańczyć. Zwierzęta w zagrodzie wtórowały psom lecz na nie uwagi nie zwracał, ani im nie urągał, bo zajadłe szczekanie wystraszyło je wystarczająco. Matula zajmie się śniadaniem. Ojce majom dobrze, myślał sobie. Wszytkosię robi i słucha i pospać dłużej można i strawę do wyrka się dostanie czasem... Westchnął otwierając drewniane wrota obory. Ostatnią rzeczą jaką poczuł był swąd padliny.










Okolice Bree, kwiecień 251 roku





[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9Vetg_e5fJQ[/MEDIA]





Zbrojni na wzgórzu patrzyli po sobie bez entuzjazmu. W ich stronę jechał oficer. Unikali kontaktu wzrokowego między sobą, bo w oczach każdego krył się strach. Przerażenie, które paląc wstydem paraliżowało ich myśli zatruwając morale. Konny zatrzymał rumaka omiatając oddział.

- Nadciągają orki. Nie znamy ich liczby dokładnie, bo tylko jeden zwiadowca jak na razie wrócił. Horda. Jak wiecie palą wsie, plądrują okolicę! Od kilkunastu do kilkudziesięciu goblinów. Macie bronić to wzgórze! Za wszelką cenę! Zrozumiano? – groźnie lustrował zgromadzone na wzniesieniu, spoglądające ku niemu niepewnie twarze.

- Tak jest! – krzyknął dowodzący piechurami. – Nie przejdą!

- Musicie wytrzymać do nadejścia konnych! Pamiętajcie! Bogowie są z nami! Zmyjemy ostatnie resztki śmierdzących ścierw z naszej ziemi! – krzyknął oficer.

- Wytrzymamy! Damy radę! – krzyknęło kilka gardeł, co zaraz podchwycili inni a trwy od wzgórza, między wzniesienia i doliny poniosły z wiatrem daleko w stronę gromady przeciwników.

Orków było dwudziestu. Oddział skautów, który kilka dni wcześniej wyrżnął, zjadł a później spalił resztki rodziny Umbartha wraz z ich farmą, a później puscił z dymem Ostatni Most, dzisiaj czaił się w wysokiej trawie. Wysłani z miasteczka zwiadowcy smakowali znacznie gorzej od wiejskich dzieci i gdyby nieich konie, gromada Uruk-hai szykowałaby się do walki tylko z chęci mordu i posłuszeństwa przełożonym. Jednak wiedzieli, że w Bree czeka ich znacznie więcej. Pełne brzuchy i chwała. Za spalenie farmy człowieka, który ściągnął na głowy kilku orków pogrom w Trollshaws, dostali zamiast nagrody okropne baty od samego Gorthaka. Teraz przyjdzie im pokazać ich przydatność i zmyć te pełne pogardy spojrzenia współplemieńców. Na swój sposób cieszyli się że Król Orków Hermuor nie kazał obedrzeć ich ze skóry kiedy wiadomość o ich wyczynie doszłado jego uszu. Teraz pochwali ich męstwo. Przed nimi na wzgórzu czaili się ludzie zaalarmowani przez jednego ze skautów, którego nie mogli z rozkazu Gorthaka niestety zabić.










Mężczyźni obserwowali okolicę. Na wzgórzach w podobnej sytuacji były inne oddziały. Mieli wciągnąć nadciągającą hordę orków w zasadzkę. Związać walką broniąc wysokiego terenu, kiedy na tyły wroga w dolinie spadnie jazda. Zobaczyli ich jak na dłoni. Z traw, na dwa strzały z łuku, wstało kilkanaście czarnych postaci. Potężne gobliny zaczęły biec w stronę ich pozycji z dobytymi mieczami. W ciszy. Zbrojni niespokojnie spojrzeli po sobie. Ich było ponad pięćdziesiątka. Przeważali nad wrogiem co najmniej czterech na jednego, jednak podpowiadane przez wyobraźnię obrazy odbierały odwagę. Tylko nieliczni spośród nich kiedykolwiek przelali inną krew jak zacięty palec przykrojeniu pajdy chleba czy splamili palce juchą inaczej jak otarciem rozkwaszonego w karczmie nochala...

Muskularne sylwetki orków rosły w oczach a wraz z nimi przerażenie obrońców. Salwy łuczników dosięgły kilka bestii czemu towarzyszły wiwaty. Lecz Uruk-hai parło niezwruszone naporzód. Pierwsza linia zbrojnych niemal pofrunęła w powietrze po zderzeniu z orkami. Reszta zwarła się z orkami jakby chciała swoją masą zepchnąć napierających, uwijających się jak w ukropieczarnych wojowników, zepchnąć z powrotem na dół. Gdzie padał jeden ork ginęło sześciu ludzi. Nim połowa z oddziału zdołała przedrzeć się przez szeregi kompanów by skrzyżować swoje ostrza z wrogiem, pierwsza linia obrony załamała się. Stojący dalej z krzykiem rzucili się do ucieczki. Rzucali tarcze i miecze daleko od siebie gubiąc hełmy i łapczywie zagarniając rękoma powietrze gdy tak biegli po życie w stronę Bree.

Poprzez „AAAA!!!” „Ojej” „Nie zabijaj” „Nieee!!!!” i „Mamo!!!!” przebijało się dominujące wzgórze

- Ratuj się kto może!
- Do miasta!
- Ratunku!

Uruk-hai przelali się przez wzgórze depcząc pokonanych, goniąc uciekających, dopijając w biegu rannych w dynamicznym biegu rytmicznych i spokojnych oddechów. Za sobą zostawili dwóch poległych kamratów, lecz ta myśl tylko dodawała im siły i determinacji do dogonienia pokazanych im pleców tchórzliwych ludzi. Znowu bieli pod górę. Na szczycie wzniesienia stał kolejny odział, który teraz spuchnięty o kolejnych kilkudziesięciu zbrojnych , nerwowo poruszał tarczami zza których sterczały piki i ostrza mieczy. Z okolicznych wzgórz w ich stronę zaczęli zbiegać kolejni zbrojni w gromadach, z bitewnymi okrzykami, wymachując wzniesionym nad głową orężem. Uruk-hai nie zmieniło ani kierunku ataku, ani nie zwolniło natarcia. Można by wręcz powiedzieć, że przyspieszyło tempa i dystans dzielący ich od pierwszych ludzi zmniejszał się gwałtownie. Stojący na wzgórzu wojownicy przygotowali się do odparcia ataku zapierając nagami w zielonej trawie. I tym razem spustoszenie jakie wywołało zderzenia orków z tarczami żołnierzy było piorunująco brutalne. Jednak widząc naciągające oddziały z lewej i prawej strony oraz spodziewając się rychłego nadejścia kawalerii zbrojni zaprzeczając samym sobie i odmawiając głosowi wołającemu o życie i przynaglającemu o ucieczkę, trwali na swoich miejscach. Topnieli w oczach i ich linia obrony również zaczynała się chwiać i tylko to, że nabiegający im na odsiecz koledzy z okolicznych wzgórz wiązali walką goblinów sprawiało, że jeszcze się bronili.

Kiedy nawet zaczynali mieć wyraźną przewagę nad wrogiem, który teraz opędzał się od razów przytłaczającej liczby ludzi, niebo pociemniało.

Młodzieniec wyciągnąwszy z powalonego na ziemię orka miecz przyłożył głownię do skroni mrużąc się pod słońce. Cień jaki ich przykrył poruszał się, a świst jaki mu towarzyszył przypominał szum wzburzonych lisci na dębie spod jego chałupy. Źrenice rozszerzyły się kiedy zorientował się, że to pociski. Odrzucając miecz chwycił za wbitą w plecy powalonego człowieka tarczę i padając na ziemię przykrył się jej okutymi w blachę deskami. Widział jak setki! Nie! Tysiące! Grad furkoczących strzał z impetem spadało na rój falujących postaci. Nie wybierały wroga. Z impetem wbijały się we wszystko co stało na ich drodze. Trafiały w głowy, plecy, nogi, szyje i twarze walczących. Ork padał na człowieka. Ludzie ginęli wraz z goblinami. Grot przebił blachę i przelatując w szparze między deskami utkwił w ziemi tuż obok policzka wystraszonego młodzieńca, który kuląc się trawiepragnął być jak najmniejszym celem. Kiedy deszcz pocisków urwał się równie szybko jak pojawił nieśmiało odkrył skorupę najeżoną drzewcami prymitywnych strzał. Przyjrzał się im. Były... dziwne. Inne. Jakich jeszcze nigdy nie widział. I niebyły jednak prymitywne. Po prostu brzydkie. Odpychające. Wiatr i niemrawe ruchy rannych poruszały trawy wzgórze zasłanego trupami. Na przeciwległym wzgórzu pojawił się jeździec.




Czarny jeździec. Ciarki przeszły po plecach młodego wojaka na widok zakapturzonej postaci. I nigdzie nie widać jazdy. Obiecana szarża konnych nigdy nie nadeszła. Za to zza wzniesienia zaczęły wyłaniać się banery. Łopoczące na wietrze sztandary. Czarne, czerwone i białe. Las włóczni i najpierw hełmy, później barczyste ramiona okute w czarne naramienniki i wreszcie całe sylwetki armii orków. Masywnych i olbrzymich. Nie takich, których ciała przywlókł kapitan z Trollshaws... Tysiące tych, których garstka niemal zmiotła ze wzgórza jego oddział. Rzucając tarczę puścił się w szalony bieg do miasta. Byle dosiąść konia. I jechać. Pędzić przed siebie jak najbadlej od tego przeklętego miejsca. W stronę Bree biegło więcej takich jako on pojedynczych i zbitych w gromady zbrojnych. Obrona wzgórz niepowidła się i miasto stało otworem. Bo spuchniętemu domami i magazynami Bree, które okalał niewysoki mur, którego zadaniem była kontrola handlu jak obrona, nic już nie pomoże.











[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=f-nGKEPjzQk[/MEDIA]



Oficer wykonywał manewr książkowy, najstarszy w świecie trick taktyczny, który miął mu przynieść łatwe zwycięstwo nad bandą orków, którzy puścili z dymem osadę Ostatni Most. Był młody lecz nikt nie mógł mu zarzucić braku cech przywódczych a brak prawdziwego doświadczenia bojowego nadrabiał wybitnymi osiągnięciami teoretycznymi. Wszak kończył szkolenia najlepiej z pozostałych synów arystokracji a nazwisko ojca wiszące mu nad głową choć w mniemaniu innych wyniosło go wyżej niżby sam się wspiął w krótkiej karierze wojskowej, to ci którzy go znali wiedzieli, że prawda nie mogła by być bardziej daleka od takich plotek. Umiał się bić, był świetnym jeźdźcem, miał posłuch wśród ludzi, którzy odwzajemniali mu szacunek i szli za nim z przekonaniem, że ich życia złożone w jego ręce są bezpieczne.

Wyjeżdżając z lasu kierował się łukiem na wzgórze, za którym zniknęli ostatni wojownicy Uruk-hai. I wtedy usłyszał, że cos jest nie tak. W szyku konnych towarzyszący mu podwładni po lewej stronie zwalniali nieznacznie jakby tracąc panowanie nad końmi. W rzeczywistości obracali się w siodłach przekrzykując tętent setek kopyt. W oddali, zza ich plecami, na płaskiej krawędzi lini wzgórza stał rząd czarnych postaci, który spływał teraz jak przelana przez czarę zielonego naczynia fala błota. Dziesiątki, setki potężnych orków, których pierwsze szeregi dzierżąc długie włócznie w milczeniu biegli przed siebie na spotkanie konnych.

Dowodzący szarżą wiedział, że jeśli ma wykonać zwrot to był to najbardziej odpowiedni moment ku temu, jednak ilość wojowników znienawidzonego wroga oszołomiła go jak również sparaliżowała strachem, który ścisnął go za gardło w żelaznym uścisku. Pierwsza fala bełtów i łagodnie opadających strzał wywołała popłoch wśród pędzących koni i uczepionych ich grzbietów ludzi. Padający w trawę zbrojni wraz z końmi podcinali nadbiegających i goniących obok towarzyszy. Musiał podjąć szybką decyzję. Wiedział, że zanim dotrze za wzgórze niezmieniając kierunku jego odział będzie zdziesiątkowany. Wykonał zwrot wyciągniętym mieczem nakazując nawrót. Druga salwa pocisków wyrządziła już o wiele mniejsze starty, bo przygotowani na nią konni okrywali się tarczami, przylegając szczelnie do końskich grzbietów, lecz żniwo jakie zebrała wycisnęło w oczach młodego dowódcy łzy wściekłości i bólu. Wbił się jako jeden z pierwszych w szeregi mocarnych orków a reszta oddziału podążyła. Tratowali z impetem zakute w żelazo cielska goblinów siecząc mieczami na lewo i prawo. Jednak im bardziej pęd szarży rozbijał się o orcze ciała i ostrza pik, konni wyhamowywali i coraz liczniej dookoła jeden z nich ściągany był do ziemi, wysadzany z siodła, przewracany z koniem. A zza wzgórza wciąż wylewała się ścieśniona piechota wroga której końca nie było widać.

- Odwrót! – krzyczał stając w strzemionach. – Za mną! – darł się rąbiąc drogę mieczem, kopytami tratując żywych, rannych i martwych kiedy przebijał się chcąc wyrwać się z kleszczy łamiącej się jeszcze przed chwilą flanki orków, która teraz pęczniała w oczach nabiegających posiłków i ze zdwojoną zapalczywością kąsała i kłuła srebrne zbroje królewskich konnych z Bree.











Cześć!

Szukam od jednego lub dwóch graczy do rozgrywanej na forum sesji w klimatach Śródziemia (w bardzo autorskim podejsciu, nie mylić z MERP!). Dotychczasowa znajomość sesji niekonieczna, jeśli bohater nie będzie pochodził z Tharbadu, okolic Ostatniego Mostu lub Bree. Sesja jest w fazie wciąż początkowej, mamy rozegrany prolog i pierwszy rozdział, także wszystko przed Wami! Nie zrażajcie się, że nie gralibyście od początku z resztą ekipy. Własnie pożegnalismy jednego bohatera a życie drugiego wisi na włosku. Przyda się swieża krew

Wszystko czego potrzeba, by wziąć udział w rekrutacji znajdziecie w zamieszczonych poniżej linkach. Zależy mi tylko na graczach dotrzymujących terminów i piszących sumienne posty. Częstotliwość odpisywania uległa zmianie, zatem kolejka trwa 5 dni dla graczy i 5 dni dla mnie. Proszę zgłaszać się i zadawać pytania ogólne w tym temacie. Szczegóły i drafty postaci na PW. Służę pomocą tak przy przy części mechanicznej, jak i osadzeniu bohatera w maju 251 roku IV ery (jeśli ktoś takowej by potrzebował. Idąc dalej wystarczy rozpisać historię, ja zajmę się wszystkim co mechaniczne ). Byłoby idealnie, gdyby postać w trakcie rozpoczęcia rozgrywki była w Tharbadzie, ale to nie jest wymóg konieczny, raczej moja preferencja. Gotową kartę lub tylko historię postaci przesyłamy do 21 lipca na hp444@wp.pl lub moje PW.
Jesli ktos stworzy postac, która przebywała w Tharbadzie w ostatnich dniach, to warto jest przeczytac kilka ostatnich postów sesji, żeby wiedzieć o co chodziło. Będę wtedy proponował swiatotworzenie co się stało z południową częscią miasta obleganą przez Cadoca z Dunlandczykami i w razie przyjęcia do gry wizja tego gracza wpłynie na losy tego miasta i czesciowo wydarzenia w scenariuszu To będzie opcja dla chętnych.
Start w sesji około 25 lipca, lub wcześniej, jeśli postać byłaby gotowa od razu fabularnie (nie wierzę, że nie będę miał pytań dodatkowych).


Lektura:

Rekrutacja (obowiązkowa) �- http://lastinn.info/archiwum-rekruta...-uruk-hai.html ([Śródziemie: IV Era Słońca] Uruk-hai)
Materiały do sesji (uzupełniająca) �- http://lastinn.info/komentarze-do-se...materialy.html
Sesja (uzupełniająca) �- http://lastinn.info/sesje-rpg-fantas...-uruk-hai.html
Komentarze (pierwszy post obowiązkowo) �- http://lastinn.info/komentarze-do-se...omentarze.html
Wielu informacji dowiecie się również tutaj �-http://lastinn.info/archiwum-rekruta...dodatkowa.html ([Śródziemie: IV Era Słońca] Uruk-hai - dodatkowa)



Zapraszam!
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline