Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2011, 01:30   #2
JanPolak
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Kosmos. Czarna otchłań – niczym otwór rury kanalizacyjnej, w którą wysrał się Bóg. A ludzkość rozrzucona po nim jak pestki w gównie. W przeciwieństwie do dowódcy, doktor Rabourn nie zamierzał przywoływać imienia pańskiego nadaremno. Głownie dlatego, że nie miał wątpliwości, gdzie Bóg ma ludzi.

Doktor – człowiek tak wymięty i oklapły, jak tylko można być w wieku lat czterdziestu pięciu, spędził podróż w ciszy i spokoju, zajęty głównie pilnowaniem własnego nosa. Fakt, przed zejściem z pokładu Fokusa musiał sobie strzelić sznapsa w ubikacji, co by mu łapy latały, ale nie wadziło mu to w pracy.

Tylko jaka to była praca? Po cóż w kosmicznej misji znalazł się lekarz z dwudziestoletnią praktyką internisty? I co to w ogóle była za misja – myślał. W dwanaście osób (głównie roboli) mieli nawiązać kontakt z zaginionym statkiem górniczym. I co dalej? Jeśli Lotosa zajęli terroryści, bardziej przydałby się gwiezdny SWAT niż jacyś elektrycy. Chyba, że wszyscy na pokładzie wymarli na epidemię, wtedy będą mieli okazję się zarazić i pośmiertnie przysłużyć się nauce, badając chorobę na samych sobie. Choć zawsze istniała też możliwość, że po prostu okrętowi radiooperatorzy zastrajkowali, żądając większych przydziałów godzin w pokładowym burdeliku – w takim wypadku ratownicy nie pomogą.

Ale nic to, co do misji nie miał wyboru. Polecenie Dyrekcji. Tak to już w życiu bywa, że sobie losu nie wybierasz. Zwłaszcza, gdy masz podupadający gabinet, zadłużenie jak stąd do Alfa Centauri i nie zwindykowali cię chyba tylko dlatego, że wykazujesz niebywały talent w lizaniu dyrektorskich butów. Więc Dyrektor mówi, a ty potakujesz, mlask, mlask i lecisz w najdalsze zadupie kosmosu. Z czasem idzie sobie wmówić, że się lubi smak brudnych podeszw na języku.

Na miejscu… pustka statku była przygniatająca. Miejsce stworzone przez ludzi dla ludzkich, przyziemnych potrzeb pozbawione gospodarzy było takie obrzydliwie bezsensowne. Ale nie mieli czasu na kontemplację otoczenia. Ratownicy dziarsko ruszyli w głąb korytarzy. Ochrona robiła groźne miny do ścian, technicy bawili się w otwieranie przejść. W końcu, po idiotycznym człapaniu po korytarzach technicznych, zobaczyli…

Mięso. Urzędas się porzygał. Jeśli Tony’emu coś rosło w gardle, to był to tylko efekt diety złożonej z paczkowanych racji żywieniowych zapijanych Old Piper Synthetic Whisky. Widok zwłok go nie ruszył. Bo, widzicie, ciało to tylko mięso. Człowiek jest chodzącą kupą mięsa, funkcjonującą dzięki procesom chemicznym i impulsom elektrycznym. Gdy ustają, ginie i gnije. Zapomnijcie o wyższych funkcjach, duszy, myśli, dojrzałości. Myślicie, że to ważne, że tamten trup uważał się za dobrego męża i kochającego ojca? A tamten – o ten z urwaną żuchwą i językiem zwisającym jak połeć szynki – miał błyskotliwą i dogłębną interpretację filozofii Schopenhauer? Albo o ta – z palcami zaplecionymi wokół wyprutego jelita grubego – chciała osiągnąć w życiu coś wielkiego? Generalne pierdolenie! Przed sobą widzieli mięso. I śmierdziało tu, jak gdy wracasz z delegacji i otwierasz zepsutą w międzyczasie lodówkę. Z tych myśli wyrwał lekarza dowódca.

- Panie Rabourn, proszę sprawdzić co... kto ich zabił – polecił.

Doktor założył gumowe rękawiczki i zabrał się do pobieżnego badania denatów.

- Stopień rozkładu wskazuje na zgon nie dalej niż przed kilkoma dniami. Zwłok jest… około 80. Rany postrzałowe, od śrutu, z bliskiej odległości. Zastrzelono ich ze strzelby, typowej broni ochrony. Nie widzę przy ciałach uzbrojenia, ale niektórzy mają kamizelki kuloodporne. O, z takiej amunicji strzelano – mówiąc to, kopnął łuskę po śrucie pod nogi Milesa Torque’a.

Kolejna pestka w wielkim kosmicznym gównie mknęła w głąb kanału. A doktor Rabourn mknął z nią.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline