Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2011, 09:21   #6
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Seirei Mura, terytorium Klanu Żurawia



Gdy tylko pierwsze promienie wydobyły żywe barwy z wiśniowego parapetu w pokoju Sakury, dziewczyna podniosła się. Stanęła prosto, podeszła kilka kroków, aby wejść w smugę światła sączącą się, jeszcze niemrawo, do jej pokoju.

Złożyła głęboki pokłon Matce Amaterasu.

Podeszła do skrzyni, skąd wydobyła białe kimono. Wzięła je do rąk i wyszła na zewnątrz. Chłód poranka był orzeźwiający. Cisza - uderzająca.

Znała dobrze okolicę. Nie potykała się, nie szukała drogi, nie przystawała. Szła jednostajnym, niezbyt spiesznym krokiem w stronę niewielkiego strumyczka, który przepływał niedaleko miejsca, gdzie zwykle trenowała. Zbudowana tama i pogłębione dno gwarantowały wystarczającą głębokość, aby mogła się tam zanurzyć, jeśli pochyli się i przyklęknie. Czasami, tak jak teraz, jej drobna sylwetka okazywała się pomocna. O tej porze wszyscy jeszcze spali. I dobrze, bo nie było nikogo, do kogo Sakura chciałaby otworzyć usta. Nikogo, na którego chciałaby spoglądać. Doszła nie niepokojona do "rzeczki". Rozwiązała obi, powoli uporała się ze wszystkimi sznurami, podtrzymującymi warstwy jej wystawnego kimona.

Nieustannie, od momentu pokłonu, mając wrażenie, że "już to gdzieś widziała, już to przeżyła".

Dziewczyna zsunęła kimono, najpierw z ramion, aby zaraz potem pozwolić mu opaść na wilgotną, od powstającej rosy, ziemię. Kilka warstw przedniego jedwabiu spiętrzyło się u jej stóp, tworząc wzniesienie, z którego wyszła powoli, stawiając drobne kroki. Jej naga skóra zaraz pokryła się gęsią skórką, owiana porannym wietrzykiem, jednak ciepło wschodzących promieni, jakie przebijały się przez niskie drzewka rosnące wzdłuż strumyczka, ogrzało młodzieńczą cerę, przywracając jej na powrót alabastrową gładkość. Ręce Sakury uniosły się nad głowę, wyciągając po kolei wszystkie spinki i ozdoby z wspaniałego koka. Dziewczyna opuściła je dopiero, gdy wszystkie dodatki i ozdoby wylądowały na kimonie, a jej włosy spłynęły gęstą falą, otulając postać jak płaszczem.

Dopiero wtedy dziewczyna weszła do wody i stanęła w jej najgłębszym miejscu, aby po chwili zanurzyć się cała w jej niewielkiej toni.

Szemrzący strumyczek zakrył czubek jej głowy, zagarniając ze sobą nieśmiało czarne pasma, które wirowały w takt sobie tylko znanej melodii. Ptaki zaczynały swoje poranne trele, gdy po chwili, niewielka, młodzieńcza główka skryła się nad powierzchnią.

Pod wodą było zimno. Nie chłodno, ale zimno. Sakura natychmiast odczuła presję by wyjść, niemal uciekać. Że to nie jej miejsce. Ładnie wyglądająca woda nie chciała jej, raniła lodowatym zimnem, zmuszała by uważać z oddechem, grożąc śmiercią.

Tuż przy dnie była też czarna. Z jakiegoś powodu wzbudziło to w dziewczynie obawę, jakby patrzyła na przestrogę.

"Przybywam" - usłyszała nagle, tuż przy sobie. Tak ją to zaskoczyło, że nieomal krzyknęła. Krzyknęłaby, ale pod wodą wyszedł jedynie zdławiony, zachłyśnięty odgłos. Woda wzburzyła się, kiedy dziewczyna wystrzeliła z niej, wybiwszy się od dna, szukając powietrza.
W chwilę później, wciąż kaszląc i plując wodą, Sakura rozglądała się dokoła, podejrzliwie lustrując "rzeczkę" i ogród.

Nikogo. Nie było nikogo. Czując wciąż walące serce i coraz mocniej doskwierający chłód, dziewczyna szybko sięgnęła po kimono, nakładając je.

Było smoliście i łuskowato czarne. Nie białe. Sakura chciała zedrzeć je
z siebie, ale nie mogła. Kontynuowała zakładanie, niemo protestując, próbując zwrócić uwagę na zły kolor, nie ten dotyk, bezskutecznie, krzycząc na siebie samą w myślach, odczuwając rosnącą grozę spowodowaną po części własną bezsilnością, utraconą kontrolą, lecz znacznie bardziej narastającym przeczuciem, że coś jest BARDZO NIE TAK.

Sakura zmusiła się jakoś, by zamknąć oczy. Znała to miejsce. Potrafiła
odmalować je z pamięci. Skoncentrowawszy się na tym całkowicie poświęciła kilka chwil na dokładne przypomnienie sobie tej sytuacji.

Kiedy wreszcie otworzyła oczy, wszystko było na swoim miejscu, także kolor i faktura kimona. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, zadowolona z siebie.

Wyciągnęła przed siebie dłonie. Przeciągnęła się tak, poruszając się powoli, harmonijnie, pozbywając się uczucia zgnuśnienia ze zbyt długo zastygłych w jednej pozycji mięśni.

Wtedy, na lewym przedramieniu tuż nad przegubem, odczuła ciepło.

Dziwne, bo punktowe uczucie przyciągnęło jej uwagę. Ledwie spojrzała tam, zaniepokoiła się - miała wrażenie, jakby ktoś gorącym prętem sunął wzdłuż jej skóry, kreśląc krótką linię i bała się, że jeśli ten "pręt" stanie się jeszcze cieplejszy - oparzy ją.

Tak się jednak nie stało, a wkrótce uczucie zmieniło kierunek - zupełnie jakby ktoś począł obrysowywać coś na jej ręce. Niewielki romb. Kiedy obrys się zamknął, jego brzegi poczęły czernieć.

A potem jednocześnie stały się trzy rzeczy.

Czerń i ciepło zaczęły zalewać wnętrze obrysowanego rombu.

W kilkunastu dalszych miejscach na obu rękach pojawiło się to punktowe uczucie ciepła, poczynając kreślić następne romby na alabastrowej skórze.

Sakura usłyszała swój własny głos, szepczący:
- Witaj.

Czarnych rombów przybywało coraz szybciej. Dziewczyna z trudem mogła oddychać, miała tak ściśnięte coraz większą trwogą gardło.

Wyrastały jej łuski.

Kiedy poczuła jeszcze dziwne palenie w żołądku, dziewczynie ugięły się kolana.

"Ołtarz! Ołtarzyk dziadka!" - przypomniała sobie, rzucając się do desperackiego biegu. W kilkunastu skokach znalazła się znowu na werandzie, dwa dalsze zaniosły ją do domu, gdzie - nie przejmując się hałasem - pobiegła w górę, do pokoju w którym chciała paść na kolana przed małym ołtarzykiem, w jaki obrósł stojak ze swoją zwykłą zawartością i jaki poświęciła ojcu i dziadkowi.

Ale stanęła w progu, bo ołtarzyka nie było. Zamiast niego stał w środku wysoki mężczyzna, mający na głowie jej kapelusz. Mężczyzna miał też
piękne, wyszywane komigatari i naginatę.

I daisho jej brata.

To był on. Mnich Osano-Wo. Jej dziadek.

Zalała ją fala ulgi.
- Dziadku! - skoczyła ku niemu - Dziadku, musisz...
Potężne uderzenie w policzek zapiekło ją, rzuciło ją na ziemię. Jego ręka się poruszyła, wracając na swoje miejsce przy obi. Nie widziała jak uderzył, widziała tylko jak cofał dłoń.
- Hańba. Nieposłuszeństwo, wreszcie hańba. Oto, co widzę. I jeszcze to. Brudna jesteś, mała dziewczynko. Coś ty z sobą zrobiła? - wskazał na jej czerniejące ręce - Chcesz być modna? Jak Żurawie? - zaszydził - Jesteś z siebie dumna?

Zapiekło.

- Przodkowie dlaczego? - rzekł, przesadnie dziewczęcym falsetem. Spojrzał na nią z pogardliwym gniewem. - DLATEGO! - ryknął - BOŚ SPIEPRZYŁA SPRAWĘ, IDIOTKO! Kąpieli się zachciewa, tak? Oczyścić? Przodków wzywać? No toś wezwała, i sama popatrz jakaś teraz czysta! A teraz dziadku, tak? Może jeszcze tatusia zawołasz, księżniczko!

Sakura zaniemówiła na taką tyradę. Na moment nawet jej w połowie już czarną łuską pokryte ręce zeszły na dalszy plan. Krótki moment, ale dziadek i tak nie skończył.

- Zakryj to! Nikt nie może tego zobaczyć! I nie wzywaj, jeśli nie wiesz kogo! Kupię ci czas, głupia. - rzekł, ale tak jakoś, bez wiary we własny sukces - Pamiętaj! Szukaj w przeszłości!

- Sakura - rozległ się miękki szept, rozchodząc się po całym domu, a dziewczyna mimowolnie wzdrygnęła się.
- Uciekaj - rzekł mnich - I nie zmarnuj szansy. Nie zmarnuj poświęcenia mego syna. Nie zmarnuj śmierci mego wnuka. Bierz je, i uciekaj, jak już raz uciekłaś od swojej matki - dodał z gniewem i rozczarowaniem - Idź na szlak i szukaj przygód, skoro tylko to potrafisz. I uciekaj. I nie wzywaj mnie więcej, jeśli znów mam ujrzeć twoją hańbę.

Chwyciła broń z początku, ale słysząc jego słowa zawahała się. Chciała mu coś odpowiedzieć, ale nie zdążyła.
- Sakura - głos już nie szeptał.
- IDŹ! - krzyknął, a ją wywiało z pokoju. Kolejne ściany trzaskały, łamały się przed jego wolą, odskakując na boki, kiedy ona gładko sunęła w prostej linii na północ, obserwując malejącą sylwetkę dziadka.
- Sakura - rzekł głos, mimo wszystko bliżej, a ona w strachu, że jakoś ominął dziadka, że jest tuż obok...


Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; ranek 11go dnia miesiąca Hantei, rok 1114


Obudziła się.

- Sakura, tyś jest ma upragniona,
Sakura, tyś jest piękna, jedyna,
Jedno spojrzenie i skradłaś mi je,
Nie mam już serca o nie...


Ktokolwiek śpiewał, miał wcale niezły głos, ale piosenka prześladowała Sakurę od dziecka i była czymś, co wyciągał każdy, kiedy chciał się ponabijać z jej imienia.

Dawna miłosna piosenka półludzi, opiewająca jakąś jej imienniczkę, miała banalne słowa i prostą, łatwą do zapamiętania melodię, w której każda zwrotka zaczynała się od jej imienia. Siłą rzeczy, przez lata dziecięce i szkolne, dziewczyna słyszała ją multum razy i z tego tylko powodu zdążyłaby ją znielubić.

Teraz jednak piosenka ledwo została zauważona. Dziewczyna obudziła się z impetem podnosząc się z futonu. Służąca cicho krzyknęła, skłaniając się w pas rzuciła donośne "gomennasai pani!" jak i podniosła miskę z wodą i szmatę, po czym natychmiast uciekła szybko za drzwi, zasuwając je za sobą.

Nie była w domu. Pomieszczenie było wysokie, zadbane, świeżo wysprzątane. Koło jej posłania stała taca z posiłkiem, zimnym. Jej rzeczy były zgrabnie poukładane pod ścianą, z odpowiednim szacunkiem dla broni, spoczywającej na stojaku.

Niewiele miała przyległości, ginęły one w pokoju, tym bardziej, że ten ostatni nie przytłaczał wielkością.

Promienie słońca wpadały przez dwa okna, z których jedno było nie do końca otwarte. Najwyraźniej jej budzenie spłoszyło służkę, zajmującą się tym.

To też jednak nie zaprzątało teraz dziewczyny, która wpierw poszukała wzrokiem broni, w niej widząc otuchę i wsparcie po koszmarze.

Senne wydarzenia już blakły, wobec ciszy pokoju, nieznanego miejsca, wreszcie jasnych promieni Amaterasu-kami, ale Sakura wzdrygnęła się i tak, pamiętając jedną rzecz bardzo wyraźnie.

- Nie mogę dotknąć wody - wyszeptała, wspominając pojawienie się łusek - Nie wolno mi dotknąć wody.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 15-07-2011 o 10:00. Powód: poprawka daty: 3go na 11go.
Tammo jest offline