Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2011, 16:25   #9
Piszący z Bykami
 
Piszący z Bykami's Avatar
 
Reputacja: 1 Piszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znany
Elissa „Płomień”; Thedas, Wierza Maginów, pustka

Demon, nieco zagubiony, rozejrzał się wokół na dźwięk twego głosu. Popatrzył, popatrzył, wokół ciebie i poprzez ciebie, jakby w ogóle cię tam nie było. Zamrugał skonsternowany i podskoczył nagle, jakby dopiero teraz cię dojrzał.
- Łaa! – wykrzyknął - Coś ty za jedna?! Skąd się tu wzięłaś?! – po czym rozejrzał się na lewo i prawo. – Jesteś demonem? – zapytał, choć wiedział, że nie jesteś.
Kształt miał humanoidalny, a wrażenie jakie na nim wywarłaś sprawiło, że minę miał półgłówka. A może zawsze taką miał? Tak czy inaczej, wciąż wyglądał całkiem przerażająco, nie tak przerażająco jak Zguba ale bardziej niż jakakolwiek istota z twojego świata.
- Proszę, proszę… – mruczał do siebie, oglądając cię ze wszystkich stron, zaglądając we włosy, uszy, oczy, a nawet pod pachami – Coś takiego… – znów mruknął, po czym zamknął oczy i otworzył je znowu. Zdziwił się naraz bardzo i znów zaczął poszukiwać cię wzrokiem, mimo iż stałaś tuż przed nim. Odezwałaś się do niego, a on znów podskoczył zaskoczony.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=G4h7NGMz2RI[/media]

- Ła! Jak to zrobiłaś?! Że cię nie widziałem…! Coś ty za jedna?! – dziwował się, nim dotarł do niego w końcu sens twych słów – Zaraz! Co mówisz?! Szefo kazał mi umrzeć?! Niech cię, jasny gwint, do stu beczek śmierci! Jesteś nową laską Zguby?! Tak? Stąd te umiejętności?! A niech mnie! Śmiertelniczkę sobie przygruchał! Do końca mu się już w tej bańce poprzewracało?! Zaraz, zaraz… – zamyślił się na chwilę, po czym wybuchnął paniką - Mam umrzeć?! Niech to! Dlaczego ja?! Idź, idź, poszukaj sobie jakiegoś innego demona! Jemu to powiedz! Ach, albo nie, czekaj! Ech, za taki brak posłuszeństwa to już on by mnie prześwięcił, nie ma co… – i westchnął do siebie – Cholerny, stary piernik, nigdy mnie nie lubił. Ale żeby aż tak…No i co ja mu zrobiłem… Myśli, że się może rządzić. I może i se jest potężny, stary dureń… Ale tak się nie godzi… Głupi cap… – i mamrocząc tym podobne obelgi w stronę swego mocodawcy, demon dobył jakiegoś bezkształtnego miecza z czeluści pustki i z przeciągłym westchnieniem kogoś, komu bardzo nie chcę się zabrać za wypełnianie obowiązków, wbił sobie jego demoniczne ostrze w pierś. Czy demony mają serce? Chyba nie… niemniej technika zadziałała. Demon wycharczał, co swoje i po chwili padł martwy.

*

Tymczasem w Wieży Magów rozbrzmiała muzyka, wszyscy unieśli głowy w niemym zdziwieniu, poszukując źródła dźwięku, które zdawało się wydobywać zewsząd. Wzrok uniosła też Shara, która wróciła już do swego świata, cała, zdrowa i szczęśliwa, że wszystko poszło gładko. Roześmiała się na dźwięk muzyki, nie podejrzewała przecież, że to koniec. Aż nadeszło crescendo…
Ciało Shary eksplodowało w jednej milisekundzie, rozrywając skórę na miliony skrawków, jej wnętrzności rozbryznęły się wokół wesołym, krwawym fajerwerkiem. Ręka, noga, mózg na ścianie, zaczynamy wyliczanie: gruchnęło, chlupnęło w takt melodii, rzygnęła jucha naokoło, zalała korytarze, ściany i sufity, żaden krzyk nawet nie zdążył się ponieść nim krwawe szczątki przyzdobiły mury trupim freskiem. Tu się oko czyjeś rozpaćkało, tam jelita skrawek poleciał, tu gdzieś biło jeszcze niewygasłe serce. Niosły się wszędy mordercze łupnięcia, każde jedno zabierało z sobą kolejną masę trupów rozwalających się widowiskowo gromką eksplozją, rzeka krwi pognała korytarzem, każda jedna śmierć straszyła nowym dźwiękiem w tej krwiożerczej uwerturze, niczym instrument demonicznego koncertu Zguby. Śmiech tegoż poniósł się ponad tym wszystkim, śmiech szaleńczy, jakim rechoczą tylko najszczęśliwsi psychopaci, posoka bluzgała wśród jego tanecznych kroków. Niesamowite to było widowisko, w którym flaki, wnętrzności, fekalia chlupotały tragikomiczną fontanną, w którym trupi smród niósł się słotą rozbryzgiwaną przez nogi rozradowanego Zguby. Aż ustała w końcu melodia, ustał zasapany Zguba. Nikt nie został wśród żywych, nikt nie pozostał w kawałku, który pozwalałby na zidentyfikowanie, czyim jest skrawkiem. Właściwie nie było tu też żadnego człowieka, żadnej istoty, jedynie gęsta zupa ichnich szczątków, przemieszana krew wszędy obecna. Obrzydliwości. Okropności. Krwiożercza paranoja. Zguba uniósł się w swej bezkształtnej formie i pożarł dusze, który wyciekły z ciał i wyły teraz przenikliwym jękiem pod sufitem. Wchłonął wszystkie. Później nabazgrał jeszcze juchą kilka słów ponad wyjściem z Wieży, które głosiły, co następuje:

”Szerokiej drogi, Elisso!”

Następnie zniknął, pozostawiając Wieżę Maginów w tej krwawej ciszy, w której tylko kapiąca gdzieniegdzie krew miała jeszcze coś do powiedzenia. No, możliwe też, że nagle poniósł się twój wrzask, właśnie bowiem opuściłaś pustkę.


Kain z Avarak; Thedas, na szlaku, nieopodal Kinloch Hold

- Mervall, nazywam się Mervall, tak… – uśmiechnął się mag, idąc przed siebie wąską ścieżką. On prowadził. Za nim podążał Bjar, zmęczony i zrezygnowany, z rękami zwisającymi bezsilnie po jego bokach, które wydawały się nie mieć nawet siły by podźwignąć miecz. Mimo wszystko, wolałeś go jednak mieć na oku, kto wie jakie sztuczki aktorskie zna ten desperat. Toteż kroczyłeś ostatni, dźwigając wciąż nieprzytomnego Laurela. A trzeba ci tu przyznać, że skompletowałeś sobie naprawdę barwną drużynę: jeden mag, zdający się być jednak nieco stuknięty, jeden rządny zemsty wróg, nienawidzący cię za zabicie jego ukochanej Galienne oraz jeden nieprzytomny człowiek Czerwonego Kręgu, mentor i przyjaciel z lat niewoli o bardzo niespokojnej sytuacji rodzinnej. Co jak co, ale ludzi to ty potrafisz sobie dobierać. - Moim domem jest Kinloch Hold, to już niedaleko… – kontynuował mag.

Ścieżka prowadziła łagodnie w dół, las przerzedzał się coraz bardziej, wzdłuż drogi ciągnęła się niewielka rzeka. Długo szliście w milczeniu, Bjar zatopiony był w myślach, ty zresztą też, choć nie pozwalałeś by opuściła cię czujność, mag Mervall pogwizdywał pod nosem jakąś nieznaną ci melodię. W końcu jednak musiałeś o to zapytać.
- Ach tak, tak, wskrzeszanie zmarłych… – odpowiedział mag – No więc mówią, że to jest całkiem możliwe i prawdopodobne. Nie żeby ktoś już tę sztukę uprawiał, takiego tom nie spotkał ani o takim nie słyszał, ale wiele się mówi, że to możliwe. To znaczy, księgi o tym mówią trochę. Wiesz, ja tam nie wiem, niektórzy mówią, że to głupie gusła i nie należy wierzyć… Ja jednak myślę, że w tych historiach jest coś na rzeczy… – gaworzył, długo nie przechodząc do sedna – Nie, nie, że sześć lat temu zmarł, to nie szkodzi. Nieważne, kiedy zmarł, jak się da wskrzeszać, to się da i tyle. Och, jak to działa to już doprawdy nie mam pojęcia, takich sztuczek to nas nie uczą, co to, to nie. Hahaha. To już jest wiedza, rzekłbym, zupełnie moja własna, zdobyta. Z ksiąg, oczywiście, z ksiąg. No, więc mówią, że jest taki artefakt, cholernie potężny, oj potężny, że ho-ho! I jak tego artefaktu odpowiednio użyć, to daje on moc przywracania życia zmarłym. Tak czytałem. Artefaktu w życiu na oczy nie widziałem, żadnego obrazka nie dołączyli. Ani żadnej instrukcji obsługi… – po czym urwał i roześmiał się wesoło z własnego żarciku. Ty zaś, zniecierpliwiony, ale wielce tą nową wiedzą podekscytowany, wespół zresztą z Bjarem chciałeś dowiedzieć się o artefakcie czegoś więcej.
- Oj, tyle byś chciał wiedzieć! – zawołał mag – Mówię ci, że nie wiem, jak on wygląda. A tak, tak, miał jakąś nazwę. Czekaj, to było… nie, nie przypomnę sobie teraz. Ty wiesz, ile ja artefaktów znam? Całe góry, ale ciężko to wszystko spamiętać… Musiałbym zerknąć do ksiąg, sprawdzimy, jak dotrzemy na miejsce… – i uśmiechnął się do ciebie, po czym zamilkł. Wyglądało na to, że to wszystko, co może ci o owym magicznym przedmiocie opowiedzieć. Cóż… z jednej strony było to niewiele. Z drugiej zaś, bardzo wiele. Bjar ożywił się na te wszystkie wieści, popatrzył na ciebie całkiem już przytomnymi oczyma, w których widniała iskra świeżo rozbudzonej nadziei. A był to wzrok człowieka, który chciał tę samą nadzieję zobaczyć w oczach towarzysza niedoli.
- Ach! – wykrzyknął nagle mag – Co do tego artefaktu, to przypomniało mi się jeszcze, że… ŁUP! Gruchnęły kości, chlupnęła krew i mag w jednej chwili eksplodował, rozbryzgując wokół siebie fontannę krwi, wnętrzności i ochłapów rozerwanej skóry. Stanęliście jak wryci, obryzgani juchą, która nagle rozsadziła maga, pod twoją stopę przytoczyło się jedno jego oko. Gdzieś na drzewie zawisły flaki wespół z rozmyślonym mózgiem, pogruchotane kości rozpadły się w pył, jedna nawet drasnęła cię w nogę. Bjar wykrzyknął w dzikiej panice, dobył miecza i zamachał nim na wszystkie strony, wzrokiem poszukując wroga, twarzy tym razem miał jak ktoś, kto nagle obaczył demona. Cały sam biały był jak duch, ręce trzęsły mu się paranoicznie. W końcu ostrze wycelował w ciebie i wykrzyknął przerażony:
- Ty to zrobiłeś?! Ty to zrobiłeś!

Tymczasem znaleźliście się na obrzeżach lasu, na horyzoncie wyrastała już sięgając nieba, wieża Kinloch Hold.
 

Ostatnio edytowane przez Piszący z Bykami : 15-07-2011 o 20:26. Powód: kosmetyczne korekty
Piszący z Bykami jest offline