Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2011, 21:59   #6
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Pora chyba też i na mnie, choć w sesji udział brałem w kratkę. Ale ocenię te rzeczy, których świadkiem byłem i mogłem się nimi cieszyć. I tak, od początku.

Fabuła.
Pierwsze pomysły z warszawską partyzantką, podobał mi się przeogromnie. Niezwykle ciekawe pierwsze starcie z ruskimi, wybuchy, znalezienie pierwszego, poczciwego gnata tj. opisywany przez Arsena, niejaki Automat Bilickiego wz. 2014. Ooo, niezgorsze były czasy siedzenia w kanele. Potem napatrzenie się na to, co robią Rosjanie. Gniew, cicha furia Paczkowskiego, którą chciałem zamieścić w poście i… Trach.
Dostawca Internetu wypiął się na mnie i zostałem na lodzie. A w dodatku miałem moją sesję i kilka innych. W samym Czasie Zemsty, MG Arsene nie tracił czasu i zawalił na moją postać dom. Ale widać wyburzanie bloku na głowę Geralda Paczkowskiego, nie udało mu się, bowiem dzielny strażak niczym karaluch wydrapał się z rumowiska. Co prawda, jak napisałem przez ten czas leżał w szpitalu na rekonwalescencji. I oto wrócił, kilka postów pod koniec gry. Sam, samotny, bez AB14… Za to z M14 <demonicznie się śmieje>.
I teraz, wracając, pomyślałem sobie, fajnie by było wrócić, mieć jeszcze jedną sesję z adnotacją „100% Completed”, chodź to że grałem w nie całą przygodę, i tak to przekreśla, ale mówi się trudno, cieszy się tym co jest.
Ale miałem pisać o tym, co zostałem po powrocie. A co zostałem. Bez urazy, ale tani science-fiction. Sporo zapożyczeń, np. opis działania pancerza obcego, z którego rąk strzelała energia (czy ja tego nie widziałem w Iron Manie?) czy wiszący nad Berlinem statek (a to to nie jest Dzień Niepodległości?). No i nie było Arsena. Mimo to Fearquin pokazał, że nie potrzebuje kompana i sam może pociągnąć sesję do końca, chodź i tak miał bardzo szczupłą drużynę.
No i zakończenie. Było średnie, ale to tylko moje zdanie. Spodziewałem się czegoś „epickiego” i wstrząsającego, np. uśmiercenia wszystkich bohaterów i zrobienie z nas męczenników, gdzie kilka lat później w miejscu gdzie wisiał statek nad Berlinem, ludzie zapalali by za nas znicze i modlili się, każdy w swoim języku.
Ponadto Fearquin wspomniał o podsuniętym przeze mnie zakończeniu, ale to było już po naskrobaniu „liter końcowych”. A dla mnie sprawa była prosta.
Statek matka, staruje w ostatniej chwili w nadprzestrzeń. Ale nagle się zatrzymuje i zaczyna się z nim działać bardzo źle. Wtedy też uciekamy skradzionym statkiem i następuje bum…
A my? Zostajemy w wiszącym bezwiednie statku, gdzieś w odległym kosmosie. Nawet nie wiemy, skąd przyleciał statek matka, żeby wrócić po śladach. Do tego mamy cały panel dziwnych klawiszy i gałek, które z racji iż są z obcej cywilizacji, muszą przez nasze postacie zostać rozgryzione na nowo.
Koniec. Zakończenie bez szczęśliwego zakończenia, bez smutnego. Ale zostaje tajemnica i ciekawość, co się z nimi stało.
Przyznajcie, że dość interesujący koniec.
Ale tak czy siak, jestem usatysfakcjonowany sesją i naprawdę mi się podobała, a przynajmniej jej całokształt.

Słów kilka, o niesfornych graczach… Nie, nie. O Mistrzach Gry.
Jak wiecie, mistrzowie mają w nawyku wszystko utrudniać. Tu było inaczej i to kompletnie. Można powiedzieć że było nawet ciut za kolorowo. Poważnej rany (nie liczyć uśmiercenia postaci i zawalenia na nią budynku) nabawiłem się w przedostatnim poście. Choć nie mam co narzekać (w końcu pozwolono mi wrócić i ukończyć sesję jako żywy przedstawiciel planety Ziemia), już w pierwszym poście i strzelaninie przy wrakach, mogło dojść do niegroźnego postrzału. Nic tak nie pobudza graczy, jak zemsta za towarzyszy, krew i tym podobne.
Kolejna wada… No cóż, po przez wstawienie dowódców drużyn, sami gracze będący cywilami mieli cholernie mało wolnego czasu i ograniczone działanie. Bo jaka to zabawa, wykonywać tylko rozkazy, których wykonywanie zawsze kończy się powodzeniem? Nie wiem jak było później, ale pod koniec to uległo zmianie na plus.
Na plus można za to zaliczyć niezwykle barwne opisy zniszczonych terenów, akcje i same postaci, ale do tego przyczyniali się sami gracze po części.
Sami MG ganiali nas tylko od punktu do punktu, po drodze zabijając nieaktywnych graczy i dając nam, choć za rzadko, możliwość wyboru czy pójdziemy grzać Ruskich, czy pójdziemy zabarykadować się w budynku i tam przeczekamy kilka fal, za nim pójdziemy dalej grzać obcych.
Mimo wszystko, sesja została ukończona, a to plus, przyćmiewający wszystkie powyższe wytyki.

Teraz o graczach.
Nie opiszę wszystkich, bo sam nie wiele pamiętam z akcji początkowych. Dobrze mi się wryła tylko postać Rychtera, którą mój Gerald na początku o mało nie zastrzelił. To było fajne.
Potem pod koniec popracowałem z Piterem1939, Ziutkiem i Pruszkovem.
Powracający prosto ze szpitala Gerald, strasznie się szarogęsił i wydawał rozkazy. Ha, taki cwaniak. Ale to on podzielił zadania i można tylko gdybać, że gdyby nie on i wszyscy poszli wysadzać silnik statku matki, walka z obcymi mogła by trwać na tyle długo, iż po prostu statek wybuchł z nimi. I moja postać wróciła tak „nagle”. Spotkali się biegnąc do statku matki i po prostu, jakby wcale nie znikał, wtopił się w końcówkę sesji. I to plus dla wszystkich graczy, którzy tak się z moją postacią zasymilowali. Dzięki za współudział i dawkę emocji oraz szaleństwa, jaką było można znaleźć w waszych postach.

I na koniec powiem tylko…
NIE ZABIJAJCIE! TO TYLKO MOJE ZDANIE!

Pozdrawiam.
S.W.A.T ®
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem