Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2011, 01:47   #6
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Zgnieciona olejarka kolejny raz odskoczyła z łoskotem od zdartego noska masywnego buciora i potoczyła w ciemność korytarza żłobiąc równą wyrwę w stertach brudu i śmieci zalegających kąty i zakamarki korytarza blokhauzu CR70V. A może CR72X? Kogo to obchodziło. No z pewnością nie podskakującą po kratownicy podłogi puszkę. Ani sprawcę tych nieszczęsnych podrygów, co to zamiast dać, bądź co bądź, wysłużonemu już rupieciowi zalegnąć w kupie podobnych śmieci z sadystycznym uporem maniaka posyłał klekoczącego grata wciąż coraz to nowym kopem przed siebie. Kolejnym. I kolejnym. I jeszcze jednym.

Majster jeszcze zanim wyłonił się zza zakrętu wiedział, że to Togly. Tylko takie pojeby jak ten stary cygan łaziły same po ciemnych pokładach robiąc przy tym tyle hałasu co średniej wielkości buldożer, a słuch Majster miał dobry. Człowiek szedł sam.

- TOLGY

Słowa nadchodzącego człowieka wwierciły się nieprzyjemnie w uszy cygana, odbiły echem od ścian korytarza, wywołały mimowolny grymas.
Suszyło go. Po forsownym, choć dość jednostajnym treningu nosiło go jeszcze, a do tego kwasik jaki był sobie zapodał wyostrzał to i owo ze zmysłów. Miał ochotę zaszaleć, rozerwać się nieco. Ukoronować tak udanie rozpoczęty i przeprowadzony rytuał jeśli nie ostrą, to przynajmniej intensywną chlojką, a nie wysłuchiwać zaczepek jakichś zdesperowanych samobójców, w których zdegenerowanych mózgach lęgły się pomysły, że zaczepianie Dębowego jest dobrym sposobem na szybkie zejście. I na dodatek typ wcale nie zbastował! Głupi był czy aż tak zdesperowany? Stał, kurwa jego durna mać, i ani myślał kulić ogona czy spierdalać w podskokach.
Tym go ujął.
Ważące chyba tonę każda powieki powoli odsłoniły przekrwione oczy, które z ciekawością otaksowały sylwetkę intruza.
Majster…
Tak, znali się. Pracowali razem przy kilku robotach. Tolgy jeszcze się łudził, że może Majster tylko poczuł się samotny, że może zwyczajnie zrobiło mu się jakoś ckliwie, i po nagłym wylewie uczuć odpieprzy się i pójdzie dalej swoją drogą, kiedy ten subtelnie jak udarowy młot pozbawił cygana złudzeń.

- Arlekin szuka chętnych do wypadu na terytoria Hien – usłyszał. O żesz kurwa twoja… Nie mogłeś powiedzieć mi tego za… kilka głębszych – przeleciało przez rozbity nowiną łeb.
- Pomyślałem o tobie. Chciałbyś zapolować blisko Straconych Korytarzy. – to nie było pytanie. Za dobrze go znał. Zbyt dobrze wiedział, że nie przepuści okazji zarobienia kilku szlugów tym bardziej, że jeszcze szykowała się przy tym zabawa. I do tego robota nadana przez Arlekina…

Czy milczenie trwało o chwilę za długo, czy Majstra się żarty trzymały, w każdym razie Tolgy usłyszał jeszcze:

- To jak? Wchodzisz w to?

Jak miał nie wchodzić? Mowa. Przeżyć za coś trzeba. Powolne, pojedyncze skinienie ciężkim łbem i wzruszenie ramion zdaniem cygana starczyło za całą odpowiedź. Co było gadać po próżnicy? Posłana ostatnim kopem puszka z głośną skargą pomknęła wgłąb korytarza prowadzącego do Cyrku, a oni...

Ruszyli innym, prowadzącym jak strzelił prosto do siedziby Arlekina, chyba jeszcze bardziej jebniętego niż on sam świra, szefa lokalnych Rippersów. Dawno już nie widział Arlekina, ale wiedział, że to będzie szybka robota. Za bardzo go suszyło.
 

Ostatnio edytowane przez Bogdan : 24-07-2011 o 13:20.
Bogdan jest offline