Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2011, 14:41   #8
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Wstał jeszcze zanim goście przekroczyli próg jego udzielnego królestwa. Już dawno nauczył się, że ci którzy śpią twardym snem mogą się z niego nie obudzić. Gehenna nie darowywała błędów. Mieszkał w celi obok wąskiego przejścia pełnego zardzewiałych rur i zaworów, które prowadziło do ambulatorium. Szumna nazwa, jak na klitkę w której niemałym wysiłkiem zgromadził kilka sprzętów pomagających ratować poharatanych ragazzi don Vitta. Stół z plastalu, łatwy do dezynfekcji, dobre oświetlenie, trochę antybiotyków, sterydów, domowej roboty znieczulaczy. Narzędzia chirurgiczne, środki dezynfekujące. Przyczółek medycyny łączącej w sobie trochę nowoczesności i czasy kiedy ludzie okładali się pałami nabitymi krzemieniem. No i jego lab. Niewielkie sanktuarium gdzie przyrządzał swoje cuda wszelakie.

Usłyszał ich z daleka. Specjalnie pogonił od starej grodzi technika przysłanego przez capo który miał pomóc w urządzeniu ambulatorium. Za dziesięć fajek gentleman z twarzą jednookiego mordercy wstawił nowy rygiel, ale nie oliwił zawiasów. Dzięki temu piskliwy zgrzyt otwieranych, ciężkich metalowych drzwi dałby radę obudzić zmarłego, a co dopiero lekko śpiącego Robena. Wstał niespiesznie i upił łyk wody z porcji przeznaczonej na śniadanie, przełknął dawkę koryta. Sądząc po natężeniu i ilości kroków na metalowych kratownicach oraz podnieconych głosach i przekleństwach, szykowało się coś ciekawszego niż zwykłe łatanie kolejnej ofiary konkurencji. Flat Line podniósł swój osobisty sprzęt i zarzucił sprawnie plecak na ramię. Kolejne przyzwyczajenie z poprzedniego życia, ludzie nieprzygotowani również nie żyją zbyt długo. Wyszedł otwierając kratę i skinął głową capo. Miał już ten czwarty krzyżyk na karku ale ciągle był w dobrej formie, jak na doktora oczywiście. Potarł dłonią ostrzyżoną krótko głowę i zerknął bez przesadnego zainteresowania na nosze. Wściekłość bijącą od Don Vitto dało się wyczuć bez większej trudności.

Bez wątpienia gladiator. Szerokie cięcia mającego prześmiewczo imitować gladiusa ostrza nie dało się pomylić z niczym innym. I najwyraźniej jego przeciwnik wiedział jak się nim posługiwać. Do tego końskiej siły przeciwnik, bez dwóch zdań. Muerto przez dłuższy czas nie zatańczy tarantelli. Pochylił się nad klatką piersiową pojękującego mężczyzny. Proszę. Pięknie. Rozchylił palcem brzegi rany kłutej, drążącej w kierunku szczytu lewego płuca. Opłucna przebita, spieniona jasnoczerwona krew na wargach ciągle odksztuszającego pacjenta. Obejrzał jeszcze dokładnie resztę pokancerowanego korpusu, dwie rany na ramieniu i dłoni oraz cięcie na udzie. Powierzchowne i nie zagrażające życiu. Ubroczony w posoce po łokcie zastanowił się chwilkę po czym ruszył do kącika z labem. Bez wątpienia Muerto miał przed sobą ciężkie czasy. Nawet jak przeżyje leczenie, o co Flat Line postara się całym swoim kunsztem, to Don Vitto nie zamierzał mu urządzać tryumfalnego powrotu na Arenę. Źle obstawiona karta… Nie było wątpliwości już po losowaniu, kiedy okazało się że w pierwszej rundzie trafi na Rzeźnika, Roben wiedział że będą z tego kłopoty. Nie przypuszczał jednak że Muerto wyjdzie z tego żywy, przynajmniej jeszcze na tą chwilę. Nawet obstawienie tych kilku fajek u booka na zdolniejszego konkurenta nie poprawiało mu humoru. Przy takim przebiciu nie zarobił wiele.

Szybka kalkulacja i medyk spojrzał jeszcze na pacjenta po czym sięgnął po strzykawkę ze stalowego stolika. Mocny organizm, powinien wytrzymać. Zużycie ostatniego medipacku z jego prywatnych zasobów nie opłacało się. Ryzyko nie było spore, a lekarstw nie miał wiele. Spojrzał pod blade światło sączące się spod sufitu i pstryknął paznokciem w igłę. Dawka Tripu podana dożylnie wraz z rozluźniaczem mięśni i painkillerami zadziała odpowiednio. Wynalazek własnej roboty Robena doskonale zastępował mediżele znieczuleniowe. Trip którego recepturę poznał jeszcze w poprzednim wcieleniu sprawdzał się świetnie. Blokował receptory bólu, wprawiał w stan euforii, pacjenta zaś bardziej ciekawiły różowe słonie z omamów niż świadomość tego że na przykład zbliżający się do niego z piłą doktor ma zamiar odjąć nieco od jego konstrukcji cielesnej. Kiedy Muerto zwiotczał i przestał się wreszcie rzucać na stole, Roben przystąpił do metodycznej i dokładnej pracy.
- Przyjacielu, pozwól na chwilkę. Carlo, tak? Widzę że i tak fascynuje cię ten widok, to będziesz mógł przyjrzeć się z bliska.
– powiedział zaraz, kiedy Don Vitto z drugim ochroniarzem wyszedł z ambulatorium zniechęcony i znudzony przedłużającymi się procedurami. Flat Line nie darzył go sympatią, ale wiedział że jego los jest związany z capo na skutek decyzji którą sam podjął. Dlatego miał nadzieję że Muerto okaże się na tyle silny że nie zawiedzie ich obu.
- Potrzebuję asysty, a jesteś jedyny w zasięgu głosu. Podejdź do tamtej szafki i załóż rękawiczki. No dalej, nie wstydź się – powiedział do stojącego dalej jak słup soli mięśniaka. – Jedno co mamy pod dostatkiem w tym ambulatorium to lateksowe rękawiczki.
Wskazał na dwa pudła pod ścianą po czym wziął ze stolika zacisk żylny.
- Podejdź tutaj i rozchyl retraktor, muszę opanować ten mniejszy krwotok zanim nasz gladiator prawdziwie zasłuży na swój pseudonim artystyczny.

Niedobrze. Muerto stracił sporo krwi, a plazma skończyła się wieki temu. Kolejny raz zastanowił się nad medipackiem, ale rachunek zysków i strat pozostawał taki sam. Uchwycił wreszcie żyłę w zacisk i zasklepił ją cienkim promieniem lasera. Teraz jeszcze żmudne zszywanie ran i będzie można odpocząć. Niewiarygodne że spędził nad tym wielkim bydlakiem pięć godzin, musi mu naprawdę zależeć. Uśmiechnął się do siebie tak by ochroniarz tego nie zauważył.
- Carlo, spisałeś się doskonale. –powiedział po chwili do niego – Don Vitto będzie zadowolony.
Podszedł jeszcze do Muerte i przyjrzał mu się krytycznie. Prawa noga nie odzyska już sprawności, to samo lewa ręka. Miecz Rzeźnika załatwił przywodziciela na udzie, pociął ścięgna pod kolanem. Taaak tarantella poza zasięgiem, ale do tańców które dla niego szykował Don Vitto to bez znaczenia.
- Skończyliśmy, przyjacielu. Możesz wrócić i zameldować szefowi, że teraz wszystko jest kwestią czasu. Jak dożyje do rana, będzie żył.
Klamy, igły i skalpele wrzucane delikatnie do metalowej misy, barwiły wodę na różowy niezdrowy odcień. Ochroniarz nie odezwał się słowem przez całą operację, ale teraz posłusznie poszedł wypełnić polecenie. Niech i capo pomartwi się trochę przez nockę. Roben zaś po raz kolejny sprawdził tętno Muerte i zaczął bandażować rany. Czeka go jeszcze sporo pracy.

Roll(1d12)+0: 6,+0 Total:6
 
Harard jest offline