Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2011, 19:29   #11
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_fM6qmBlLpc[/MEDIA]

Filozof zgasił papierosa dopiero gdy poczuł zapach palącego się filtra. Nie lubił marnować tak cennych rzeczy. Przejechał dłonią po swoim poprzecinanym zmarszczkami, szorstkim policzku. „Boże ale ja jestem stary” – pomyślał automatycznie. Zwrotu do Boga używał z przyzwyczajenia. Kiedyś może wierzył w jego pomoc, ale było to wieki temu, w zupełnie innym świecie. Zastanawiał się długo czy ktoś będzie miał na tyle szczęścia żeby umrzeć na tym statku ze starości. Nie był pesymistą, o nie. Pesymiści już dawno skończyli ze swoim życiem, co było akurat jedną z przyjemniejszych form zejścia na Gehennie.

- Jak myślisz dostanę wcześniejszą emeryturę? – rzucił do JoJo zbierając się z pryczy.

- Hę? – dzieciak albo nie zrozumiał, albo nie usłyszał.

- Nie ważne. Zostań tutaj dzieciaku.

Jego młody towarzysz nie był specjalnie bystry. Nie mógł z nim pokonwersować na bardziej skomplikowane tematy. Miał za to jedną dobrą cechę, która Filozofowi nad wyraz odpowiadała. Potrafił słuchać. Gregory prowadził godzinami swoje monologi mając nadzieję, że JoJo cokolwiek z tego wyniesie. Poza tym staruszek miał ubaw wyobrażając sobie minę Crashera, który musiał wysłuchiwać raportów młodego na temat historii i struktury partii politycznych.

Wyszedł na korytarz trzymając w rękach swoją metalową laskę. Była pomalowana pstrokatymi kolorami, tak żeby wszyscy wiedzieli z kim mają do czynienia. Jego ochroniarze niecierpliwili się. Lubił tych chłopaków i szanował ich gównianą robotę.

- Możemy iść. – rzucił od niechcenia i zaczął swój powolny marsz. To też była jego cecha charakterystyczna. Korytarze Gehenny były cholernie niebezpieczne. Ludzie przemykali po nich, biegli, krótko mówiąc robili wszystko żeby tylko szybko i niezauważalnie je przebyć. Filozof był inny. Szedł powoli tak jakby to miejsce nie różniło się niczym od sal parlamentu. Najzabawniejsze było to, że on sam widział podobieństwa. Widział ich aż za dużo. Życie w gangach przypominało mu aż za bardzo przynależność do partii. Tu i tu było się jedynie śmieciem i pomagierem w oczach zwierzchników o ile nie miało się pleców. On je miał, więc mógł sobie pozwolić na nadwyrężenie cierpliwości Crashera.

Byli bezpieczni, przynajmniej według jego informacji. Najbliższe trzy sekcję należały do nich, ale zawsze trzeba było się liczyć z niespodziewanym wypadem innego gangu.

- Z całym szacunkiem Filozof, ale mógłbyś ruszyć dupę. Kiedyś przez ciebie zginiemy. Kruszyna nie wytrzymał, choć w jego głosie nie było agresji. Zawsze go ponaglał i zawsze spotykało się to z obojętnością.

- Nie dzisiaj, nie dzisiaj.

Filozof dotykał opuszkami palców metalowej ściany korytarza. Tak, ten statek był jego kochanką, a on zamierzał poznać jej wszystkie tajemnice. Z kim go zdradzała? Komu na niego donosiła? A przede wszystkim gdzie przebywała późną nocą? To było bardzo czasochłonne, ale z każdym dniem wiedział coraz więcej. Osaczał ją powoli i wierzył, że pewnego dnia przyparta do muru wyśpiewa mu wszystko. Wtedy dopiero posiądzie ją w pełni.

***

Gregory wmaszerował do Kostnicy – zwyczajnej chłodni - z zasępioną miną. Prawie zawsze gdy go tutaj ściągano, musiał oglądać trupy. Tak też było i tym razem. Dwa zmaltretowane ciała leżały na rozłożonej folii, aby krew nie upaprała całej podłogi. Nie przyglądając się temu szczególnie podszedł do Crashera - chodzącej góry mięśni, która na niego czekała. Osiłek był konkretny, co było jego największym plusem.

- Co masz dzisiaj dla mnie Crash? - zdrobnił ksywkę przełożonego na co pozwalało sobie jedynie wąskie grono osób. - Widzę, że chłopców coś nieźle pokiereszowało?

- No właśnie. Chciałbym, byś rzucił okiem. Jesteś jednym z bardziej kumatych ludków w tej całej bandzie jakich znam. Może coś ci świta, kurwa, co?- zapytał z nadzieją.

- Zostali zabici na naszym terenie. Blisko. Za blisko. - dodał ponurym tonem.

- Jasne. Zobaczmy co my tu mamy... o kurwa. - Filozof przybierając inteligentną minę obejrzał ciała, tym razem dokładniej. Pewność siebie szybko przeszła w zdziwienie. A od tego była niedługa droga do strachu.

- Wygląda to na rany kłute z dodatkiem kwasu. Może ktoś zdobył dostęp do jakiejś żrącej substancji. Nie powinniśmy przekreślać jeszcze jednej możliwości, o której wszyscy myślimy. Demona. Nie sądziłem, że tak daleko się zapuszczają. Mogę popytać ludzi, ale nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałem. Inne sekcję nie zgłaszały podobnych przypadków? Tak w ogóle kim była ta dwójka?

- Moi ludzie. Zbierali opłaty za ochronę. Znaleźliśmy ich w tym stanie w bocznym korytarzu. Bez fantów.

- Cóż, gdyby to był demon to raczej nie zależało by mu na rzeczach, ale z drugiej strony mógł ich ktoś po śmierci ograbić. To wszystko czy jeszcze chcesz o czymś pogadać? Wyśle JoJo jak czegoś się dowiem.

- To wszystko. Kruszynka cię odprowadzi.


- W takim razie do zobaczenia, oby było równie miłe co to.


- Mam nadzieję, że nie dziadku.


Filozof oparł się plecami o ścianę korytarza. Myślał. Jego ochroniarz palił szluga parę metrów dalej rozglądając się nerwowo. Lista nazwisk przelatywała przed oczami byłego polityka. Stanęło na dobrym znajomym posiadającym niewiele mówiącą ksywkę Zipper. Chłopak należał do jednych z najgłupszych, a może najodważniejszych ludzi jakich znał Filozof na Gehennie. Włóczył się po jej korytarzach bez oporów jakby to środowisko było dla niego stworzone. Jeśli ktoś z jego informatorów wiedział coś o dziwnych zgonach to będzie to on.

- Kruszyna, nadłożymy trochę drogi. Muszę się z kimś spotkać...
 
mataichi jest offline