Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2011, 21:52   #5
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Peter, lord d'Arvil, zaklął pod nosem, gdy doczytał do końca list od jego wielmożności, księcia Akwitanii.
Po co mi to było, pomyślał po raz kolejny. Zamiast siedzieć sobie spokojnie w jakiejś zacisznej wieży i studiować opasłe księgi, wdał się w wielką politykę i zaczął się bawić ww wielkiego władcę. I gdyby nie różne ciekawe pomysły różnych osób szłoby mu to całkiem nieźle. Niestety, zawsze się znajdzie jakiś dupek, który nie będzie miał nic innego do roboty jak mieszać się do cudzych spraw. A to było bardzo niemiłe, nawet gdy osobą mieszająca się była jakaś ważna persona.
Jakby mu nie starczyło przedstawiciela Oficjum, który tkwił sobie w lochu... Zresztą... co to za loch. Zwykły pokój, nawet bez krat, tyle że odpowiednio wysoko.
Nie mówiąc już o tym, że cała sprawa z długiem mogła być po prostu zmyślona przez jego wielmożność. Berenger znany był z tego, że nie zaciągał długów. Nawet długów wdzięczności starał się nie mieć, mądry człowiek.
On sam nie był w takiej szczęśliwej sytuacji, chociaż chwilowo owe długi niezbyt mu ciążyły.
~ Jeszcze raz przeszukam archiwum jego lordowskiej mości, świętej pamięci lorda Berengera. Do góry nogami przewrócę...
- Na razie nie ma się czym przejmować - powiedział w końcu na głos. - Jutro wyślę dyplomatyczną odpowiedź, po raz kolejny informującą o zaistniałej sytuacji.
~ Lady Joanne de la Foucus
~ pomyślał. ~ Dobre sobie. Niektórzy będą nieźle zaskoczeni...
A tak w ogóle to był pewien, że jego książęca wysokość Armand, władca Akwitanii, wiedział aż za dobrze o zmianach, jakie zaszły na stanowisku władcy d'Arvill i teraz śmiał się w najlepsze z kłopotów, jakie szykował dla swego przyszłego wasala. W końcu posłańcy ruszyli z listami
- Nie ma co deliberować - stwierdził. - Zaczniemy się martwić, gdy przyjdzie kolejna wiadomość.

***

Co będzie, gdy skończy się lordowanie? Oto pytanie, które Peter zadał sobie już kilka razy. Nazywał te sytuację 'czarną godziną' i, nie ma co ukrywać, przygotował się i na taką ewentualność. Jeśli, oczywiście, nie da przypadkiem głowy, bo nie można było przewidzieć, co ciekawego wymyśli jego następca.
Ale nie był zbytnio zachłanny. Nie zamierzał, po swoim ewentualnym odejściu, zostawić skarbca pustego.
No i nie zamierzał dopuścić do tego, by Yavandir, stary druh jakby nie było, został z pustymi rękami. jakaś nagroda należała im się za te wszystkie trudy. Nawet nieco większa nagroda. W końcu magowie też musieli za coś żyć. Ci, co magami nie byli, również.

***

Zmartwienia, jak to bywa w ich zwyczaju, nie miały zamiaru czekać. O tym, że biskup, psia jego mać, Tefler, ma chrapkę na d'Arvill, było wiadomo. Jednak Peter nie spodziewał się, takiego akurat zagrania. Zbrojny najazd... Jakby nie było innych kłopotów...
I jeszcze na dodatek pojawił się jakiś kretyn, co się domaga wyrzucenia z zamku jego drogocennego gościa.
- Wstań, Malcolmie - powiedział. - Zaraz ci powiem, co zrobimy.
- Giles!
- zwrócił się do młodego chłopaczka, co za posłańca od paru dni robił, a obrotny był za dziesięciu. - Biegnij do pana Xaviera, niech da sygnał dymny panu Friedrichowi, że jego obecność jest niezbędna. Wraz ze wszystkimi ludźmi.
- Alfredzie, gdzie jest pan Yavandir?

Zanim stojący przy drzwiach lokaj zdążył odpowiedzieć, odezwał się jeden ze strażników, Francois.
- Wziął łuk, milordzie, i pobiegł na wieżę.
Lord Peter skinął głową. Yavandir i łuk mogło oznaczać tylko jedno - czyjeś kłopoty. Miał nadzieję, że biskup się ucieszy,
- Jak znam Friedricha, to zjawi się tu za trzy pacierze. - Peter spojrzał na Jean-Paula. - Jak sądzisz? Trzy sztuki złota premii za każdego biskupiego pachołka będzie dostateczną premią?
Gdyby tak udało się wziąć biskupa żywcem... to by było ciekawe. I całkiem możliwe.
- Weźmiesz swoich ludzi - powiedział - i wraz z Yavandirem, gdy ten skończy się bawić, wślizgniesz się do miasta. Yavandir znajdzie jakiś sposób... Chodzi dokładniej o opanowanie Małej Rycerskiej. Spróbujemy się dogadać z ludźmi inkwizytora.
Z tego, co ostatnio dotarło do jego uszu, było kilka niezłych sposobów na wejście do miasta. A Yavandir znalazł co najmniej dwa wejścia, którymi chadzali ludzie, co chcieli uniknąć miejskich strażników.
- Panie de Monmirai, Malcolmie... - Peter spojrzał na obu wymienionych i na moment zadumał się. Jednego musiał zostawić w zamku, drugiego zabierze z sobą.
- Malcolmie - zdecydował się w końcu - pójdziesz ze mną i ludźmi pana Lutzowa do miasta. Panie de Monmirai, w pana rękach pozostawiam zamek. Ludzi pan zna, z Xavierem już pan współpracował.
Spojrzał jeszcze raz na Jean-Paula, a potem na stojących przy nim dwóch ludzi.
- Grey... Zabierz z sobą Cienia. Zaprosicie ojca Teodozego na mały spacer. Dobrze by było, gdyby znalazł się na dole za dwa pacierze.
Grey spojrzał na Jean-Paula, oczekując potwierdzenia polecenia. Potem odparł:
- Zrobi się - i wyszedł z sali..
Peter wstał.
- Panowie, do dzieła - powiedział.

Czy przedstawicielowi inkwizycji nudziło się wśród dostarczonych mu ksiąg, czy też Grey był taki przekonujący... W każdym razie gdy pojawił się, na czele swoich ludzi, Lutzow, ojciec Teodozy był również na dole. Z nieco kwaśną miną, ale był.

________________
85, 78, 100, 60, 1
 
Kerm jest offline