Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2011, 14:12   #13
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
72 godziny później...

Wytatuowany na ręce numer 6740468 przypomniał, ciągle zaspanemu, Pastorowi kim jest. Mordercą i nieudacznikiem.

Ależ bynajmniej nie nieudacznikiem.

Pastor zignorował Szekspira. Krótkie chwile gdy tracił nad nim kontrolę zdawały mu się tylko koszmarnym snem. “Przecież nie mogłem uczynnić takiego zła” wmawiał sam sobie Pastor, doskonale zdając sobie sprawę z tego co robił jako Szekspir.

Był więc nieudacznikiem, który za swoje grzechy trafił na Gehennę. W przeciwieństwie do większości współwięźniów numer 670468 uważał to za sprawiedliwą karę, karę na którą zasłużył. Uważał też, że na Gehennie w ten czy inny sposób znajdzie odkupienie. Nic innego go nie interesowało.

Drżenie plastikowego kubka uświadomiło Pastorowi, że statek po całych tygodniach, a może i miesiącach postoju znowu ruszył, zaś krzyki współwięźniów, że dzieje się coś nietypowego, sprzecznego z ustalonymi regułami i rytmem życia na Gehennie. Pastor wyszedł z swojej celi i dał się porwać tłumowi.

Wylądował w kantynie sekcji 1284. Tłum gęstniał z każdą minutą, a oczy wszystkich zebranych skupione były na Wieszczu, który zapowiedział koniec Gehenny. Pastor przez chwilę dał się porwać psychozie, szalonemu snu Wieszcza i tłumu, bo tłum śnił wraz z Wieszczem, poruszał się w szalonym rytmie słów przez niego wypluwanych. Pastor z całych sił pragnął uwierzyć, że zbawienie jest blisko, na dotknięcie ręki, tuż za rogiem...

Z psychozy wyrwał go metaliczny smak krwi w ustach. Otrzeźwienie przyszło za późno, bowiem wokół ciała Wieszcza pojawiła się czerwona poświata, a cienie w kantynie nienaturalnie się wydłużyły, jakby wyczekiwały na to co miało nastąpić. Pastor przygryzł wargę.

Wiejemy? Tak po prostu zostawiając te niewinne duszyczki demonom? A może... gramy?

Wiedział, z czym się wiąże gra. A jednak...

Gramy...

Pastor poczuł jak mimowolnie się uśmiecha.

Już nie czuł czegoś nietypowego. Nie czuł odstępstw i zagrożenia. Czuł napięcie. Tętniący w żyłach śmiech czarownic i odległe pomruki błyskawicznie nadchodzącej burzy. I emocje...

Takie skupienie… Tylko wiara… Nic innego jak tylko nudna gra. A tyle zupełnie bez sensu ukierunkowanych emocji… Jak zapach ozonu przed burzą. Manifestacja musiała nastąpić. Musiała. I z jednej strony mimo iż wzbudzona tak nudną emocją, musiał przyznać, że chciał ją zobaczyć. A nie grać i przeszkodzić… Być widzem... Tylko, że na bogów dlaczegóż stał w pierwszych rzędach?!
Religijne uniesienie jednak przed osiągnięciem zenitu, zadrżało wyczuwalnie. Oto jego słabości podobny duchowny Jakub zabrał głos Wieszczowi. I mówił. Ale jakżeż on mówił. On nie mówił. On wydawał dźwięki! Przebiegle szczwany klecho. To tobą chcemy być? Przebiegle, ale jakże nietrafienie. Jakże chcesz sterować setkami dukając jak elektroniczny poeta.

Niezaprzeczalnie była w tym komedia. Wieszcz z krzyża broczył świętą krwią. Uciszony na przedsłowiu objawienia. Ze słowem Wybrańca na zroszonych cierpieniem ustach. A oto z tłumu wystąpił jeden z wiernych i przerwawszy ceremoniał pytaniami o dogmaty jął spokojnie tłumaczyć jak stąd co rychlej spierdalać.

Jeśli jednak nabożność zgromadzonych sądziła, że na tym skończy się ta próba wiary, to dalsze wydarzenie musiało chcąc nie chcąc wyrwać z proroczego snu chyba nawet Apostołów i samego Gabora. Oto na plecy Jakuba wskoczył całkowicie nagi mężczyzna z tobołkiem na ramieniu i ucapiwszy się mocno jego karku zakrzyknął głośno i władczo.
- Cichaj mój rumaku ewakuacyjny! Tu Wieszcz złowieszczy wieszczy! - po czym nadal opanowując narowistego wałaszka zwrócił się do tłumu - Wybaczcie te figle mojemu wierzchowcowi! Zabawne to, lecz i niesforne zwierzę. Jakubem Szutnikiem za humor je ochrzciłem. Przeczucia mu jednak odmówić nie można, bo bestia choć poczciwa, to zawsze zwęszy każdą tragedię i finału żadnej ze mną nie doczeka. A wiecie jaka tragedia nad nami teraz wisi? Jakie fatum przeklęte??? Taakieee, że w 1288 rozpieczętowują właśnie zrabowane na Hienach kanistry z ambrozją. Z jagodzianką na kościach! Ze spiryyyyyteeeeem! I nas tam nie ma!!! Gdzie więc może być Wybraniec??? Hajże do 1288!

Skryty za plecami Jakuba i mocno się ich trzymający wymachnął ze trzy razy w powietrzu tobołkiem z odzieżą i nakierował wierzchowca ku najbliższemu wyjściu.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 26-07-2011 o 14:21.
woltron jest offline