Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2011, 13:24   #10
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Nie..- pokręcił głową przerażony. Podbiegł do leżącej na boku drogi skały i położył pod nią Laurela, po czym ściągnął z pleców miecz i już w biegu zrzucił pochwę- Sprawdź tam!- zakrzyknął do Bjara wskazując część lasu po drugiej stronie drogi.
Bjar pokręcił się w miejscu jeszcze przez chwilę, z wyciągniętym przed się mieczem, nieufnym wzrokiem zmierzył Kaina. Bądź co bądź, cholera wie, co ta bestia potrafi, zwłaszcza po tym, co zrobił jej Czerwony Krąg. Ręce mu się trzęsły, w końcu uznał chyba jednak, że to nie sprawka rogatego, odwrócił się i popędził we wskazanym kierunku. Rozejrzał się panicznie rozbieganymi oczyma, wykrzykując w las:
- Wyłaź natychmiast! Wyłaź i walcz jak mężczyzna! Jak wojownik! - jego głos się załamywał, więcej było w nim bojaźni niż odwagi. Jakby jednak miał nadzieję, że nikt mu nie odpowie. I faktycznie, nikt nie odpowiedział, Bjar nikogo też nie dostrzegł. Zresztą Kain też nie. Qunari powrócił po jakiś dziesięciu minutach. Wyglądał jak po walce. Był mokry, nie aż tak jak gdy ludzie Czerwonego Kręgu zaczęli się wycofywać, ale pot spływał po jego twarzy zmywając z niej przylepione, pojedyncze kawałki kory oraz krew maga. Nie miał miecza, a w jego oczach gościła furia. Powrócił na ścieżkę również Bjar ze wzrokiem wciąż przerażonym, zwrócił się do Kaina:
- I c-co? Znalazłeź coś? K***a, co tu się niby wydarzyło...?!
-Nikogo nie znalazłem. Nie mam zielonego pojęcia co tu się stało- wywarczał przez nawpół zaciśnięte zęby. Widać było, że stara się kontrolować i średnio mu to wychodzi
- Cholera, a z tobą co się dzieje?! - wykrzyknął Bjar, ponownie unosząc miecz.
-Jestem... zwyczajnie... wściekły-dyszał bardzo ciężko łapiąc głebokie hausty powietrza. Oparł sie o drzewo -To wasza wina... wy zamknęliście we mnie... ten szał.- Powoli osunął się na kolana. Pot parował z niego jak po bardzo intensywnym i długotrwałym wysiłku.-TO WASZA WINA!- zakrzyknął po czym zdzielił się pięścią w twarz. Parujący pot zszarzał. Do Bjara doszedł zapach... coś z pogranicza płonącego mięsa. -Uciekaj człowieku - teraz głos mu drżał. -To się uwalnia. Przeejjjmmmmuje kkkontrrrolęęee. - Uderzył oboma pięściami w ziemię. Zagarnął próchno chciwie i oparł czoło na ziemi. Drżał.
- O żesz w mordę... - zadrżał i głos Bjara, który przez chwilę wahał się, czy walczyć, czy uciekać. - A więc ten kapłan! To jednak byłeś... ty! - zakrzyknął znów i przerażony, rzucił się do ucieczki, miecz wyrzucając z dłoni. Tak jakby miał jakiekolwiek szanse w ucieczce przed qunarim. Na szczęście Kain jeszcze nad sobą panował. Jeszcze miał władzę nad swoim ciałem choć ulatywała jak woda podniesiona w dłoniach. Nie patrzył gdzie Bjar ucieka. Nie chciał wiedzieć. Nie chciał słyszeć więc zagłuszył to swoim własnym okrzykiem, co było jeszcze bardziej przerażające. Uciekinier przyśpieszył w swym szaleńczym biegu, na dźwięk qunaryjskiego ryku. Zza pleców tegoż zaś, doszedł zmęczony, zagubiony głos.
- C-co się...? Gdzie ja jestem...? Kain, to ty?
-Spójrz co mi zrobili!-- zakrzyknął i nie wiadomo czy było w tym więcej rozpaczy czy wściekłości-Spójrz co mi ZROBILIŚCIE!- teraz już nie brzmiał jak człowiek czy qunari. Jego głos był głębszy, silniejszy, bardziej gardłowy. Żadne struny dziecięcia stwórcy nie mogły z siebie wydać takiego głosu. Z otworów w pancerzu wydobywały się strugi szarej pary, wokół zrobiło się... cieplej.
- Kain, na Andraste! - wykrzyknął przestraszony Laurel i spróbował się podnieść. Nie udało mu się to jednak - Uspokój się! Oboje wiemy, że potrafisz to kontrolować!
Puste słowa... Kain raz był w takim szale i wtedy wyrżnął prawie cała placówkę Czerwonego Kręgu, ale nie jego. Laurela nie chciał zranić. Nawet to cięcie w bok, od którego teraz cierpi, zostało zadane na jego własną prośbę. On... był jedyną osobą która kiedykolwiek, przez te lata... Tam, była mu przyjacielem. Po policzku spłyneła mu łza, jednak wyparowała w nieco pod kością policzkową. Ale on należał do nich! Laurel należał do Czerwonego Kręgu! Współpracował z nimi! Wykonywał polecenia! Nie! Gwałtownie zerwał się do biegu. Uciekał przed tym co chciał zrobić. Biegł najszybciej jak potrafił z każdym krokiem się wahając czy nie zawrócić i nie wypruć mu flaków. Nie słyszał nic. Nie widział nic. Jeno obezwładniająca wściekłość wypełniała jego zmysły i logikę. W końcu padł bez sił.

Drżąc wracał. Biegł cały czas przed siebie. Nie skręcał. Nawet gdy wyrósł przed nim głaz to przebiegł po nim. Teraz łatwo było wracać. Po drodze zobaczył swój miecz wbity w ostro poharatane drzewo. Zbyt głęboko by dał radę go łatwo wyciągnąć. Potem po niego wróci. Doszedł do miejsca gdzie zostawił Laurela
- Wszystko z tobą w porządku? - zadrżał głos Laurela, gdy Kain do niego powrócił.
Qunari padł na kolana obok byłego nauczyciela
-Nie... jak może być cokolwiek dobrze mając coś takiego w sobie?- w głosie nie było już wściekłości, jedynie cicha rozpacz
- Ach, no tak... - mruknął ciężko mężczyzna i rozejrzał się wokół umęczonym wzrokiem. Wszędzie krew i walające się flaki. Co tu się...?
- Co tu się działo? - wymamrotał.
-Nie wiem... odparłem Czerwony Krąg razem Mervallem. Tym magiem co mi pomógł. Nie wiem czy wtedy jeszcze byłeś przytomny. Szliśmy do wierzy magów gdy nagle... nie wiem. Po prostu wybuchł. Dalej wpadłem w szał. Kazałem Bjarowi uciekać. Nie wiem gdzie jest teraz.
Laurel zmarszczył czoło, układając sobie wszystkie te rewelacje w głowie. Wyglądał trochę jak dziecko, które nie może czegoś zrozumieć, choć bardzo się stara.
- Jak to, wybuchł? Tak po prostu...? - nagle zamrugał nerwowo - Zaraz! Bjar?! Jaki Bjar?! Jak to...?
-Bjar Dagernof, czy jakoś tak. Raz się przedstawił z nazwiska. Gdy wszyscy uciekli on został i chciał wciąż walczyć. Chyba planował zginąć. Wyperswadowałem mu to. Ostatecznie się przyłączył do nas. A jeśli chodzi o Mervalla... rozejrzyj się. To on tu wszędzie leży. Kiedyś, w kręgu, słyszałem jak mówili o zaklęciu żywej bomby, ale to chyba nie działało po takim czasie. A raczej wątpię by sam siebie tak zaczarował. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Jeśli ktoś to zrobił to zdołał uciec.
- Nie, nie... sam siebie? Ktoś by musiał go tym zaklęciem miotnąć. Nikogo nie widzieliście? - mamrotał Laurel, najwyraźniej niezupełnie to wszystko rozumiejąc/
-Nikogo. A całkiem długo szukaliśmy.- Laurel westchnął słysząc to
- Ech, Bjar, ten biedny głupiec. Może to i dobrze, że uciekł.
-Byłem niewiele od wybebeszenia go, więc tak. Dobrze, że uciekł. Może się jeszcze spotkamy. Możemy kontynuować rozmowę podczas drogi? Nie patrz tak na mnie. Poniosę cię. Wy, ludzie, jesteście lekcy jak piórka. Mogę was nosić jak wy nosicie swoje dzieci. Tylko pójdę jeszcze po mój miecz
Wstał i pomaszerował do drzewa w którym tkwiło jego ostrze. Po kilku próbach czysto siłowych uznał, że tak go nie wyjmie. Zbyt głeboko. Ciężar całego drzewa go przygniata. Więc zaparł się barkiem powyżej ostrza, naprężył wszytskie mięśnie i odchylił całe piętnastometrowe drzewo o konarze grubym na metr o kilka stopni. To zdjęło ciężar z ostrza i pozwoliło je wyjąć.

Chwilę później Kain już maszerował w stronę Kinroh Hold, czy jakoś tak. Nie pamiętał jak się nazywała ta wierza.
-[i]Wiesz duży... dziwnie się czuję gdy niesiesz mnie tak jak ja przenosiłem Suli przez próg domu...
-Wybacz, ale twój stan nie pozwala mi nieść cię na plecach, a jesteś za mały byś mógł się po prostu na mnie wesprzeć. Poza tym by to spowolniło nas. Nawet gdy jesteście zdrowi to i tak potwornie powolni. Muszę przy was zwalniać kroku, bo zmuszałbym was do truchtu.
-Cóż... kwestia długich nóg. Tak w ogóle gdzie idziemy?
-Do wierzy magów. Mervallchciał byśmy tam poszli. Może uzyskamy kilka odpowiedzi gdy powołamy się na jego imię. Opowiesz mi o nich? Niewiele mi mówiono o kręgu. Nie wiem czego się spodziewać.
-Jasne Dan... Kain. Wybacz, przez dopiero od tygodnia jesteś Kain, a przez te lata byłeś Dante. Muszę się przyzwyczaić. Więc tak...

I opowiadał.

-Aha, czyli templariusze pilnują by magowie nie stali się plugawcami, tak?
-Zgadza się. Żaden mag nie jest wolny od pokus, choć to nie znaczy, że każdy im ulega. Jednak jeśli pozwolą demonom się skusić to zostają plugawcami, wtedy go zabijają. Co w sumie jest aktem łaski.
-A plugawiec to...
-Mag którego ciało przejął demon.- Kain milczał przez chwilę
-Laurel...
-Tak?
-Czy ja jestem plugawcem?
Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie. To wykraczało ponad jego wiedzę.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 04-08-2011 o 00:23.
Arvelus jest offline