Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2011, 05:56   #16
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pamiętasz te słodkie prześwietlone zdjęcia z twojego albumu? Dzieciństwo, słońce i guma balonowa. Pamiętasz? No. To ja ich nie miałam. Tatuś nadmuchał mamusię, a potem w zasadzie niewiele go obchodziło, co się z nami dzieje. Jeśli jesteś brudnym, wychowanym w wiosce z przyczep campingowych dzieciakiem, z czasem się przyzwyczajasz do braków.
Do dzisiaj nie wiem, jak to się stało, ze umiem czytać.

Zsyłka tutaj była niezłym szokiem.
Tak bolało, że końcu musiałam się odnaleźć. Jeśli zostajesz umieszczony w tak osobliwym habitacie, w końcu tak zwane normy moralne zaczynają się wypaczać. Hahaha, tak. Nawet ci obrzydliwi kryminaliści osadzeni w tym kotle szatana mają jakieś zasady, ten nie zabija dzieciaków, tamten nie gwałci małych chłopców. Tu, na Gehennie to była kwestia czasu aż ludzie zaczną dosłownie i w przenośni pożerać się nawzajem jak przymierające głodem szczury. Jesz, albo jesteś zjadany.
Nie zrozum mnie źle, zdaję sobie sprawę z powagi historii, którą zaraz Ci opowiem, ale posłuchaj dobrze i wytęż mózg – dziewczynie takiej jak ja; młodej i, musisz przyznać, niebrzydkiej; nie było łatwo uzyskać szacunek. Pierwsza myśl, która przychodzi do głowy to tak, właśnie to. Wiem, dlaczego masz taką minę. Tutaj, jeśli dziewczyna nie znajduje się odpowiednio wysoko w łańcuchu pokarmowym, staje się pucharem przechodnim, do którego zamiast zeń pić, co wieczór dolewają. Jeśli wiesz, co mam na myśli.
Trwało to kilka miesięcy. Ta robota dla Glidii Zero to nic. Moja prawdziwa perełka jest gdzie indziej. Zbudowałam ją własnymi rękami, garstka o garstce wynosząc z agrodomów to gówno, które tu nazywają ziemią. Tytoń i prawdziwa, oldschoolowa marihuana, przyjacielu. To jest prawdziwa moc. Małe móżdżki głupich jak rybki w akwarium morderców, gwałcicieli i wariatów tak łatwo jest otumanić. Jeśli wiesz, co mam na myśli.

Patrzysz na mnie tymi swoimi kaprawymi oczkami osadzonymi w tłustej i zadowolonej gębie i nawet nie masz pojęcia, przez co trzeba przejść, by stać się szczurem, jak ja. Ile to kosztuje przestawić się z życia w hipisiarskiej stalowej przyczepie na kółkach z wiecznie się puszczającą matką-peace-to-the-world-wariatką na te cholerne, klaustrofobiczne tunele. Brak słońca odbiera się na początku jak brak powietrza, łatwo jest się wkurwić. Tak, przyjacielu. Potem już jest z górki.
Da się tutaj żyć, o ile umiesz robić cokolwiek lepiej niż inni. Patrzenie jak trawa rośnie mnie uspokaja. No? To jak? Kupujesz? Bo jak nie, to... Chyba wiesz, co mam na myśli?

*

Przegrzewali się.
Znów coś pierdolnęło w cholernym systemie i Raina Stars, podobnie jak cała reszta jajogłowych z agrodomów, próbowała wykonywać swoją pracę raz za razem ocierając twarz z potu.
W pewnych okolicznościach można by uznać ten gest za seksowny, ale przysięgam, jeśli twój organizm odwadnia się szybciej niż Sudan, seks jest jedną z ostatnich rzeczy, o których myślisz.
Odgarnęła do tyłu przyklejone do twarzy włosy. Od jakiegoś czasu pracowała w sekcji Nowych Odmian, ale dzisiaj siedziała przy garze z korytem, robiąc szczegółowe notatki na temat niezbędnych do wprowadzenia zmian w zakresie obróbki termicznej roślin, które ciężką pracą udawało im się zmusić do owocowania.
Wlazła na nich jak w gówno. Zwykle była czujna czujna do granic obsesji. Co mogło odciągnąć jej uwagę?


- Cześć chica – zagaił starszy wyluzowanym tonem. Jak to możliwe, że ich nie zauważyła wczesniej?! – Słyszałem, że potrafisz załatwić troszkę mercancia na boku. Me entiendes?
- Jakoś się dogadamy, chica – dodał młodszy. – Może jako zapłatę przelecimy cię we dwóch, jak nikt nigdy dotąd? De que le queda?
Zaśmiał się paskudnie.
- Calmarse, Eugenio – uspokoił kumpla straszy. – Bzykanie możemy dodać gratis, jak chcesz, carino.

- Dzięki - głos nawet jej nie drgnął, niczym nie zdradziła strachu, który spłynął jej w dół kręgosłupa zimnym dreszczem. Był jak stary, wierny towarzysz. Przyjaciel, który od pięciu lat ratował jej dupę. - Sama nie daję gratisów i nie oczekuję, że będę je dostawać, muchacho. U mnie obowiązują zasady fair trade. Uczciwa cena za uczciwie produkowany towar. Ta - syknęła przez zęby widząc drgnienie brwi młodszego z Desperados - wiem, co Ci chodzi po głowie. Pewnie, że możecie mnie zarżnąć. I zerżnąć. W zupełnie dowolnej kolejności, ALE! - uniosła palec - zanim zaczniecie, uprzejmie doradzam ruszyć głową. Chcesz mota? Si? No, to się zastanów ilu znasz hodowców.
- Żadnego - zaśmiał się wesoło. - Dopiero poznaję. I chciałbym lepiej
- Swietnie – Handel to handel, nie zawsze przychodzi do robien4ha interesow z ludzmi wzbudzajacymi sympatie. - Cos mi mowi, ze jestes czlowiekiem praktycznym. Dojdziemy do porozumienia.
- Porozumienie, he he he - zaśmiał się tm razem starszy. - To dobre, chica. To dobre. Potrzebujemy z dziesięć zawijasków. Damy piętnaście fajek.
- To o polowe mniej niz mam zaklepane u Czarnych Panter. Ale jestem otwarta na propozycje. Dacie 40 to bedziecie miec prawo pierwokupu innych moich produktow. Jesli wiesz, co chce powiedziec.
- Znaczy, dasz dupy?
- Nie, chico - spowazniala. To byl ten typ kontrahenta, za ktorym nie przepadala. Trudno, pomidory i cygara sa widac towarem dla bardziej rozgarnietych. Wcisnela rece w kieszenie kombinezonu. - Nie daje. Trzydziesci fajek za dziesiec blantow. Fair trade. Przemyslcie deal i skontaktujcie sie ze mna ponownide.
- Dwadzieścia. Ani peta więcej. Może ci się zwyczajnie nie podobamy i chcesz nas zwyczajnie ojebać, co? Albo twoja dupa za dobra dla nas, co laluniu z Gildii. Wykumana kurwa z ciebie to jebiesz takich jak my? Za kiepscy jesteśmy dla ciebie, ze chcesz nas tak opierdolić?
- Al contrario. Mialam o Was zbyt wysokie mniemanie - zacisnela palce na stalowym gwizdku. - Piecdziesiat. I szansa na rabat przy kolejnej partii. Pod warunkiem, ze spowazniejecie.
- Właśnie zrobiłaś sobie wrogów kurwo. Zapamiętaj to, bo następnym razem kiedy się spotkamy na pewno nie będziemy pierdolić się w ten sposób.

Starszy słuchał spokojnie młodszego. Potem zmrużył oczy i uśmiechnął się zimno:
- Wiesz chica, najbardziej nie lubię małych srajdek, co myślą se, że jak przeczytały kilka książek za dużo to mogą traktować takich jak my jak śmiecie. Następnym razem nie będziemy tacy mili.



Co się, kurwa, właśnie stało?
Raina? Raina, laleczko, to Ty?
Nie poznawała samej siebie. Powinna była ubić interes. Przyjąć stawkę i być do przodu o dwadzieścia fajek i kilku nowych przyjaciół. Wyprowadzili ją z równowagi. Trzęsła się z wkurwienia, czuła że całe ciało pokryła jej warstewka zimnego potu. Nie było jej do śmiechu, co to, to nie. Wiedziała, ze prędzej czy później ją znajdą. Poćwiartują jak kawał mięsa, wcześniej, później i w trakcie wielokrotnie gwałcąc.
Adrenalina nahajcowała jej pod czaszką i mózg wskoczył na wyższe obroty.
Potrzebowała ochrony i to najlepiej na wczoraj.



Trzy godziny później nadal leżała na podłodze swojego pokoju.
Było cholernie zimno i całe jej ciało pokryte było gęsią skórką. Bezustanne skoki temperatury nie robiły już na niej wrażenia. Przeciętnych parametrów fizycznych blondynka była jedną z niewielu osób na Gehennie, które miały możliwość samodzielnego syntetyzowania witaminy D3. Przymusowe naświetlanie nadawało jej skórze łagodny, ciepłobrązowy odcień.
Leżała na plecach, z rękami zaplecionymi pod głową. Przez cienkie, zaczerwienione powieki widać było intensywne ruchy gałek ocznych. Raina myślała.

Wolałaby być w jednym ze swoich Wiszących Ogrodów Babilonu, ale nie była głupia.
Na tym zasranym statku odrobina nieuwagi wystarczyła, by spalić kryjówkę. Dobrze o tym wiedziała, bo zanim nauczyła się wyszukiwać najlepsze miejsca i kryć przed wzrokiem postronnych, musiała zaczynać od zera tyle razy, że nie starczyłoby jej palców jednej ręki. Choć wszystkie jej myśli biegły w kierunku labów, umiała już stłumić palącą chęć ucieczki. Leżąc na podłodze bez ruchu, była jak sarna w snopie świateł auta.
Chryste... sarna? Czy na pewno wyglądała tak, jak ją pamiętam?

Zerwała się w końcu z mocno bijącym sercem.
- Musisz się ruszać.
Zaufać swojemu nosowi, w końcu przeprowadził ją suchą stopą przez Czerwone Morze pięciu lat w tym piekle. Na rubieże terytoriów G0 ruszyła sobie tylko wiadomymi ścieżkami. Znała te okolice jak łono matki. Bezlitosnej, lecz sprawiedliwej matki, pozostawiającej przy życiu tylko najsilniejsze lub najsprytniejesze potomstwo.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline