Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2011, 00:04   #23
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
No i po wszystkim. Muerto poskładany jak puzzle, tyle dobrego że nie brakowało żadnych kawałków, musieli go nieść z Areny ostrożnie. Flat Line sprawdzał tylko tętno od czasu do czasu, a sam siedział nad szkłem w labie. Niedobrze. Kończyło się praktycznie wszystko prócz tabletek antyperspiracyjnych. Tych miał pod dostatkiem, wszędzie można było znaleźć ludzi, którzy woleli śmierdzieć, ale mieć klika fajek więcej. Jeśli nie zdobędzie stuffu potrzebnego do receptury, skończy się syntezowanie Tripu, znieczulaczy, a wraz z nimi miłe dochody na boku. Ostatnie krople narkotyku skapnęły do fiolki. Niewiele ponad 50 mililitrów, dziesięć dawek. A zapasów zostało może jeszcze na dwa wsady…

Flat Line zatkał fiolkę dokładnie i naniósł swoje ukryte oznaczenia. Oficjalne napisy na szklanej buteleczce obwieszczały zaś, że przezroczysta ciecz w środku to MetadienonVII, steryd anaboliczny starej generacji. Włożył ją w końcu do swojego pojemnika z medipakiem, lekarstwami i resztą wyposażenia przykładnego doktorka. Uniósł głowę znad stolika i zerknął na Muerte. Kafar poruszył się lekko i jęknął. Dobry znak. Dla bezpieczeństwa przypiął go ciasno pasami do stołu, żeby nie okazało się że czuje się aż za dobrze i pójdzie sobie precz, nie czekając na gratulacje za wysokie, drugie miejsce w walce na Arenie od don Vitto. Mocny sukinsyn, wylizał się choć podczas przesilenia mało brakowało, a grunt zacząłby się usuwać Flat Line’owi spod nóg. Złość Marco Pollo to dość nieprzyjemna sprawa...
- No, przyjacielu – powiedział zmęczonym głosem do ciągle fruwającego w przestworzach na tripowym haju mięśniaka – Kosztowałeś mnie trochę wysiłku i zaopatrzenia. Doceń to, zanim Don Vitto wypruje ci flaki.
Poklepał po pysku pacjenta i poprawił dla pewności pasy.

Zebrał swoje podręczne rzeczy i ruszył w kierunku kantorka Franco Benettiego odebrać wygraną. Okolica powinna być teoretycznie spokojna, ale Flat Line miał oczy dookoła głowy. Taki zdrowy nawyk. Stary bukmacher urzędował tuż przy niewielkiej sali gimnastycznej, którą przerobiono na… powiedzmy centrum handlu, kultury, rozrywki i usług. Hazard, gorzała, dupczenie, czego tylko dusza zapragnie, oczywiście dla tych którzy mieli czym zapłacić.
Jednak aby tam dotrzeć trzeba pokonać kilka poziomów i ciemnych korytarzy. Cyngle Don Vitto niby pilnowali wszystkiego, ale Flat Line już dawno nauczył się nie ufać także swoim. Otarł sperlone potem czoło i rozglądnął się pilnie. Od jakiegoś czasu coś w bebechach Gehenny się popsuło, bo było wilgotno i gorąco jak w saunie. Teraz jeszcze jakiś serwomotor w siłowni obok zaczął nawalać, bo w przeraźliwym, piskliwym zgrzycie toczącym się po korytarzu ciężko było słyszeć własne myśli. Szedł jeszcze ostrożniej, choć do centrum było tylko kilka zakrętów.
Nagle zza drzwi celki Benettiego usłyszał jęk bólu, który przebił się przez przycichające skrzypienie zdezelowanej maszynerii. Stanął i przykleił się do ściany wyciągając nóż. Podszedł kilka kroków bliżej najciszej jak potrafił i nadstawił uszu. Podniesione głosy i kolejny, tym razem głośniejszy krzyk. Zdążył pomyśleć, że najwyższa pora zabierać się stąd, kiedy drzwi eksplodowały niemal a na korytarz wyleciał Franco z poderżniętym gardłem. Dwóch ragazzi wyszło zaraz po nim, a Flat Line podniósł ręce w ogólnowojskowym geście „potulny ze mnie baranek i już chowam nóż” po czym zerknął na chłopaków. Jednego nawet kojarzył, składał mu złamaną rękę z rok temu. Ciekawe o co poszło.
- Coś narobił idioto?! - Wrzasnął Dżuma na drugiego typka, z zakrwawionym nożem w łapie – teraz sam chcesz szukać wszystkich skrytek tego skurwysyna?! Flat Line, zrób coś! Załataj go, kurwa!
Roben spojrzał krótko na booka, kopiącego nogami w agonii i trzymającego się kurczowo za gardło.
- Przecięte dwie tętnice, kość gnykowa i tchawica. Już nie pochlupocze długo. – Wbił zimny wzrok w Dżumę i powiedział spokojnym tonem. – On mi był winien parę fajek.
- Chuj mnie to obchodzi! Don Vitto był winien trzysta! Jak nie znajdziemy wszystkiego, to będzie na mnie że podpierdoliłem! – odwrócił się błyskawicznie i walnął w pysk drugiego mięśniaka. – Porca puttana! Przysięgam braciszku, oddam cię kurwa kiedyś Rzeźnikom na mięso.

Nie uwierzył. Za proste by to było, zresztą Benetti nie był głupi, nigdy nie zadłużyłby się u Don Vitto na taką sumę. Może po prostu capo uznał, że nie potrzebny mu book próbujący utrzymać jakąś niezależność i dyskrecję klientów. Dlatego właśnie Flat Line stawiał u niego. Zakład przeciwko Muerte mógłby zostać źle odebrany przez tego łysego szczura.
- W drugiej rurce od ściany. Gwint jest obluzowany, musisz przekręcić w le… - Dżuma nie dał mu skończyć. Kopnął w pospawaną pryczę, odrywając tylną nogę jednym ciosem. Fajki posypały się z wnętrza. Mężczyzna złapał małą garstkę i wcisnął mu w dłoń.
- Dzięki stary, ale tego i tak mało. – kopnął tym razem nieruchomego już Benettiego. – setka może…
Znów zaczął się wydzierać na wolno myślącego braciszka, ale Flat Line nie miał zamiaru już tego słuchać. Odzyskał dziesięć fajek, dobre i to. No i Dżuma powinien zapamiętać, kto wskazał kryjówkę.

Po powrocie do ambulatorium, szczur ponownie zaszczycił jego progi, a Flat Line znosił cierpliwie klepanie po plecach i radość capo. Mimo wszystko zapłata go zaskoczyła, Don Vitto najwyraźniej naprawdę drżał o swój tyłek. Pozwolił sobie na lekki uśmiech, kiedy wreszcie zostawili go w świętym spokoju. Może to źle rozegrał? Może trzeba było spróbować wykorzystać okazję do pozbycia się szczurka? Ryzyko było jednak za duże. Powoli, spokojnie. Na razie był zbyt słaby, ściągnął by na siebie tylko gniew Marco Pollo. Zaciągnął się dymem i przymknął oczy. Ooo taaak. Już niemal zapomniał jak może smakować prawdziwy papieros…

Kończył sprzątać bałagan pozostawiony po Muercie, kiedy pojawił się kolejny z ludzi Dona wraz z zaproszeniem. Hmmm. Kolejna dawka wdzięczności capo, czy szykuje się coś ciekawszego?
- Jestem gotów. – Odpowiedział i zarzucił nieodłączny plecak na ramię. Wyszli z ambulatorium, drzwi grodziowe zazgrzytały upiornie.
 
Harard jest offline