Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2011, 10:47   #24
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Wielki Q zabawiał się kartami, nawet jedną rzucił Alanowi. Na karcie była wyrysowana twarz klauna z długimi zębiskami i jeszcze dłuższym jęzorem. Pewnie ktoś z rodziny tego malowanego dupka. Wielki Q się mylił. Mello nie miał w dupie losu i przeznaczenia. Alan w nie po prostu nie wierzył. Nie był typem twardziela, który chowa w sobie małą dziewczynkę obrażoną na świat, ale wciąż wierzącą w swoją szczęśliwą gwiazdę, los, czy przeznaczenie i strzelającą focha za każdym razem, gdy spotka ją coś złego. Gehenna odzierała ze wszelkich złudzeń. Jakiś frajer z zacięciem do mędrkowania mógłby stwierdzić, że trzeba być cały czas ostrożnym, bo najmniejszy błąd można przypłacić życiem. Mello widział wielu takich świrów rozglądających się dookoła, jakby się bali, że zaraz ktoś im wrazi kij w dupę. Bzdura. Tu ginęli wszyscy. Ostrożni i odważni, szczęściarze i pechowcy, mali i duzi. Bez żadnych reguł. Można było oczywiście srać w gacie na widok każdego ciemnego korytarza. Tylko po co? Mello pogodził się z tym, że już nie żyje, a jedynie nie zna terminu egzekucji. Darował sobie to wielkie złudzenie zwane nadzieją. Odrzucenie tych wszystkich omamów dało mu coś bezcennego. Uwolnił się od strachu i zaczął pełniej żyć teraźniejszością.

- Za godzinę przy wyjściu z kutafonem w czapce arlekina. Weź ze sobą sprzęt. Opłaci się. Więcej nie musisz wiedzieć. – powiedział tymczasem Wielki Q.
Spojrzał na Alana, jakby czekał na ewentualne pytania.
- Jak bardzo mi się opłaci? - twarz Mello nie wyrażała żadnych emocji.
- Lepiej, niż dotychczas. Dużo lepiej.
- Robimy we dwójkę? -
Alan nie lubił tłoku.
- Nie. Większa grupa.
- Znam kogoś? -
nie lubił pracować z leszczami.
Informacje z Wielkiego Q wyciągało sie jak śrucinę z tyłka. Pojedynczo.
- Nie wiem czy kogoś znasz. Nawet nie wiem, kogo wystawią inni. To skomplikowana operacja finansowa, Alllan.
- Dobra. Będę za godzinę. -
uciął jałową gadkę. I tak chwilowo nie miał nic do roboty.
- To będą Zakazane Regiony, więc weź wszystko co masz.
Mello tylko skinął głową i wyszedł. Szedł do swojej celi, by się nieco przespać. Zakazane Regiony, to nie było w kij dmuchał. Trzeba było się przygotować, czyli jak mówił pewny erotoman „najpierw trzeba włożyć, żeby później wyjąć”. A najlepszym przygotowaniem, było bycie sprawnym, bo dobytek i tak miał niewielki. Z powodzeniem mógł wszystko zabrać w kieszeniach.

Idąc przez korytarze dostrzegł kątem oka znajomą bladolicą twarz Spook. Rozmawiała z jakąś blondyną, chyba Lolipop. Alan jednak nie podszedł. Nie miał wystarczająco dużo fajek na rozmowę. Ograniczył się tylko do puszczenia oka w stronę dziewczyn. Lolipop miała ciekawą ksywkę, którą dostała za swoje wyjątkowe umiejętności. Uwielbiała lizaki i podobno potrafiła każdy zamienić w śmietankowy. Jak dotąd Mello nie miał jednak okazji sprawdzić, czy to prawda.

W pewnym momencie coś dziwnego przykuło uwagę Alana. Z miejsca, gdzie była stołówka, a dokąd nie tak dawno podążał tłum ludzi dochodziły odgłosy … płaczu. Do tego pojękiwań i w ogóle totalnej mizerii. Ciekawość nie była cechą zbyt bezpieczną na Gehennie, tym niemniej ważne było, by wiedzieć co sie w okolicy dzieje. Alan podszedł korytarzem i wyjrzał zza rogu, akurat w momencie, gdy drzwi do stołówki zaczęły się unosić, a spod nich wypłynęła krew. Najwyraźniej coś wygnało ludzi ze stołówki, a Ci co zostali trafili na swój koniec. Mello obserwował wszystko na wszelki wypadek wyciągając samoróbkę. Spodziewał się, że ocalały tłumek zaraz rzuci się do ucieczki. Miał dokładnie te same zamiary, gdyby zza drzwi wyszło coś … nienaturalnego.

Tłum zasłaniał Alanowi widok, ale widać było, że większość ludzi spierdziela w przeciwną stronę, na łeb na szyję. Nie oglądając się nawet za siebie. Tylko nieliczni byli na tyle głupi, ciekawscy lub odważni, że czekali, co będzie się działo dalej.
Tłum parł. Niektórzy wrzeszczeli, by odciąć korytarz. Ktoś krzyczał coś o jakimś demonie. O jakiejś manifestacji. Powstrzymać spanikowany tłum było wręcz niemożliwością. Rozsądne wydawało się usunąć pod ścianę.

Kiedy drzwi otworzyły się na prawie całą wysokość ci, którzy zostali na korytarzu ujrzeli …. krew. Krwawą mgiełkę unoszącą się w jadalni. Przez ten czerwony opar niewiele było widać, ale słychać było … bijące serca. Albo bębny. I czasami ze środka dało się też wychwycić jakiś urwany jęk, zawodzenie czy coś, co pobrzmiewało jak skamlenie zwierzęcia.

Alan przetrwał panikę niemal przyklejony do ściany, gdy uciekający ludzie zwiewali przed siebie. Wciąż spoglądając ostrożnie zza węgła czekał na jakikolwiek atak. Mijały minuty, a nic nie wychodziło ze stołówki. Mello ruszył do przodu czujnie się rozglądając i trzymając gnata w jednej, a nóż w drugiej ręce. Oto los zsyłał mu okazję, którą żal by było zmarnować. Okazję na zebranie kilku fantów, byle nie nazbyt pokrwawionych. Dziwne było jedynie to słyszalne bijące serce. Żaden człowiek nie miał przecież tak głośno bijącej pikawy, może wiec to co innego? Tylko co? Jakieś pieprzone tam tamy? Demon zaszlachtował ludzi, a teraz sobie przygrywa na bongosach?
„Uwielbiał Gehennę. Tu wszystko jest możliwe” - pomyślał z przekąsem.
 
Tom Atos jest offline