Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2011, 23:25   #25
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Kristi siedziała naprzeciwko „Sowy” wpatrując się w jego oczy widoczne za szkłami okularów. „Sowa” nie lubił, kiedy ktoś gapił się na jego notatki, więc Lenox omijała wzrokiem notatnik pomimo tego, że mężczyzna już go zamknął. Ponadto „Sowa” nie lubił, gdy ktoś go dotykał. Początkowo Kristi sądziła, że facet nie cierpi dotyku kobiet będąc samemu takiego rodzaju lubującego się w mężczyznach osobnika, co to brzydzi się nawet zetknięcia ze skórą płci przeciwnej, ale później odkryła, że więzień miał jakiś przesadny problem z bliskością jakiejkolwiek istoty ludzkiej. Pytanie jak udawało mu się trzymać na dystans całą masę popaprańców daleko od siebie w takich warunkach. „Sowa” miał wiedzę. Wiedział, kto, wiedział, co, wiedział, po co i dlaczego. Oczywiście to nadal nie tłumaczyło stopnia jego niedotykalności. Lenox już dawno nauczyła się, że jeśli człowiek na Gehennie wiedział i rozumiał za dużo to w końcu ktoś wywiercał mu dziurę w ciele, najczęściej w plecach. Nawet Gildia Zero nie była pod tym względem wyjątkiem. Trzeba było dobrze pogłówkować nim przyznało się do posiadania pewnych informacji. Istniały te ogólnodostępne, te mniej publiczne, te dla specjalnych osób i te, które można było wyszeptać tylko własnemu kiblowi, a ostatnią kategorię stanowiły takie informacje, o których nie można było nawet zbyt intensywnie myśleć tak, by nikt nie wyciągnął ich z twojej głowy.

„Sowa” pływał w morzu informacji, czy też raczej tak się Kristi zdawało. Musiał istnieć jakiś powód, dla którego jeszcze nikt się facetowi do tyłka nie dobrał, ani w przenośni ani dosłownie. Czasami jednak kobieta sądziła, że „Sowa” nie, dlatego był bezpieczny, że robił to, co robił, ale dlatego iż stał się „innym”. Jednym z tych odmieńców, o których szeptano w zakamarkach Gehenny, najczęściej do własnych kibli.

- Dzięki stary, jak dostanę tę robotę to odpalę ci procent – Kristi na pożegnanie wygłosiła tą samą formułkę, co zawsze.

Zawsze dotrzymywała słowa. „Sowa” nie naciskał na otrzymywanie giftów za cynki. Po prostu jak się z nim dobrze żyło można było liczyć na kolejne wieści, jak się go olewało to odcinał człowieka od źródełka danych.

Lenox nie traciła czasu i od razu poszła poszukać Meyersa zanim ktoś zdążyłby sprzątnąć jej robotę sprzed nosa. Myślała przy tym o tym, co powiedział jej „Sowa”. Strażnik mógł wyłapać czyjś sygnał, AI ustalił nowy kurs albo wrócił na stary. Oczywiście „Sowa” pewnie wiedział, co mówił przepowiadając kłopoty, ale Kristi wiedziała, co jeszcze zwiastować może taki obrót rzeczy. Zmiany. Na lepsze bądź na gorsze, ale tak czy inaczej porządek rzeczy zostanie zachwiany. Jeśli szykowała się rewolucja to na Gehennie będzie to krwawa rewolucja, tutaj nic nigdy nie działo się na spokojnie. W takim wypadku pojawiało się pytanie, co będzie lepsze: zdobyć broń, postarać się o osobisty kontrakt z Punisherem czy znaleźć sobie kryjówkę? Czy może wszystkie trzy na raz?

Znalazła go bez trudu. Niski, łysy facet o ponurej twarzy i wodnistych oczach socjopaty.
Każdy wiedział gdzie przebywa. W swoim “kantorku”. Kiedyś dyspozytorni SUWu (Stacji Uzdatniania Wody).

- “Sowa” mówił, że szukasz kogoś do roboty – zaczęła bez wstępów.

- Możliwe - badał ją wzrokiem. - Ale nie wiem czy się nadasz.

- Zależy, kogo szukasz i do czego. Powiedz mi, o co chodzi a ja nie będę marnować twojego czasu i powiem od razu czy dam radę. Pasuje? – Lenox nigdy nie nauczyła się tej więziennej, śliskiej gadki i zawsze mówiła wszystko prosto i jasno.

- Asysta w badaniu leków. Na ochotnikach z Hien.

- To już wiem, po co, ale nadal nie wiem, kogo szukasz. Asysta ma polegać na dobieraniu, aplikowaniu dawek i zapisywaniu wniosków czy raczej na “opiekowaniu się” ochotnikami? To pierwsze mogę robić, drugiego raczej nie.

- To pierwsze. Do drugiego potrzebuję ludzi z pałkami elektrycznymi. Zapisujesz wyniki, prowadzisz obserwacje, notujesz zmiany w zachowaniach i podajesz dawki przeze mnie przygotowanych środków. Za dyżur trwający trzy standardowe jednostki czasu płacę ekwiwalent pięciu fajek. W medycznych specyfikach, by było jasne, ale łatwo zbywalnych. Środki znieczulające i dezynfekujące. Praca prawie od zaraz.

Cena nie powalała, ale Kristi nie miała czasu na wybrzydzanie.

- W takim razie, jeśli ci pasuje to biorę robotę. Chyba, że chcesz najpierw sprawdzić moje umiejętności.

- Nie trzeba. Za godzinę. W sektorze przepompowni. Pomieszczenie 12-40.

- Za godzinę. Ok.

Facet zgodził się od razu bez żadnych innych ustaleń. To sporo mówiło o robocie, ale w końcu to były Hieny, nawet, jeśli trzeba będzie podawać im paraliżującą system nerwowy truciznę to i tak były Hieny.

Kristi wykorzystała tę godzinę, aby znaleźć Hendersona i dopytać go o stawki neoinsuliny. Pięć fajek za porcję. Tyle zaśpiewał sobie medyk. Nie za dużo, ale też nie mało. Lenox wiedziała, że Kobra sprzedawała taniej, ale Kristi musiałaby załatwić dostęp do sprzętu laboratoryjnego żeby sprawdzić osobiście każdą porcję od zdrowo rąbniętej niewiasty a to i tak zwiększyłoby koszty lekarstwa. Nie mogła dopuścić, by informator się jej przekręcił po „eksperymentach” Kobry. W takim razie Henderson był jedynym wyborem. Po tym jak już spędzi około 30 dyżurów polegających na faszerowaniu Hien podejrzanymi specyfikami. To uzmysłowiło kobiecie, że potrzebowała jeszcze jakiejś dodatkowej fuchy.
 
Ravanesh jest offline