Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2011, 22:03   #27
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Są tacy, którzy twierdzą, że szaleństwo od od zdrowych zmysłów oddziela jedynie cienka linia. I że łatwiej jest naruszyć jej integralność, niż pragniemy w to wierzyć. Zaprawdę, powiadam Ci przyjacielu, pierdolą. Przebacz im, albowiem nie wiedzą co mówią.
Ta cienka linia, o której mowa to tak zwana normalność. Większość z nas trzyma się jej kurczowo, nie mając nawet o tym pojęcia. Centymetr po centymetrze brniemy wzdłuż tej linii, którą na koniec wycieczki nazwiemy życiem. Wybór jak pokonasz rzeczony odcinek zależy od Ciebie.
Możesz trzymać się zawzięcie i wieść życie zwykłego człowieka.
Możesz puścić i w locie w głąb piekła podziwiać widoki.
Możesz też jak ja, walczyć o swoje, wykonując na linie szalone akrobacje. Raz trzymać się oburącz, raz stąpać po niej jak władczyni świata, raz puścić, by za uderzenie serca złapać ją stopą jak pewny swego cyrkowiec.
Szaleństwo lub normalność.
Wybór należy do Ciebie.



Zamarła złapana pomiędzy obce głosy jak mucha w sieci pająka. Nie mogli jej widzieć, nie martwiła się o to. Przestrzenie pomiędzy wiązkami kabli a sufitem były tak małe, że nikomu nie przyszłoby do głowy podróżować tą drogą. Chyba, że jego własne życie stało pod znakiem zapytania i instynkt samozachowawczy wył głośniej niż ból rodzący się w otartych dłoniach.
Wpatrywała się w nich jednym okiem. Okolona błękitną tęczówką źrenica uważnie śledziła wszelki ruch w ograniczonym polu widzenia. A nie było tego wiele.
Rozmowę urwał nieprzyjemny, trudny do pomylenia z czymkolwiek dźwięk. Zamknęła oczy, gdy poczuła na policzku ciepłe krople krwi. Wstrzymała oddech. Wciągnęła powietrze i trzymała je tak długo, aż przed oczyma pojawiły się jej pierwsze mroczki. Nawet nie pisnęła. Mogła być z siebie dumna. Za pierwszym razem krzyczała a z oczu jej ciekły łzy. Wpadła w zupełną histerię i długo nie mogła się pozbierać. Gino Makaroniarz, jej ówczesny protektor zadbał, by miała odpowiedni trening w zakresie oglądania ludzkich zwłok. Trudno ocenić czy kierowała nim jakaś osobliwa troska czy zwyczajny sadyzm. Tak czy inaczej, być może to właśnie ten trening uratował jej teraz życie.

Leżała bez ruchu, modląc się do własnego serca, by zaczęło bić trochę ciszej. Albo najlepiej zatrzymało się na jakiś czas.
To mogło trwać naprawdę długo, zanim odważyła się poruszyć. Kilka minut poświęciła zdrętwiałym członkom. Wychyliła się wreszcie zza krawędzi wąskiej półki, którą tworzyło okablowanie. Leżał tam w dole. Widziała ciało. Mocno trzymając się najdalej wysuniętego z kabli, zrobiła wymyk i bezgłośnie zeskoczyła na ziemię tuż obok trupa. Zamarła w kucki, po dwakroć bardziej wytężając słuch. W końcu odważyła się. Płynnym ruchem sięgnęła miejsca, w którym mężczyzna powinien mieć gardło. Głęboka rana, w której zniknęły opuszki jej palców pozbawiła ją złudzeń co do stanu Raya. Rozejrzała się raz jeszcze wokół i szybko, niczym atakująca żmija, oklepała kieszenie trupa. Zanim jeszcze zdążyła dokładnie przyjrzeć się drobiazgom, które mogły rzucić na sprawę nieco światła, wyskoczyła w powietrze, odbijając się jak od trampoliny, w powietrzu chwyciła jeden z rozpiętych nad jej głową przewodów i błyskawicznie wciągnęła po nim na górę.

Raz jeszcze obrzuciła spojrzeniem korytarz poniżej. Wdepnęła w gówno i z każdym kolejnym krokiem konsystencja tego gówna podobała się jej coraz mniej. Musiała zadać sobie kilka kurewsko niewygodnych pytań i podjąć kilka kurewsko ważnych decyzji. Na przykład: skąd te wytatuowane jak pisanki łyse głąby wiedziały o trawie? Ktoś musiał przypucować, a biorąc pod uwagę dosyć wąskie grono klientów Rainy, nie wróżyło to nic dobrego. Kto? I jak go za to ukarać? Co zrobić z tym cholernym sprzętem? Patrzyła na ekranik wkp, bezmyślnie przełączając się pomiędzy dostępnymi z podstawowego poziomu aplikacjami. Sama nie wiedziała, czego szuka. Ray przypuszczalnie nie prowadził pamiętnika, w którym mógłby zapisać, ze wybiera się na randkę z ZiZim i że ma wobec tego tete-a-tete złe przeczucia. Zaklęła. Lista ostatnich połączeń naszpikowana była pseudonimami śmietanki kierowniczej G0. Coś, co z początku wyglądało na sporą ilość naprawdę dobrego towaru, szybciuteńko straciło na wartości. Potencjalna mała fortunka stopniała ogrzana ciepłym wiatrem suchych faktów. Każdy z fantów, które przywlokła tu z dołu mógł wskazać ją jako zabójcę Raya. Opuściła się po raz wtóry, i wisząc głową w dół zrobiła szczątkom gangstera zdjęcie.
Wybór padł na Grega, zdawało jej się, że choć niewątpliwie razem z resztą nazwisk a listy rządził bajzlem zwanym Gildią Zero, starał się trzymać na uboczu. “Zamordował Raya. Boję się” oraz zdjęcie poszybowały łączem wkp pod wskazany adres.
To była prawda. Miała pełno w metaforycznych gaciach.
Choć nie słyszała, by ktokolwiek kombinował z namierzaniem sygnału tych mało funkcjonalnych gadżetów, na wszelki wypadek wyłączyła urządzenie na głucho. Nie potrzebowała ogona.


Ruszyła dalej szlakiem kabli. Zmierzała w kierunku granicy z sektorami zajmowanymi przez the Punishers. Choć w zajmowanych przez gang sektorach członkowie G0 mogli poruszać się względnie bezpiecznie, Stars czołgała się wąskim tunelem niemal aż do kantyny sektora S255478, gdzie spodziewała się zastać zwykle stacjonującego tam Jacko, swój prawie sprawdzony kontakt, który - miała nadzieję - pomoże jej rozwiązać problem czyjegoś zbyt długiego języka i zbyt ruchliwych rąk.
Zamierzała również uciąć sobie pogawędkę z nalewającym podły bimber barmanem, ojcem chrzestnym 90% transakcji mających miejsce w tym sektorze. Hughes był człowiekiem - legendą. Żywą tablicą ogłoszeniową. Swatką wielu, wielu szczęśliwie ze sobą handlujących par klientów i handlarzy. Jeśli on nie słyszał, by ktokolwiek rozpytywał o nią to albo robił to wybitnie dyskretnie, albo nie robił tego wcale.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me

Ostatnio edytowane przez hija : 04-08-2011 o 22:41.
hija jest offline