Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2011, 19:42   #2
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
W najgłębszych obszarach otchłani niepewności - sen.

- Nie powinieneś tu być! Nie powinieneś tu być! - krzyczała przestrzeń, która była jedynie psem szczekającym na czerwony hydrant. Urządzenie to za kilka lat przestanie działać, gdy najbardziej będzie potrzebne. Zanim straż pożarna podłączy się do dobrego źródła spłonie czteroosobowa rodzina. Ale czy to wina podłączenia? Szkielet spojrzał na Jerriego, który odpowiedział tym samym pustym spojrzeniem. Po chwili rozwarły się szczęki, a z nich wylała się lawina czaszek, a wszystkie z nich powtarzały w jednym rytmie:
- Nie powinieneś tu być! - aż w końcu nie wytrzymałem i podniosłem jedną z nich parodiując Hamleta chciałem zadać słynne pytanie, ale zamiast tego wyplułem buty, w których były stopy, a one były połączone z nogami i tak kolejne partie ciała wychodziły aż się okazało, że sam siebie przeżułem w tej nieskończonej pętli gigantycznej kolejki górskiej. Skup się! Skup się! zdawało się wszystko krzyczeć...

- Uspokój się. Poradzę sobie. - powiedziałem, a wszystko ucichło. Szkielet zgrzytnął zębami, a wszystko zamieniło się w kakafoniczny koszmar chorego umysłu. Widziałem sam siebie, a równocześnie nie byłem tam. Biegłem, ale siedziałem na kanapie i czytałem gazetę, której nagłówek głosił: Odnaleziono pięć ciał. Odczytałem to nagłos choć zakłócenia wciąż istniały i wbijały się świdrem w uszy.

Wszystko znikło.

Ja też.

Nie czuję, że istnieję.

Wciąż...

Teraz... nie... zdawało mi się tylko. Nie wiem czy wcześniej powinienem być gdzie byłem, ale teraz to już naprawdę jestem tam gdzie być nie powinienem bo nawet nie czuję, żebym był gdzie podejrzewam, że jestem.

************************************

Brzask - pomiędzy snem, a jawą.

Czuję, że budzę się. Normalnie sny kończą się nagle, a to trwa wieki. Wiem, że jestem i że to wszystko sen, ale to tutaj to kompletnie inna sprawa. Widzę pomieszczenie szpitalne. Widzę w nim kilka osób choć nie. Widzę siebie, kilka osób i dwójkę osobników, która albo ma filmowy makijaż albo to nie są osoby. Choć to wydaję się dziwne. Pomijając kwestię tych dziwnych ludzi to jednak bardziej dziwne są zaschnięte rany na twarzy. Nie bardzo pamiętam jak je zyskałem choć wyraźnie przywołuje wspomnienia, gdy przybyłem do szpitala. Ci ludzie... nie znam ich... są różni i ich cel wizyty prawdopodobnie był różny. Nie znają siebie nawzajem. Wszystko to przypomina mi odcinek Strefy Mroku pod tytułem "Five Characters in Search of an Exit" i mam tylko nadzieję, że nie jestem jedynie kukiełką w czyichś rękach w niepokojącej grze, w której ludzie odgrywają fikcyjne postaci. To prawdopodobnie tylko złudzenie. I kim są te dwa osobniki? Czy to ludzie? Brzask jednak powoli dobiega do końca. Czas otworzyć oczy i zobaczyć rzeczywistość.

************************************

Na szczytach ludzkiej percepcji - rzeczywistość.

Zwróciłem uwagę, że mój strój pacjenta jest odrobinę poplamiony krwią. Dotknąłem twarzy i tak jak podejrzewałem - znajdowała się tam zaschnięta krew, która prawdopodobnie wcześniej bez problemów wyciekła z przeciętego łuku brwiowego i wargi. Na policzku było dodatkowo niewielkie otarcie, które jednak nie było wystarczająco głęboką raną, żeby krwawiło. Krew, krew, krew - za dużo myśli krąży wokół krwi. Spojrzałem na pozostałych, zagubionych w tym niepokojąco głośnym pomieszczeniu, w którym niesposób było usłyszeć żadnego dźwięku. Do czasu! Do czasu aż podniosłem dłoni i przez kilka chwil klaskałem jakby gratulując czegoś komuś. Zwróciłem uwagę wszystkich na siebie. Gdy tylko jedna z dziewczyn spojrzała na mnie ja odwzajemniłem jej wzrok. Rozpoznałem, że coś ją trapi.
- Po co się tak zadręczasz dziewczyno? Wszystko będzie dobrze. - czas wziąść się w garść i nie robić scen. Och, chwila. Scena już powstała. Skoro już pierwsze koty poszły za płoty to czas kuć żelazo póki gorące:
- Nazywam się Jerry. Jak widać po mojej twarzy zostałem pobity. Zdaję się, że mam wstrząśnienie mózgu, bo ostatnie co pamiętam to to, że się zgłosiłem do szpitala trzy dni temu. Czy ktoś wie czemu jesteśmy tu zostawieni samopas? Najwyraźniej nikt wam buziek nie obił, więc może widzieliście jak mnie tu przywieziono? Nie widzę przycisku wzywającego pielęgniarkę, a całe to miejsce wygląda dość ponuro. Oszczędzają na prądzie? Dwudziestu trzeci stopień zasilania? Wybaczcie ten nawał pytań, ale pierwszy raz mam amnezję i oprócz świadomości, że wszystko będzie dobrze nie bardzo wiem co mam robić. - Już i tak wszyscy są tu poddenerwowani. Mam nadzieję, że moje pytania zupełnie ich nie wytrąco z równowagi - dodałem nawet niewielki akcent uspokajający. W rzeczywistości niczego takiego nie czyłem, ale patrząc po osobach tutaj chyba im się przydało trochę optymistycznego podejścia. Zobaczyłem też, że dwójka dziwnych osobników zachowuje pozory człowieczeństwa i przywdziała ubrania tak jak wszyscy. Wydaje się, że tylko ja widzę kim są naprawdę. Być może są to opętani, którzy stracili własne dusze w konszachtach z piekielnymi mocami. Czytałem kiedyś o tym. Był nawet taki film. Szukam przy okazji włącznika światła. Natomiast z irracjonalnego niepokoju nie wołam lekarza, pielęgniarki ani w ogóle nikogo. Obecność dwójki nibyludzi czy kim tam są sprawia wrażenie, że niczym Dorotka ani nie jestem w Kansas ani przekonanie, że to w "rzeczywistości" jest "rzeczywistość" musi być traktowane umownie. No chyba, że tak dostałem w cymbał, że mi się tam poprzewracało i mam halucynacje. Zdarza się.
 
Anonim jest offline