Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2011, 14:00   #14
Kivan
 
Kivan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znanyKivan wkrótce będzie znany
Jensen Adavarus; Thedas: Grota, Orzammar i Góry Mroźnego Grzbietu…

Syrio miał szczęście, że się nie odezwał bo to co przed chwilą powiedział Jens to wcale nie było zaproszenie do rozmowy czy tłumaczeń, lecz zwyczajne szukanie pretekstu do walki i czego by nie powiedział skończyłoby się to w jeden sposób, ale widać znali się zbyt dobrze by ten dał się tak podpuścić. Wymienianie nieprzyjemnych spojrzeń przerwał Everhart, który chyba do reszty stracił cierpliwość czekając na nich, gdyż oni jako ostatni pozostawali jeszcze w grocie opóźniając cały wymarsz. Jensen niczego więcej już nie powiedział, tylko obrócił się, po czym ruszył w stronę wyjścia kompletnie ignorując rozkaz Kapitana, jak i konającego na ziemi nieszczęśnika, który teraz i jego próbował chwycić za nogę – widać biedak nie miał dziś farta, bo nikt nie zdecydował się skrócić mu cierpienia, a jego wołanie o pomoc odbijające się echem w podziemnych korytarzach wciąż było słychać kiedy się stamtąd oddalali…

***

Kilka dni później…

Wyrwał się ze snu gwałtownie podrywając do pozycji siedzącej… Po otworzeniu oczu nie pamiętał co mu się śniło, ale był niemal pewien, że to ten sam sen, który śni mu się od trzech dni… bo znów po przebudzeniu mu towarzyszyło to silne poczucie czyjejś obecności pomimo, że był sam w pokoju, do tego dochodziła mieszanka bezsilności oraz niemocy i na koniec śmiech – identyczny jak ten, który słyszał w jaskini – dzwonił mu w uszach nawet teraz kiedy już nie spał. Wszystko sprowadzało się do jednego – wizji własnej śmierci. Może tylko mu się wydawało? Tak. Chciałby w to wierzyć… Ale z każdym kolejnym dniem jednak zdawało mu się, że jest coraz gorzej… Usilne oglądanie się za siebie już nie pomagało pozbyć się żadnego z tych dziwacznych uczuć.

Opuścił ręce by zaraz i samemu opaść bezwładnie na łóżko. Leżał wpatrując się sufit chyba z pół godziny – tyle zajęło mu pozbieranie się do kupy. W końcu wstał, ubrał się, umył, przywdział pancerz, a przynajmniej te jego części, które posiadał i zajął się czyszczeniem broni, najpierw dokładnie naostrzył oba miecze, sztylety, a potem przeszedł do polerowania jakąś szmateczką. Miał dzisiaj dużo czasu, bo Everhart wezwał go przez swojego nowego przydupasa dopiero jakiś kwadrans temu, no więc nie było się co spieszyć, gdyż jak niepisana tradycja między nimi nakazywała Jens musiał spóźnić się co najmniej z pół godziny. Dla pewności zaczekał nieco dłużej i dopiero wtedy wolnym krokiem ruszył na dół, przełożonego minął przechodząc obok bez słowa i szedłby chyba dalej, gdyby ten się nie odezwał…

- Gdzie kurwa idziesz?!

Kapitan był dziś wyjątkowo spokojny… swoją drogą dziwne, dziwne, że obaj się jeszcze nie pozabijali biorąc pod uwagę ich charaktery. Jensen skoro został grzecznie zapytany to wypadało mu chyba odpowiedzieć, choćby gestem, tak też zrobił nastrajając swoją twarz tak by wyrazem jak najbardziej odzwierciedlała sentencję: „A co Cię to…” na końcu jeszcze uniesioną brwią akcentując znak zapytania .

- Pojedziesz do Denerim…

Everharta mało jednak obchodziła jego odpowiedź i wcale na nią nie czekał, tylko zaczął podawać stosowne instrukcje nie szczędząc przy tym głupich komentarzy i przekleństw skierowanych wprost do swojego „ulubieńca”…

***


Jens przyjął zadanie milczącą zgodą, może nawet pojawiło się jakieś siknięcie… niewątpliwie był to szok dla obu. Nie chcą dać Kapitanowi czasu na przemyślenie swojego zdania czym prędzej stamtąd wyszedł, nadal nie odzywając się ani słowem. Pomimo robienia za chłopca na posyłki, tego, że w Denerim nie wszyscy mogli o nim jeszcze zapomnieć – a ci co go pamiętają na pewno by się na jego widok nie ucieszą – i swojej ogólnej bezsensowności była to pierwsza misja, która była mu na rękę. Everhart sam nie zdawał sobie sprawy jak mu pomagał w tej chwili i Jensen nie miał zamiaru go uświadamiać. Karta mu nie szła odkąd wrócili z groty i teraz był winien Kartelowi całkiem pokaźną sumkę, więc dobrym rozwiązaniem dla niego byłoby zniknąć na trochę, albo przynajmniej omijać kurzowisko szerokim łukiem dopóki nie zdobędzie kasy… Okazja, więc pojawiła się można powiedzieć w idealnym momencie. No i w końcu będzie mógł wyjść z tej zapomnianej przez stwórcę jaskini i znów normalnie patrzeć w niebo – perspektywa była miła jednak wcześniej musi jeszcze pozałatwiać kilka spraw. Pakowanie miał z głowy, bo wszystko co posiadał już miał przy sobie, toteż szybkim krokiem ruszył w kierunku Diamentowego Zakątka, chcąc jak najszybciej mieć to za sobą…

Górne miasto nie było miejscem, które zazwyczaj odwiedzał, ale tym razem było mu po drodze, bo Kartel nie jedyny go teraz dręczył… Przerażał go obraz własnej śmierci w kółko powtarzany w głowie choć nawet sam przed sobą starał się do tego nie przyznawać. Nie zdziwiłby się też gdyby obie sprawy się ze sobą łączyły i to właśnie za sprawą krasnoludzkiego półświatka jego krew miała skropić karczemne dechy – zresztą chyba w odległości dnia drogi nie było nikogo innego kto chciałby go wypatroszyć, a tak mu się przynajmniej wydawało. Tymczasem jednak postanowił unikać tawern aż sprawa się nie rozwiąże, a wcześniej by się upewnić, że to nie był tylko zwyczajny sen i jednocześnie nakarmić swoją paranoje udał się do skulptorium – jednej z największych skarbnic wiedzy w Thedas. Na wejściu od razu posłużył się nazwiskiem Everharta, gdyż kryterium wyszukiwanych przez niego informacji nie należało do typowych zagadnień – demony i dziwaczne sztylety – ale jak długo była to sprawa Straży nikt nie zadawał pytań, zresztą w Orzammarze templariuszy nie było…

Kiedy skończył z ranka zrobiło się popołudnie… Kilkanaście rzędów, dziesiątki półek i setki tytułów wskazanych mu przez dziwnie entuzjastycznego skrybę i żaden z nich nie rozwiał jego wątpliwości, a nawet jeszcze bardziej je pogłębił i coraz bardziej utwierdzał w przekonaniu, że może po prostu, zwyczajnie odchodzi od zmysłów…

Ale tak to już jest… jeśli masz nieczyste sumienie to nigdy nie przestaniesz się obracać za siebie…

***

Pozostały jeszcze dwie rzeczy do zrobienie. Po pierwsze musiał udać się do kowala, szczęściem warsztat Janara, który robił interesy z Szarymi już od jakiegoś czasu znajdował się niemal, że przy samej bramie wejściowej, więc Jens miał po drodze jak nigdzie indziej. Nim jednak się tam zjawił zdołał jeszcze zakupić długi płaszcz podróżny z obszernym kapturem…


Wewnątrz już od właściciela wytargował po niezbyt korzystnej cenie hełm z ruchomą zasłoną skutecznie ukrywający całą twarz jak i tożsamość noszącego. Zapłatą się nie kłopotał nawet tylko poinformował, że jutro Kapitan kogoś wyśle z pieniędzmi. Czasem naprawdę przyjemnie było nosić godło szarej straży na piersi, otwierało ono bardzo wiele drzwi… - zaśmiał się w duchu żałując, że nie będzie mógł zobaczyć miny Everharta

***

Hala bohaterów, przez którą trzeba było przejść w drodze na powierzchnie była monumentalna jak całe miasto zresztą. Rzędy patronów strzegą wejścia do krasnoludzkiego królestwa wyglądają niesamowicie. W młodości kiedy tylko mógł słuchać opowieści o takich miejscach nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że kiedyś je naprawdę zdoła odwiedzić, a teraz kiedy już tu był nie umiał docenić piękna otaczających go murów, które przez niejednego podróżnika były opisywane z zachwytem… a on przechodził obok nich nie poświęcając im nawet na moment uwagi, zamiast tego koncentrując swoje myśli na ostatniej sprawie jaka pozostała mu do załatwienia.

Wichura od razu gdy znalazł się na zewnątrz porwała do tańca płaszcz, którym się wcześniej zdążył się owinąć. Chwilę stał w miejscu pozwalając by śnieg sypiący z góry spadał mu na głowę, kiedy on mimowolnie wpatrywał się w niebo, którego jak na ironię nie było widać, przez unoszące się nad szczytem gęste chmury skutecznie wszystko zasłaniające. Nie tracąc, więc więcej czasu na łeb naciągnął kaptur i pewnym krokiem skierował się do stajni. Tam po raz ostatni powołując się na Everhartowe imię zażądał chłopca stajennego, żeby przygotował konia Kapitana wręczając mu jednocześnie kilka miedziaków. Gryf znajdujący się na jego piersi znów zrobił swoje i pozwolił na uniknięcie wszelakich pytań. Dobrze, że Everhartowi nigdy nie przychodziło do głowy by coś kiedykolwiek załatwiać osobiście, bo przez to życie stawało się dla Jensena o wiele łatwiejsze. Nim przygotowali wierzchowca do drogi zdołał zdobyć jeszcze trochę prowiantu. Potem już wystarczyło tylko wsiąść na koń i ruszyć…

Wiedział, że dzisiaj już daleko nie zajedzie, ale o ile dobrze pamiętał u podnóża góry znajdowała się karczma, gdzie mógłby odpocząć do rana poza zasięgiem rąk Kapitana Strażników i potem stamtąd kontynuować swoją podróż dalej.
 
Kivan jest offline