Deszcz spowodował, że osełedec mężczyzny przykleił mu się do czoła i nadał mu przekomiczny wygląd. Awanturnik jednak nie zwracał na to szczególnej uwagi.
- O żesz Ty... - to było jedyne co wyrwało się z ust Mierzwy na widok monstrualnej bestii. Ścisnął mocniej w dłoni swą wysłużoną czarną kozacką szablę. Służył co prawda wcześniej w oddziale pograniczników na Północy Kislevu, później walczył w chorągwi von Antary w czasie Burzy Chaosu, zanim ten zaproponował mu u siebie stały żołd. Ale takiego kurestwa wcześniej jego oczy nie widziały.
- Końską pytą dymani odmieńcy... wypisz, wymaluj jak w dolinach i lasach Kislevu - wycedził jak prawdziwy praaski żołdak.
Odwrócił się do Leo Heinza, który przyklęknął obok i przekrzykując nawałnicę rzucił w kierunku łowcy:
- Nasza jedyna szansa w walce z tą poczwarą to szybko wybić odmieńców - wskazał końcem szabli na oblegających wóz konny mutantów - i bronić się przed nią z wozu. W pojedynkę nikt nie da jej rady. To co, wojacy, rezamy ich wspólnie? - zerknął na towarzysza, ale gotów był przyjąć pomoc od pozostałych kompanów. Tym bardziej, iż krzepki Gottri Swenson sprawnie sunął właśnie na pierwszego plugawca.
Postanowił pójść w jego ślady. Ale nie chciał ginąć. "Nie tu, nie teraz, nie w takiej pogodzie. Za dużo dziwek i wina mam jeszcze przed sobą" - przemknęło mu przez głowę, gdy z mozołem pokonywał śliski teren. Nie chciał się wywrócić.
W jego oko wpadł mutant w różowym futerku. - Kici, kici kocurku - powiedział już do siebie. - Chodź, skórkę Ci wyprawię.
Ostatnio edytowane przez kymil : 11-08-2011 o 19:18.
|