Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2011, 14:33   #5
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Umysł stworzenia był zbyt daleki, zbyt obcy by mogła go przeniknąć od tak, w jednej chwili. Maya zrozumiałą to niemal natychmiast. Mimo to coś zacięło się w procesie komunikacji miedzy głową a stopami. Tak jakby miała korek na neuronowej autostradzie.
Widziała tylko wielkie białe cielsko opadające w dół. Padł na nią jego cień, poczuła nawet mdlący zapach śluzu.
A chwilę potem ktoś odciągnął ją w bok, potężne białe cielsko śmignęło niemal tuż przy jej twarzy. Obok stał Edric jak i ona obserwując sunące stworzenie. Spojrzeli na siebie. I nagle nogi dziewczyny znów działały. Pomknęła wiec za chłopakiem w pierwszym nadarzającym się kierunku.
Dziewczyna nawet nie myślała o tym co robi, Moc zdawała się przyjść sama przyspieszając jej ruchy. Słyszała za sobą szuranie wielkiego cielska sunącego po ziemi. W głowie jej się nie mieściło jak coś tak wielkiego może być tak szybkie.
Na szczęście jej towarzysz wiedział co robić. Zaczął kluczyć między drzewami podczas gdy zdyszana dziewczyna starała się trzymać blisko niego i wyrabiać się na zakrętach.
W końcu wskoczyli do jakiegoś wykrotu i zamarli w oczekiwaniu.
Maya przycisnęła ręce do ust, usiłując wyciszyć własne ciężkie dyszenie.
Złowieszcze, bulgoczące szuranie towarzyszyło im jeszcze przez kilka minut.

Po chwili, gdy dźwięk odchodzącego stwora zniknął gdzieś w oddali, na twarzy Edrica pojawił się szeroki uśmiech.
-Ha - powiedział z pewną dozą ulgi –Zdaje się, że tym razem nam się udało ... widać wolało nie mierzyć się z mieczem Qel-Dromy
Maya przez chwilę siedziała oparta plecami o ścianę wykrotu. Serce łomotało jej w piersi jak mały, przerażony ptaszek. Takie maratony stanowczo nie były na jej kondycję. O dziwo w czasie biegu wcale tego aż tak nie odczuwała. Chyba strach trzymał ją zbyt mocno.
- Taaak. Omamił go nasz majestat - powiedziała kiedy w końcu mówienie przestało grozić wypluciem płuc. Jednocześnie spojrzała na plamy od błota pozostałe na ubraniach Jedi po ucieczce przez błoto. – A może po prostu przypominamy mu już naturalne środowisko.
Młody Jedi podał towarzyszce ręce pomagającej jej wstać.
-Tak czy siak, to mamy z głowy – powiedział, jakby nie przejmując się ich obecnym położeniem – W mojej osobistej książce, zaliczam to na plus ... a gdyby kiedyś chcieli napisać moją biografię, to pominę ten fragment z błotem - dodał wesołym tonem – Gdyby mój ojciec mnie teraz zobaczył, miałby coś do powiedzenia ... Qel-Dromowie, nie powinni tak wyglądać ... arystokracja , etykieta i te sprawy. - Wydawał się nie przejmować sytuacją, a może była to tylko gra wymierzona w uspokojenie towarzyszki?
Maya uśmiechnęła się szeroko. W towarzystwie Edricka zawsze trudno było się martwić.
- Mógłbyś mu powiedzieć, że to maseczka na zdrowe włosy i cerę. I niech tylko poczeka jak będziesz wyglądał kiedy to z siebie zmyjesz. Zrobisz furorę na dworze, nawet Cesarzowa się nie oprze - stwierdziła mrugając porozumiewawczo do kolegi i wsparła się na podanej mu dłoni wstając ziemi. Ku jej wielkiej uldze kolana nie udawały już że są z waty.
Edric zaczął się śmiać, po chwili uspokoił się na tyle, żeby wypowiedzieć jakieś składne zdanie.
-Na moc, wtedy nie mógłbym już liczyć, na miejsce na wakacje na Alderaan.

Po chwili spoważniał.
-Musimy się dostać ... gdzieś, w każdej innej sytuacji sugerowałbym pozostanie na miejscu, ale jesteśmy na wrogim terenie, w dżungli ... musimy znaleźć miejsce, w którym przynajmniej da się założyć jakiś tymczasowy obóz. - Jedi przyklęknął na jedno kolano sprawdzając coś na ziemi. –Na szczęście znam się trochę na tym - Zakreślił ręką koło wokół wskazując na dżunglę.
- Twój ojciec nie jest chyba aż taki zły - stwierdziła łagodnie.
Rozejrzała się po otaczającym ich lesie, próbowała dostroić sie do wysyłanych przez naturę sygnałów. Jednak zaraz wyciszyła się marszcząc brwi. Spojrzała na Qel-Dromę.
- To dobrze. Dostaniesz zaszczytną rolę przewodnika. - Podniosła wzrok w górę, ku gęstym, zielonym koronom drzew. – Wszystko tu jest takie żywe, intensywne. W Mocy trudno wychwycić coś z tego pulsowania.
-Ślady też na nie wiele się zdadzą ... ciężko określić kierunek marszu na planecie, na której jesteśmy od jakiś dwóch godzin ... możemy spróbować znaleźć jakiś strumień wody i nim podążać do momentu, aż coś nie znajdziemy ... jeżeli jest tu jakaś prymitywna cywilizacja to w takich okolicach ... poza tym ciek wodny oznacza trochę mniejsze zagęszczenie drzew, może będziemy mogli się rozejrzeć.
- Szliśmy na wschód, przynajmniej zanim powitała nas lokalna fauna. Zawsze możemy spróbować tego kierunku, chociaż woda to w sumie też dobry pomysł. Przynajmniej nie umrzemy z pragnienia, no i podejrzewam, że reszta mogła dojść do podobnych wniosków. Może ich spotkamy?
- stwierdziła dziewczyna. – Nie mam wiele danych o tubylcach, poza tym, że to dwie dość prymitywne rasy. Nie wiem czy zdołamy się porozumieć jeśli na nich wpadniemy. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że ktoś nas zestrzelił. Musimy być ostrożni.
-Uwierz mi nie zapominam o tym zestrzeleniu
- powiedział Qel-Droma głosem pełnym determinacji –Co do wschodu ... masz jakiś sposób określenia gdzie to jest? Bo przy lokalnej florze, określanie po sposobie wzrostu mchu może być zwodnicze, a chronometr zostawiłem w domu
Maya uniosła brew.
- Chyba za długo grzaliśmy zadki na dworze. Już prawie zapomniałam jaki z ciebie znawca - powiedziała po czym znów spojrzała na gęste korony drzew. – Po słońcu póki co chyba odpada. Nie znam się na tym za bardzo. Mech na drzewach?
-Wzrost na każdej planecie może być inny, plus dochodzi wilgoć od bagna ... odpada, to zresztą dość zwodniczy sposób. Gdybyśmy mieli chronometr ... mogli określić godzinę, to moglibyśmy spróbować ze słońcem, w innym wypadku musimy poczekać, na jakąś bardziej charakterstyczną porę dnia ... gwiazdy nie za wiele się przydadzą, na każdej planecie są inne, aż takim ekspertem to z pewnością nie jestem.


Dziewczyna zamyśliła się po czym delikatnie sięgnęła między włosy.
- Nie mam informacji o tym żeby planeta miała jakieś większe wahania pola magnetycznego - zaczęła po czym wyciągnęła z włosów cienką podłużną spinkę, długie brązowe pukle rozsypały sie na czoło i policzek dziewczyny. – Więc gdybyśmy zdołali to namagnesować może udałoby się zrobić kompas.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Jasne, pozostaje tylko to namagnesować ... ja mam miecz świetlny, ale raczej to na niewiele się zda ... potrzebowalibyśmy jakiegoś drutu ... chyba, że masz coś jedwabnego na sobie ?
Czy masz na sobie coś jedwabnego? Owszem miała. Dziewczyna nagle przekonała się, że lata treningów sobie a pewne odruchy sobie. Umiała zachować zimną krew a praktycznie każdej sytuacji. Tymczasem właśnie w ciągu sekundy zrobiła się czerwona jak lettańska twi'lekanka.
- Ekhmmm - Zakaszlała ociekając wzrokiem. Nagle zdeptane błoto wydawało się bardzo fascynujące. – Pozwolisz, że odejdę na moment na stronę?
-Jasne
- odpowiedział jej lekko zdziwiony –Nie krępuj się.
- Zaraz wracam
- Dziewczyna wzięła spinkę. – Namagnesuje ją... możesz w tym czasie przygotować resztę do kompasu? - poprosiła czując jak uszy jej płoną.
Odeszła kawałek szukając jakiś gęsto wyglądających krzaków.
Ward, zawsze zalecał im żeby byli skromni, dlatego zapewne nie pochwaliłby tego, ze podczas ich bytności na dworze i kilku zakładów z dwórkami Cesarzowej dziewczyna wygrała kilka dość luksusowych rzeczy. Sama w sumie nie wiedziała co ją dziś rano podkusiło do założenia jedwabnej bielizny.
Dziewczyna wróciła po chwili trzymając ostrożnie namagnesowaną igłę.
- Powinno być dobrze, jak nie poprawię. - Wskazana do tej czynność część garderoby została przed chwilą przezornie zapakowana do jednej z bocznych kieszonek plecaka.
Chłopak nalał do małego kubka wody z menażki, a następnie wziął od dziewczynę igłę
-Cóż, przekonamy się czy to działa ... - powiedział kładąc ją na wodę – Mam taką nadzieję.
Po chwili wpatrywania się w prymitywny kompas na twarzy Edrica pojawił się uśmiech.
- Działa ... - pokazał ręką w jednym z kierunków – Tam jest północ ... a to oznacza, że wiemy także gdzie jest wschód.
- Czyli co? Próbujemy znaleźć tą kapsułę?.
- spytała dziewczyna czując lekka ulgę. Mieli przynajmniej jakiś cel. I to taki, który zbliżał ich do Mii.
- Jasne, lepsze to niż zostać tutaj, a poza tym mamy szansę spotkać naszych.
- No to w drogą. Tym razem proponowałbym wbrew zasadom, panowie przodem [/i]- stwierdziła dziewczyna. Lepiej by było gdyby to on prowadził. W końcu bardziej się na tym znał.
Jedi ruszył na wschód ... a przynajmniej w kierunku określonym przez ich kompas jako wschód mijając dziewczynę powiedział.
-Takie już życie prawdziwego rycerza ... przynajmniej można uratować jakąś damę w opałach.
- Jeśli chodzi o opał to będziesz się mógł wykazać jak zrobi się ciemno.
- mrugnęła. Zaczynała mieć niejasne przeczucie, że nie wrócą przed zmrokiem do "Cienia". Zapewne przyjdzie im rozłożyć obóz w lesie. A jeśli o to idzie dziewczyna nie czuła się najpewniej. Więc skoro miała chętnego do budowania szałasu i rąbania drewna, cóż czemu by z tej pomocy nie skorzystać.
 
Lirymoor jest offline