Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2011, 18:56   #16
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Elissa & Kain, gdzieś w lesie


- Dobrze wiesz, że Ci nie powiem ale widownie będziesz miał doborową.
- A co za różnica? Jestem zamknięty w solidnej klatce. Interesuje mnie i tak tylko czas.
- Zaczynasz mi grać na nerwach wiesz? To zależy od tego jak szybko będziemy szli może dzień, może dwa a może tydzień jasne? no... - odparł
Dzwięki nocy oraz trzask płonącego drewna było wszytskim co się słyszało. Przy sporym ognisku (i wielkiej strecie zebranego drwna), leżąła chrapiąc szóstka templariuszy, a siódmy siedział grzejąc się i pilnując całokształtu w ramach stania na warcie. Wóz stał kilka metrów dalej, wciąż w zasięgu światła, ale nie w zasięgu ciepła. Elissie tylko dali koc, widocznie uznali, że qunari nie potzrebuje ciepła. A noce, nawet w lato, bywały zimne. Szczególnie tak dwie, trzy godziny po północy. Kain nie zamierzał czekać do tego czasu. Usiadł tak by być przodem do ognia, a za plecami mieć kajdany którymi jest przypięta towarzyszka niedoli. Sięgnął ręką za plecy i szturchnął ją w udo
-Śpisz?- zapytał tak by templariusz na pewno nie uszłyszał
- Teraz na pewno nie - odparła równie cicho, poprawiając koc wokół siebie. Bała się, a kiedy była skulona - czuła się lepiej. - Chcesz czegoś?
-Jesteś czarodziejką. Możesz jakoś osłabić drewno w miejscu gdzie jesteś przykuta?
- Mogę je przegryźć ewentualnie - odpowiedziała sarkastycznie. - Ale to zajmie trochę czasu. Sluchaj, nigdy nie byłam najlepsza w czarach...
-Nie ważne. Spróbuję cię uwalnić. A potem siebie, ale do tego musisz być daleko. Nie chcę aby był wtedy w pobliżu ktoś kogo wolałbym nie zabijać.- Jeszcze raz sięgnął ręką za plecy starając się wymacać łańcuch. Cały czas obserwował, wyciągającego dłonie do ognia, templariusza. Miał ich głęboko gdzieś. I bardzo dobrze. Dobra, macu macu... gdzie jesteś łańcuchu. W pewnym momencie złapał Elissę za łydkę
-Oj... wybacz- ale nie puścił, a prześledził palcami drogą do kajdan na jej kostce. Dalej, po łańcuchu, aż do złącza. Obmacał całe. Bardzo dokładnie.
-Muszę to zrobić cicho więc trochę zajmie- powiedział powoli, acz z wielką siłą “merdając” złączem na wszystkie strony, tak aby powoli osłabić całość, aby móc to łatwo wyrwać.
Dziewczyna patrzyła uważnie na to, co robił qunari. Nieco zdenerwowała się, kiedy jego wielka dłoń znalazła się na jej nodze i z trudem powstrzymała się od odskoczenia w bok. Nie była przyzwyczajona, nie znała go, ba, nawet już nie pamiętała jego imienia. Całe szczęście zdecydował się zostawić jej nogę dla łańcucha i kajdan. Popatrzyła na to chwilę. Nie wiedziała, czy byłaby wystarczająco silna, żeby biec z łańcuchem u nogi. Ale to była jednak szansa.
- Przykryj kocem, trochę przytłumi dźwięk. - Podała mu koc.
-Ty to zrób, lepiej bym za bardzo się nie wiercił.- odpowiedział nawet na nią nie patrząc
Skinęła głową i podniosła się próbując nie ruszać nogi i łańcucha, a potem okryła kocem rękę i zaczep łańcucha, żeby nieco stłumić dźwięk. Bardzo to nie pomoże, ale przynajmniej trochę.
- Nie zostawiaj za sobą świadków. Obiecaj mi, że nie zostawisz - synkęła cicho.
-Gdy... to uwolnię... nie wiem czy nawet ciebie nie zacznę ścigać. Musisz być daleko. Nie idź prostą drogą. Lawiruj, znajdź kryjówkę. Nie daj mi ciebie wytropić, bo zginiesz. Chyba, że wcześniej to stłumię, ale nie można polegać na tym “chyba”.
- Jednak teraz tego nie masz, sen pomógł czy coś. Najwyżej ktoś będzie naprawdę mocno musiał cię walnąć w łeb.. czyli już cię nie spotkam? - zapytała. Byłaby zainteresowana podróżą z takim osiłkiem. Cóż, przydałby się ochroniarz.
-Byłem w szale dwa razy. Za pierwszym razem przeszedł po pół godziny. Kiedy mój przyjaciel odmówił walki ze mną. Drugi raz w wieży. Plus jeszcze raz, ale w miarę nad sobą panowałem. Nie sądzę by to trwało bardzo długo. Jeśli interesuje cię wspólna podróż możemy się umówić tutaj jutro rano. Do tego czasu powinno mi przejść. A jeśli nie to będę daleko stąd.
- Nie, nie tutaj. Będą wiedzieć, znajdą to miejsce. Nie tutaj. Jeśli ci przejdzie - najbilższa wieś. Za dwa dni. Ujawinię się dopiero jak cię zobaczę - powiedziała.
-Jest problem. Nie znam tej geografi. Jedynie południe i zachód Fereldenu. Nie miałem czasu poznać. Nawet nie wiem gdzie jesteśmy. Oni mieli wrócić za conajmniej kilka dni. Więc wtedy ich pracodawcy zorientują się, że coś jest nie tak.
- Dobra, okay. Tutaj jutro rano. Ale odejdź, jeśli chędziesz miał choć tyle przytomności, żeby w szale zapanować nad tym, gdzie idziesz.
-Oczywiście. Wierz mi, że ja nie chcę zabijać. Swoją drogą. Orientujesz się w którj skrzyni są moje rzeczy?
- Byłam nieprzytomna, kiedy je chowali. Przykro mi.
-No to przeszukam je nad ich dymiącymi truchłami. Jeszcze raz, jak się nazywasz?
- Elissa. Ale nazywaj mnie Płomieniem - odparła patrząc uważnie na niego.
-Płomień? To bardziej... męskie. Może Iskra?
Zachichotała cichutko, w akompaniamencie qunaryjskiego, głębokiego, niemal bezgłośnego śmiechu, bardziej widocznego po charakterystycznym podskakiwaniu barków.
- Chodzi o moje włosy. Mój nauczyciel, Wredny Dupek, tak mnie nazywał. Prześmiewczo trochę.
-Hmmm... czyli aby było płomieniście, ale kobieco... nie wiem.
- Daruj sobie, wolałabym być znana jako Płomień, coby ludzie nie wiedzieli, że to ja. Uwierz mi, po masakrze w wieży... będą mnie obwiniać. Lepiej, żeby mieli trudości ze znalezieniem mnie.
-Czyli po prostu nie Elissa. Zapamiętam.
Skinęła głową, ale już nie odpowiedziała. Czekała aż łańcuch będzie zerwany. Nie chciała zwracać za bardzo na nich uwagi templariuszy.
Kain ciągnął, pchał, skręcał. Robił co tylko przyszło mu do głowy aby poluzować złącza, a potem, sukcesywnie poszerzyć otwory w których były śruby, bo chyba przyśrubowano to. Choć nie dałby głowy, skoro nie spojrzał. Tak czy siak pracował nad uszkodzeniem drewna na tyle by zwyczajnie wyjąć złącze.
Cóż tu rzec. Plan wyśmienity trochę farta i łańcuch padł. Płomienna dziewczyna wystrzeliła jak z bicza w stronę gąszczu w ogóle nie oglądając się za siebie przed siebie i ogólnie rzecz biorąc nigdzie się nie oglądając. Nic nie zabrała miała puste kieszenie - cóż to Twój wybór, ale czy słuszny? Odwróciłaś się by zobaczyć płomień kaina, który właśnie się pojawił . Znów on nawet z tak daleka czułaś go. Chwila nie powinnaś go czuć. A jednak czułaś. I to właśnie teraz najmocniej i najboleśniej. Po mimo tego, że raną nie ruszałaś to ból był niemiłosierny. Najwidoczniej między wami dwojgiem doszło do pewnego rodzaju koneksji, swoistej więzi. Cóż płomienie u niego powodowały ból u niej. Co teraz zrobi nasz Kain. Czy zerwie łańcuchy i wybuchnie ogniem czy może widząc strach w oczach ognistowłosej dziewczyny powstrzyma się? Tak, nie owijając w bawełnę możesz uciec zostawiając dziewczynę na pastwę losu i uciec/walczyć od/z templariuszami bądź zostać w klatce i pozwolić jej uciec - twoje płomienie ustaną więc nie będą piekły Elissy i jej paraliżować. Co zrobi Kain?
Qunari zobaczył co się stało Płomieniem. Warknął rozumiejąc zależność. To znaczy wydawało mu się, że rozumie. Jego ognień powoduje ból u tych którym zadał rany tym ogniem. Dziwne. Templariusz z warty już krzyczał na alarm. Przerwał szał. Na tak wczesnym stadium jeszcze potrafił bez problemu. Qunari rozpędził się na całej szerokości klatki i uderzył w kraty siłą pędu zrzucając ją z wozu. Postawił nogę na kratach i znów się przetoczył z ledwością zachowując równowagę. W ten, zdecydowanie komiczny sposób, szedł wgłąb lasu jakby zapomniał, że templariusze już do niego gonią
W momencie, kiedy dziewczyna poczuła, że może się już ruszać - chociaż to było okropne uczucie, nie rozumiała w ogóle ja to się mogło stać - wstała. Nieco się chwiejąc, już w ogóle nie obejrzała się za siebie. Po prostu ruszyła biegiem w ciemny las. Patrzyła pod nogi, żeby się nie potknąć, zdrową ręką niosła łańcuch, żeby ten się za nią nie wlekł. Miała nadzieję, że da radę uciec, przynajmniej trochę. Żeby uciec z pola zasięgu tego ognia. A jeśli nie, żeby być na tyle daleko, żeby jej nie znaleźli, kiedy znów padnie na ziemię. Nie znosiła tego bólu.
Tak biegnąc, mijając drzewa, starała się biec w jednym kierunku, żeby potem w jakiś sposób znaleźć drogę powrotną.
Sytuacja fakt komiczna siedmiu templariuszy zbudziło się i ruszyło za zaokrągloną kratą w której siedział a dokładniej uciekał Qunari - który dzień wcześniej wybił templariuszy no i ogólnie doprowadził do rozpierduchy. Wszystko teraz działo się szybko. Kain, w zasadzie na własną prośbę potknął się zaliczając Ha! nie glebę. A tu was mam nie glebę tylko beczkę. Zaczął się toczyć a w dziwnym ruchu. Może to być i dziwne ale dzięki temu nabrał niebezpiecznej prędkości. I na pewno nie czuł się dobrze tylu obrotów taka góra mięcha to często nie uświadcza. Co ciekawe nawet nie wiedział gdzie jest a jedynie to, że się toczył. Przeleciał koło jakiegoś drzewska. Widział drugie. Potem trzecie i o teraz leciał. widział tylko ziemię i jak się toczy potem zaliczył piękną kraksę ze skałą. Prawdziwą skałą. Krata wygieła się ratując Ci życie. Na twoje jednak nieszczęście chciało Ci się wymiotować, nie wiedziałeś gdzie jesteś widziałeś tylko ciemność.
Kain zaraz wymacał zawiasy i zamek. Zaczął się z nimi siłować, ale jakimś cudem, one chyba były jedynym elementem klatki który przetrwał w niezmienionej formie. Nawet wygięcie drzwi(?) w ćwierćsferę nic nie zmieniło. Jakim cudem!? Chyba jacyś bogowie się na niego uwzięli. Dobra. Usiadł krzyrzując nogi i opierając się o kamień. Skupił spojrzenie na zamku. Zdjął blokady z umysłu ale starał się ukierunkować wściekłość. Stopić zamek by mógł otworzyć klatkę.
Udało się zamek się stopił a płomyczek szybko zgasł. Poczułeś się jednak masakrycznie zmęczony. Powiem tak za dużo ognia źle na Ciebie wpływa. No i było ciemno jak w dupsku pomiota więc co zrobisz? I jak sądzisz gdzie jesteś?
Kain kopnięciem otworzył klatkę i wypełzł z niej. Następnie, kopnięciem, posłał ją dalej w dół. Zaklął szpetnie i poszedł w górę. Do obozu. Nie mógł przecież zostawić Laurela.
Wiele mówić nie trzeba za dużo obrotów, kręcenia i motaniny. Kain był zagubiony nie wiedział gdzie jest, chciał coś popchnąć w dół co skończyło się bólem nogi bowiem klatka na czymś się zatrzymała. Zdecydowanie zaklnął pod nosem poczym chciał iść w górę. Kolejny błąd bo przydzwonił głową w jakąś chropowatą ścianę i nabił sobie trzeci róg a dokładniej guza. Leżał teraz i zdał sobie sprawę, że wturlał się najprawdopodobniej do jakiejś jaskini.
Usiadł na ziemi kląc jak jasna cholera. Potem zaczął się wyczołgiwać z jaskini macając sobie drogę. Musiał dostać się dość blisko obozu aby mógł obserwować co się tam dzieje, ale tak by go nie zobaczyli. Ognisko bardzo w tym pomoże.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 16-08-2011 o 19:16.
Arvelus jest offline