Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2011, 12:19   #6
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Pierwsza kropla spadła niespodziewanie. Każda następna była łatwa do przewidzenia, jak miliony śmierci od czasu narodzin pierwszego człowieka. Jednak to wszystko i tak miało się kiedyś skończyć, by... zacząć się na nowo, w innym miejscu i czasie, zmieniając się nie jeden raz z potężnej ulewy i rzeki śmierci w delikatne parowanie duszy z ciała zmarłego starca.
Jakież to było proste - trajektoria lotu kropli, jej spłaszczenie, wreszcie siła uderzenia o ziemię. To wszystko było równie proste jak miliony śmierci, jak upadek duszy, która przez całe życie była nienaturalnie rozciągana i pędziła w otchłań, by na końcu się rozbić...

Samochodów, jak na stolicę, było naprawdę niewiele. W pogodzie zapowiadali deszcz - Technomanci posiadali wystarczające umiejętności, by w razie czego, go wywołać, paradoks był słaby w tym przypadku. A jednak jeden z nich o mało nie ochlapał jej brudem z topniejącego śniegu, kiedy na chwileczkę straciła koncentrację.

Spoglądała na samochody i wymalowane na jezdni pasy z wyraźną niechęcią. Nie lubiła wielkomiejskiego hałasu i brudu. Nieliczne jeszcze krople, padające na jej odkryte czoło, spływały małymi strużkami, w dół, po twarzy. Czuła jak chłód oczyszcza jej twarz. Szła lekko, sprężyście, jakby ledwie dotykając stopami chodnika. Wysoka, egzotyczna i gibka niczym dzika kocica.

- Ciemność... Nie pozwól, by obsiadły cię skrzydła, nie uniesiesz się wtedy. Samotność... Nie czekaj aż ktoś zdejmie ci worek z głowy.

- Narasinho… teraz nie jest czas na twoje nauki
– szepnęła do złotego oblicza awatara. - Pozwól mi choć na odrobinę samotności.

- Wrhhr…
- zamruczał, potrząsając z niezadowoleniem puszystą grzywą. Podążał tuż obok niej, tak majestatyczny, a jednocześnie tak bliski. Pół lew, pół człowiek. - Za bardzo się przejmujesz tym co było wiesz? I tym co będzie też. Jest takie przysłowie: Wczoraj to już historia, jutro to tajemnica. Ale dzisiaj to dar losu, a dary są po to aby się nimi cieszyć.

Nie odpowiedziała. Znała go zbyt dobrze, wiedziała, że nie odpuści. Czasami jego mądrości działały na nią jak czerwona płachta na byka. Ale Narasinho taki już był. Niezależnie od tego jak mocno się wściekała, jego spokój był niewzruszony. Nauczyła się już przez tyle lat, że walka z własnym awatarem prowadzi jedynie do autodestrukcji. Nie można sprzeciwiać się samemu sobie i oczekiwać, że ciało i duch zespolą się w idealniej harmonii.
Jednak czasami… w końcu po części była tylko słabym człowiekiem…


Przyjazd do Moskwy, był dla Mayi podróżą do świata jej matki. Jako pół Rosjanka po trosze cieszyła się z tej możliwości, a po trosze obawiała. Oczywiście jej pobyt w Rosji nie miał być wycieczką krajoznawczą czy kulturową. Misja, z jaką wysłał ją diakon Fundacji 12 Mieczy była jasno sformułowana. A jednak ciekawość była znaczącym czynnikiem, dlaczego tak ochoczo podjęła się tego zadania.
Z zamyślenia wyrwała ją fala myśli, która niespodziewanie uderzyła w jej umysł wulkanem emocji. Pobiegła wzrokiem w kierunku, z którego wyczuwała ów przekaz, dostrzegając dwóch mężczyzn przyglądających jej się zza szyby przydrożnego baru. Pierwszym z nich był niewysoki, łysy człowieczek o krępej budowie ciała i azjatycko-europejskich rysach twarzy. To od niego płynął strumień podziwu pomieszanego ze strachem. "Maya, Maya…" wypowiadane przez mężczyznę imię rozbrzmiewało echem w zakątkach jej świadomości. Jeden z jej braci, była tego pewna.
Drugi z mężczyzn był trochę starszy od pierwszego. Broda przeplatana pasmami siwizny i okulary czyniły jego twarz dość sympatyczną, choć sam mag wydawał się być niesamowicie zmęczony. Maya wyczuwała wyraźnie jego woń. Zapach, którego nie sposób pomylić z innym. Słodko-gorzki…z dodatkiem kwaśnej nuty. Mimowolnie przełknęła ślinę. Apetyczny… Tak… całkiem apetyczny.

Przywitanie było, krótkie ale uprzejme. Maya nie należała do osób gadatliwych, poza tym zarzucanie gospodarzy setką pytań nie było konieczne. Isamu, bo tak przedstawił się pierwszy z mężczyzn, nadrabiał gorliwością. Już w drodze do auta wcisnął jej do ręki telefon, wyjaśniając w długiej przemowie sposób jego działania.

- Telefon słuziii dooo umawianja kontaktów… – perorował przeciągając niektóre wyrazy.

Maya starała się zachować poważną minę, potakując, że rozumie, ale od czasu do czasu omskiwał jej się przekorny uśmiech.
Colin Redrock podążał za nimi w niewielkim odstępie zachowując milczenie. Jego wzrok zdawał się błądzić gdzieś we własnych myślach.
Maya była ciekawa pozostałych członków fundacji. Jak na razie ta dwójka stanowiła interesujący przedsmak.

Wnętrze fundacyjnej limuzyny było wygodne i przyjemne. Isamu zasiadł za kierownicą, co na chwilę spowolniło potok jego słów. Odpalił motor i włączył radio. Kobieta usiadła wygodnie i wzięła głęboki wdech.
Wtedy właśnie przed szybę wyskoczył jakiś człowiek w łachmanach przytykając karteczkę do przedniej szyby:



"Kawiarnia przy ulicy Gwardia Czerwonej.
Proszę o kontakt. Teraz.
A.C.”


Zaskoczenie, krótki moment utraty koncentracji. Po raz kolejny dzisiejszego dnia. A zaraz potem głos Isamu:
- Jest nas troje... Chyba damy radę, co inspektorze? – skierował słowa do Colina
Maya spoglądała z zaciekawieniem na obu towarzyszy i w końcu spytała
- Czy ktoś mógłby mnie wtajemniczyć, o co chodzi z tą karteczką?
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline