Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 09:32   #8
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Po tym jak kobieta sprawdziła swój telefon i ja postanowiłem zainteresować się czy łapię sieć. To był całkiem niezły pomysł, ale zaistniała również pewna drobna okoliczność. Nie miałem telefonu. W ogóle go nie przyniosłem zgłaszając się do szpitala. Uważałem, że wcale go nie potrzebuję i właściwie nadal tak uważam. Już chciałem powiedzieć wszystkim, że brak zasięgu telekomunikacji potwierdza moją wcześniejszą teorię o katastrofie czy ataku terrorystycznym. Telefonie komórkowe przy takich wydarzeniach są wyłączane. Być może sytuacja była aż tak zła, że wcale ich nie włączono. Po chwili zorientowałem się, że wszyscy są już i tak nerwowi, a dopóki niczego nie potwierdzę nie powinienem ich denerwować takimi teoriami. A może jednak powinni wiedzieć? Powoli odpływałem coraz głębiej w świat własnych przemyśleń. Postanowiłem to przerwać, gdyż nie chciałem odłączać się psychicznie od towarzystwa. W końcu przemówiłem:

- Co się dzieje? Wybaczcie, zagapiłem się na coś na ścianie... nieważne. - po chwili uświadomiłem sobie, że nie były to zbyt przemyślane słowa, ale z drugiej strony pasujące do sytuacji. Prawda była taka, że rzeczywiście niezbyt przysłuchiwałem się o czym rozprawiali. Wyglądałem w tym czasie tak jakbym dopiero co się obudził. To właściwie również była prawda, ale inni zostali pobudzeni przez okoliczności "przyrody", które tu zastaliśmy. Ja nie dostałem takiej nagłej dawki energii. Czuję się bardziej zaspany niż wcześniej. W pierwszym momencie nikt nie zwrócił uwagi na moje słowa, ale niezrażony kontynuowałem:

- To pewnie opuszczone skrzydło szpitala. Dziwne, bo to by oznaczało, że przeprowadzali na nas jakieś zakazane eksperymenty medyczne. Widziałem to kiedyś w kinie. Na przykład... - popatrzyłem na drugą kobietę, której imienia nie pamiętałem. Wszyscy ogółem wyglądali na zdenerwowanych. Bardziej niż wcześniej. Nie wiadomo czym. Prawdopodobnie nie ma tu nic strasznego. Po prostu była powódź, pożar, zamach terrorystyczny czy coś takiego i przeniesiono nas do bezpiecznego, choć dość upiornego miejsca. Z uwagi na nielegalne eksperymenty medyczne na pacjentach miasto nie wyłącza telefonii komórkowych. Na ich miejscu raczej bałbym się tego co jest poza tym budynkiem. Nie wiem, czy powinienem im mówić. To wszystko jest dziwne. Zwróciłem jednak uwagę, że jedna z kobiet wzięła sobie do serca moją aluzję dotyczącą nielegalnych eksperymentów.

- Wiecie, ja tylko żartowałem z tymi zakazanymi eksperymentami. Pewnie po prostu przeniesiono nas do bezpiecznego miejsca, gdy w głównej części szpitala coś złego się wydarzyło i tyle. Pożar może? Nie ma co panikować. Tak to już jest w ostatnich czasach, że brakuje pieniędzy, brakuje łóżek i brakuje ogółem wszystkiego w służbie zdrooo... - przerwałem, gdy dostrzegłem coś dziwnego pod sufitem. Oto piłka do rugby zwisała dokładnie nad głową człowieka, który przedstawił się jako Eddy. Podejrzewałem, że jest zaczepiona na sznurku, ale reakcja pozostałych wskazywała coś zgoła innego. Wydaję mi się, że to omam. Miałem wstrząs mózgu, takie rzeczy się zdarzają. To był mój zastrzyk energii, który pobudził mnie do poziomu wszystkich innych. Nie będę na razie rozpowiadał takich nowin. Eddy lekko ukłonił się witając z Deidre Jaworską przy okazji przesuwając się o metr. W tym momencie krew zaczęła kapać na posadzkę z piłki... i nadal nikt nie reagował. Tworzyła się tam niewielka kałuża. Powoli zaczęło do mnie docierać, że po prostu zachowuję się dziwnie gapiąc się, prawdopodobnie, w pustą przestrzeń, ale nie mogłem się opanować. Piłka zaczęła wirować, gdy Eddy powiedział:

- Nie ma co się straszyć, dopóki stąd nie wyjdziemy nie możemy sobie wymyślać Bóg wie jakich scenariuszy. - powiedział z pewnością w głosie na co jakby nieświadomie kładąc dłonie na brzuchu odparła Deidre:

- Masz rację. Chodźmy więc znaleźć jakieś schody, czy przejście do innych części budynku. Mam tylko nadzieję, że nie znajdujemy się zbyt wysoko. - poważnie? Przejmowała się wpływem chodzenia po schodach na ciążę, gdy pomiędzy nami z podwieszonej pod sufitem, wirującej piłki do rugby kapią krople krwi? Serio?! I nagle usłyszałem oklaski, które najwyraźniej znów tylko ja słyszałem. Tak. Jestem specjalny. Tylko ja miałem wstrząs mózgu i mam w tym momencie omamy. To z pewnością są tylko halucynacje. Praktycznie nieświadomie odezwałem się:

- Tak. Chodźmy stąd. - powoli wycofałem się z tego dziwnego pomieszczenia na korytarz. Z każdym krokiem dźwięk oklasków był coraz odleglejszy. Nie było to jednak proporcjonalne do przebytej odległości. Ostatecznie nie słyszałem już tego niepokojącego dźwięku, gdy przekroczyłem próg i znalazłem się na korytarzu. Piłkę nadal jednak widziałem podobnie jak niewielką kałużę krwi, która tam powstała. Wszyscy z pewnością zwrócili uwagę na moje dziwne zachowanie. Wytłumaczenie musi być jednak przemyślane. Potrzebowałem czasu zanim ktoś zada niedyskretne pytanie, postanowiłem zagrać na zwłokę:

- Chyba mi się zdawało, że coś słyszałem. - palcem wskazałem na pokój, w którym wszyscy obudziliśmy się. - Zostawiliśmy tam kogoś? - - nie mogłem sobie zupełnie przypomnieć liczby osób, które ze mną przebywały w czasie przebudzenia. Chyba nikogo nie brakuje, ale wolałem upewnić się ze względu na omamy, pod których wpływem mogę być. Mam nadzieję, że to lekkie halucynacje, bo te ciężkie sprawią, że ludzie ze mną obecni będą je potwierdzać. Powinienem cieszyć się, że nikt inny nie widział piłki do rugby - prawdziwi wariaci to ci, którzy nie wiedzą, że są wariatami. Ja zdaję sobie sprawę ze swojego chwilowego stanu psychicznego wywołanego powikłaniami od wstrząsu mózgu. Tak to się chyba fachowo nazywa? Nie, chyba jednak nie. W każdym razie moment na odpowiedź minął i nikt nie rwał się do przypomnienia. Pewnie nikt nie pamiętał. Zadałem inne pytanie. Pozornie retoryczne, ale dzięki odpowiedzi Deidre będę mógł bez problemu przypomnieć swoją dolegliwość i usprawiedliwić moje dziwne zachowanie. Starając się zapytać jak najbardziej spokojnym głosem:
- Ciąża? - po chwili zorientowałem się, że zabrzmiało to jakbyśmy się spotkali w poczekalni do recepcji, a nie w tych niezwykłych okolicznościach. Wystarczyło na nią spojrzeć, żeby zorientować się, że ciąża zbliża się do końca. Dobrze, że nie widzi tej piłki i krwi. Pewnie powstałaby niepotrzebna panika. I koniec mógłby być bliższy niż się spodziewa.
 
Anonim jest offline