Minęło ledwie kilkanaście dni od momentu jak została wcielona do wojska, jeszcze nie zdążyła się połapać, o co w tym wszystkim chodzi. Wszyscy chodzili sztywni jakby połknęli szczotki, co chwila salutowali i wywrzaskiwali, jej zdaniem zupełnie niepotrzebnie, niezrozumiałe meldunki. Bez przerwy odbywały się ćwiczenia, po których była zupełnie wyczerpana, tak że nie miała już siły myśleć. Więc kiedy jej dowódca ją wezwał i oświadczył, że ma stawić się przed królem Eldarionem z przyzwyczajenia zasalutowała sprężyście i wrzasnęła:
-
Tak jest!- dopiero po chwili dotarło do niej, co przed chwilą zostało powiedziane.
-
Aale przed kkrólem?- wyjąkała skołowana, jednak nie było już odwrotu, została wyprowadzona z koszar.
***
Zupełnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić, jak powinna się zachować. Stała więc skurczona za resztą przybyłych i starała się nie zwracać na siebie uwagi Jego Wysokości.
„Co ja tu robię? Czego on ode mnie chce?”- zastanawiała się gorączkowo i wtedy padły te słowa. Orkowie! Miała iść dowiedzieć się, co knują Orkowie, to był jakiś czysty absurd, a co ważniejsze pewna śmierć.
„Dlaczego mnie to spotyka? Dlaczego nie wybrał jakichś bohaterów?”- zapytała sama siebie i natychmiast uzyskała odpowiedź:
„Bo bohaterów mu szkoda, a paru wyrzutków nie robi mu żadnej różnicy.” Poczuła się naprawdę strasznie, jej nieśmiałe marzenia o tym, że kiedyś powróci do rodzinnej wioski rozwiały się jak poranna mgła. Niespodziewanie odezwał się jeden z przybyłych. Jego słowa poraziły ją jak grom. Nigdy w życiu przez myśl by jej nie przeszło, że ktokolwiek może tak odezwać się do króla, skuliła się w sobie jeszcze bardziej w oczekiwaniu na jego słuszny gniew.
„Jak nic każe nas wszystkich wbić na pale.” Po jej usianych piegami policzkach pociekły łzy.