Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2011, 02:09   #4
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Przeładuj… - Spity mężczyzna, w dżinsach i czarnej podkoszulce siedział przy barze, bawiąc się kieliszkiem. Barman szybko wyjął butelkę czystej i polał klientowi. Ów klient był członkiem jednej z najlepszych, jak nie najlepszej organizacji antyterrorystycznej SWAT. Nie był dumny z tego tytułu. Radości w jego zawodzie nie dawała mu satysfakcja, wymierzania sprawiedliwości. Ale swoje upodobania wolał zachować dla siebie. Pociągając kolejny łyk, poczuł, jak znowu żywy ogień przelewał się po jego gardzieli.
- Przeładuj… - powiedział, odstawiając kieliszek na ladę.
- Proszę pana… może już wystarczy na dziś? – zaproponował grzecznie blady barman. Wyglądał na młodzika, co w życiu gołej baby nie oglądał. Cóż to za pokraki w dzisiejszych czasach stoją za barem.
- Powiedziałem kurwa przeładuj! – krzyknął, zdenerwowany. Był dzisiaj w podłym nastroju, a odmawianie mu kieliszka, nie było najlepszym pomysłem.
- Naprawdę panu już wystarczy. Siedzisz pan tu już trzy godziny i pijesz bez przerwy. Więcej już nie poleję – zaoponował z kamienną twarzą barman.
- Której sylaby ty tępy chuju w słowie przeładuj nie zrozumiałeś? – uderzył pięścią o ladę, bliski przywalenia temu młodzikowi w mordę. Jednakże był zbyt pijany do bójki.

Wtedy barman puścił spojrzenie na jakiegoś mężczyznę, stojącego w drzwiach. Metr osiemdziesiąt, łysy, wielki jak lodówka. Na szyi przewieszone złote łańcuchy, najpewniej kupione u turka. Widząc uporczywego klienta musiał działać. Powolnym krokiem zbliżył się do opoja.
- Panu już grzecznie podziękujemy – powiedział, stając obok baru. Jego nienawistne spojrzenie nie wróżyło niczego dobrego. Mimo to starał się zachować pozory.
- A weź spierdalaj – odpowiedział bezpretensjonalnie, nawet na niego nie spoglądając.
- Słucham? Chyba się przesłyszałem. Albo w tej chwili wyjdziesz o własnych siłach…
- Albo co? – przerwał mu. Barman rzucił niepewne spojrzenie w stronę bramkarza. Wielu już awanturników próbowało się stawiać. Wszyscy jednak w odpowiednim momencie odpuszczali.
- Albo sam cię wyniosę. – Wielka łapa opadła na ramieniu Paula. Ten odruchowo odwrócił się i przywalił wielkoludowi w nos. Bramkarz cofnął się trochę, chwytając się za nos. Zaraz na jego dłoniach pojawiła się krew.
- Mówiłem żebyś spierdalał. Mówiłem, mówiłem, ale ty oczywiście musiałeś mnie nie posłuchać. I teraz patrz co przez ciebie narobiłem. – Black ledwo trzymając się na krześle, łapał równowagę. O mało co i nie runąłby do przodu. Spojrzał na łysego. W jednej chwili zdawało mu się, że widzi ich dwóch. Co do kurwy nędzy?

Dalsze wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Bramkarz chwycił Paula pod pachę i wytargał go z baru przez zaplecze. Przez chwile kopał go po żebrach. Antyterrorysta był zbyt upojony do obrony. Nie mógł robić nic innego jak leżeć i grzecznie przyjmować ciosy.

- I żebym cię tu już więcej kurwa nie widział – powiedział na koniec, zostawiając Paula samego.
Mężczyzna leżał tam przez chwilę, obserwując gwiazdy.


Następnego dnia

- Kurwa, mój łeb – wymamrotał otwierając oczy. Znajdował się w swoim łóżku. Wynajmował małe mieszkanie w jednym z Nowojorskich bloków. Rozejrzał się uważnie. Kiedy uświadomił sobie, że wielkoluda nie ma, ulżyło mu. Spróbował wstać, jednak gorzko tego pożałował. Jego poobijane żebra szybko dały o sobie znać.
- Żeby tylko nie były złamane – powtarzał sobie. Po około trzydziestu minutach zwlekł się z łóżka. Powoli skierował się do lodówki. Wyciągnął z niej sok pomarańczowy w butelce. Nie nalewając nawet do szklanki, pił z gwinta. Ooo jak dobrze… Kac również dawał popalić.
Zjadł śniadanie, czyli płatki z mlekiem i wskoczył pod prysznic. Przy okazji obejrzał posiniaczone żebra. Kiedy wyszedł, paradował przez chwilę nago. Przy okazji zdążył włączyć telewizor i spojrzeć na zegar.
9:24

Szukając pary skarpet, natrafił w swojej komodzie na damską bieliznę. Były to zmysłowe fioletowe stringi.
- Droga Katy, miałaś najlepszy tyłek ze wszystkich – wspominał.
Nim wybiła dziesiąta, znalazł się już w swoim Mercedesie-Benz ML 500. Co ciekawe auto nie było tak naprawdę jego. Przywłaszczył je sobie po jakimś dilerze narkotykowym. Zaraz też ruszył w drogę do pracy.

Przez ogromne korki dojechał dopiero o 11:50. Zaparkował i wysiadł z wozu. Dopiero wtedy dostrzegł ślady rys na masce samochodu. Ktoś celowo wyrył na niej napis „Ciota”.
- Jebane dzieciaki! – zaklął cicho. Pół biedy, że to nie było jego auto.
Kiedy wszedł na komendę, przywitał go ogromny chaos. Wszyscy wszędzie biegali. Zdziwiony Paul dostrzegł w tłumie znaną mu osobę. Była to Marta, policjantka z drogówki o blond włosach i długich nogach.
- Co tu się kurwa dzieje? – spytał ją na przywitanie.
- Mnie też miło cię widzieć Paul – opowiedziała aksamitnym głosem. – Nie wiem, dopiero przyszłam do pracy.
- Ja pierdole, czemu tu musi być taki hałas? Nie mają wyrozumiałości dla skacowanego.
- To może pójdziemy w cichsze miejsce? – puściła mu zalotne spojrzenie.
- Czemu nie…

Szybko wylądowali w kabinie męskiej toalety. Black całował blondynę, jednocześnie rozpinając jej bluzkę. Kiedy to zrobił, jego oczom ukazały się jędrne piersi pod kuszącym biustonoszem. Wtedy coś zaczęło pikać.
- Czekaj, to mój pager. Czego oni ode mnie chcą? – powiedział, zdenerwowany ,że właśnie teraz mu przerywają. Jednak zaraz wrócił do rozbierania policjantki. Znowu rozległo się pikanie.
- Tym razem mój – wytłumaczyła się. – Chyba jest coś poważnego, musimy iść. – Zapięła bluzkę i opuściła kabinę.
- Kurwa… - przeklął, waląc pięścią w ścianę.



- Znacie zadanie? – spytał dowódca. Paul znajdował się właśnie na odprawie. Nikt jednak mu nie odpowiedział.
- Tak, mamy odbić przedszkole z rąk terrorystów – dokończył.
No, w końcu coś ciekawego – pomyślał. Na wyświetlaczu pojawiły się mapy budynku.
-Część wejdzie drzwiami, jak na człowieka przystało. Oczywiście macie mieć granaty w zanadrzu. Inna ekipa wejdzie oknem na pierwszym piętrze. Nasza jedyna szansa to zaskoczenie. Pieprzone Araby nie dadzą sobie rady z nami. Ale teraz chodzi o to, by uzyskać najmniejsze straty – kontynuował swój „monolog”. Rozejrzał się po zebranych. Miał przed sobą wyborowych ludzi. Większość jest tu tylko dlatego, że ich ojcowie byli tu przed nimi. Inni, bo byli za głupi, aby przewidzieć konsekwencje tej pracy.

Pieprzone dupki. Paul nie był zżyty ze swoją grupą. Robił co musiał i wracał się nachlać. Mimo to, zachowywał dobrą kondycję.
-Co do pierwszego planu, oczywiście żartowałem. Araby mają żywe tarcze.
W przedszkolu są dzieci, dlatego trzeba uważać, by żadnego nie postrzelić. Plan musi być przemyślany... Mam coś słaby dzień dzisiaj, dlatego zobaczymy, co tam u was.
Jakieś pomysły?
- Sir – zaczął – czy nie po to opłacamy tym myślicielom, aby oni wymyślali za nas plany? Ja tu jestem od strzelania, ale to już zapewne wiecie. – Denerwowała go ta cała paplanina. Chciał po prostu pójść na tą akcję i postrzelać do arabów, przy okazji ratując przedszkole.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 04-02-2012 o 21:32.
MTM jest offline