Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2011, 11:57   #7
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację

Bolały go nogi. Czuł każdą pieprzoną milę, jaką musiał przejść do Kutenholz z Brockel. Już dawno odwykł od tak dalekich pieszych wycieczek. Na domiar złego mimo że podróżował traktem middenheimskim żaden furman nie chciał go podwieźć, a przecież co jak co, ale Erich w szerokoskrzydłym kapeluszu, w skórzanym, niebarwionym płaszczu, z rogiem powozowym u pasa i garłaczem na ramieniu wyglądał na woźnicę , jak malowany. Pomimo tego żaden sukinsyn nie podrzucił kolegi po fachu. Banda końskich wypierdków.
W dodatku otarte nogi nie były jego jedyną bolączką. Po ostatnich deszczach Jahrdrunga namnożyło się komarów, które bezlitośnie cięły najmniejszy odsłonięty skrawek ciała podróżnych. W dodatku okolica nie była najbezpieczniejsza, a i zbójców samotny człek mógł spotkać. Zatem gdy Erich zobaczył idącego w tym samym kierunku co on krasnoluda chętnie się do niego przyłączył. Szybko jednak zaczął żałować swej decyzji.
Gomrund, bo tak się nazywał ów krasnolud, przez kilka mil jakie zostały im do zajazdu „Dyliżans i Konie” zanudzał go pierdzieląc coś o swoich przodkach i rodowym nazwisku. Oldenbach słuchał z wyrazem uprzejmego zainteresowania na swej okolonej blond zarostem gębie, lecz jego brązowe oczy były wyraźnie znudzone. Był na tyle obyty, że wiedział, iż z krasnoludami nie warto zadzierać. Zwłaszcza z takimi uzbrojonymi po zęby, które najwyraźniej lubują się w okładaniu innych po mordach. Na szczęście Gomrund sam doszedł do tego, że zawiłości genealogiczne jego rodu mało kogo obchodzą poza nim i dał Erichowi spokój.
Właśnie zbliżali się do zajazdu, gdy nagle zza bramy wyjechał dyliżans Czterech Pór Roku omal nie przejeżdżając jakiegoś innego krasnoluda. Erich podbiegł do poturbowanego.
- Niç çi nie jeşt Panie? – spytał sepleniąc i świszcząco wymawiając głoski.
- Çi z Çzterech Pór Roku, to najgotşze łajzy. Myślą gnoje, że wşzyştko im wolno.
Splunął ze złością na trakt. Gdy mówił Imrak mógł zauważyć, iż Erich nie ma dwóch górnych jedynek.
- Erich Oldenbach. – przedstawił się w odpowiedzi Imrakowi podając prawicę.
Gdy wreszcie dotarli do środka nawet nie specjalnie zwrócił uwagę na gospodarza Dietricha i całą resztę gości. Usiadł na najbliższej ławie i powoli, w miarę delikatnie zdjął buty, a później onuce. Posiedział tak chwilę ciesząc się swobodą dla swoich stóp.
- O bogowie jaka ulga. – stwierdził z wyrazem błogości na twarzy.
Dopiero teraz rozejrzał się po sali na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na dwóch podchmielonych mężczyznach. Znał ich. Jeden miał na imię Hulz, a drugi … wyleciało mu z głowy. Obaj jednak byli woźnicami z Zębatki. Erich zaś miał dość podróżowania pieszo.
Tymczasem Gomrund poruszył kwestię ogłoszenia jakie widzieli po drodze, a którego treść niepiśmiennemu Erichowi przybliżył krasnolud. Do rozmowy włączył się jakiś chłopak najwyraźniej pomimo wątpliwości zainteresowany 20 franzami wynagrodzenia. Dwadzieścia koron, tak to było dokładnie dwa razy tyle ile miał w sakiewce Oldenbach.
- Mnie tam w Şzare Góry nie çiągnie, ale i tak zmierzam do Altdorfu, ale nie na nogach. Dzięki şerdeçzne. Widziçie tych dwóch pijusów? – wskazał kciukiem na podchmielonych i dowcipkujących mężczyzn.
- Powożą dyliżansem Zębatki na traşie do Middenheim. Pogadam z nimi, może wcześniej dotrzemy do ştolyçy. – puścił oko do świeżo poznanych kompanów.
Powoli założył z powrotem onuce i buciory i podszedł do mężczyzn. Bez ceregieli otwartą dłonią walnął jednego z nich w plecy.
- Ço jest Hulz? Znajomych nie poznajeşz?
Mężczyzna niemal nosem dotknął blatu. Oldenbach pomimo średniego wzrostu i niezbyt krępej budowy ciała miał sporo pary w łapie.
- E … Erich? – wykrztusił Hulz zachłysnąwszy się gorzałką.
- Co tu robisz? Nie robiłeś trasy do Ostermarku? – spytał z pijackim uśmiechem.
- Do Hochlandu. – sprostował Oldenbach witając się i ściskając rękę drugiemu woźnicy.
- Już nie chłopaki. – stwierdził przysiadając się. – Wywalili mnie. Za dużo ich koşztowałem.
Uśmiechnął się krzywo.
Hulz spoważniał. Po chwili poklepał Ericha po ramieniu.
- Napijmy się. – zaproponował.
Erich pokiwał głową na znak zgody.
- Ja ştawiam. Doştałem odprawę. A wy ço jedziecie do Altdorfu? Zabierzeçie mnie i paru znajomych?
- Czemu nie. Jak zapłacą. –
stwierdził Hulz.
- I jak się dopchają. – odparł drugi wymownie patrząc w stronę siedzącej w milczeniu szlachcianki i jej orszaku.
Oldenbach zamówił flaszkę gorzałki, coś do jedzenia i skinął na znajome krasnoludy i młodzieńca.
- Panowie zapraşzam. Opijemy wspólną znajomość. – zawołał pokazując w uśmiechu braki w uzębieniu.
 
Tom Atos jest offline