Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2011, 10:58   #6
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Krasnolud uniósł wzrok spoglądając na stalowoszare chmury przysłaniające niebo. Wszędobylskie krople deszczu wciskały się pod pancerz i nawet pomimo jego przystosowania do chłodu sprawiały przykre wrażenie, dodatkowo potęgowane przez wiejący od północy wiatr. Tharduf doskonale zdawał sobie sprawę że niedługo uczucie zimna zniknie, w bitewnym zamieszaniu będzie momentami zbyt gorąco, ale taka pogoda mimo wszystko sprawiała przygnębiające wrażenie. Żołnierze, którymi przyszło mu dowodzić brali już udział w niejednej bitwie co krasnolud przyjął z wdzięcznością, wiedział że mimo stosunkowo niewielkiej liczebności taki oddział spisze się znacznie lepiej niż trzykrotnie liczniejsza grupa rekrutów. Nieco żałował nadchodzącego rozlewu krwi, zwłaszcza że do ostatniej chwili miał nadzieję że uda się go uniknąć, jednak jak niedługo później mieli się okazję przekonać obrońcy miasta litość nie powstrzymała go ani razu przed zadaniem śmiertelnego ciosu. W końcu wszyscy jego wrogowie z własnej woli stanęli przeciwko niemu, mimo tego że reprezentował sobą królewską wolę a jako dowódca nie miał zamiaru ryzykować życiem swoich podkomendnych tylko po to, by dać przeciwnikowi okazję do zrozumienia błędów. Zapowiadał się więc długi, wypełniony krwią i śmiercią dzień... co prawdę mówiąc w pewien pokrętny sposób cieszyło Thardufa. Może i był przeciwnikiem bezsensownego rozlewu krwi to jednak ten nastrój nerwowego oczekiwania przed bitwą sprawiał mu przyjemność a wojna była jego żywiołem. Wreszcie będzie miał okazję robić to, co potrafi najlepiej, więc z uśmiechem dotknął swojego topora na którego powierzchni rozjarzył się runiczny napis w krasnoludzkiej mowie oznaczający ,,zimno” po czym zwrócił się do swoich podkomendnych by wygłosić mowę przed bitwą...

***

Szturm rozpoczął się zgodnie z przewidywaniami. Tharduf prowadząc część sił królewskich oraz względnie zorganizowane jako nową formację służby tyłowe ruszył na południe by zająć placówkę pod lazaret. Zgodnie z informacjami pochodzącymi ze zwiadu po chwili natknęli się na pierwsze ośrodki oporu, głównie w postaci milicji miejskiej wspieranej przez żołnierzy. Mimo dość dużej liczebności jak i zdecydowania jakie cechowało obrońców doświadczeni żołnierze nie mieli większych problemów w tych potyczkach, skutecznie przełamując wszelki opór na jaki się natknęli. Widać było że siły królewskie również są zmotywowane, być może ze względu na to, że sam Tharduf mimo faktu że specjalizował się w magii to i w walce na pierwszej linii okazywał się dość zdolny. Walka ramię w ramię (czy może raczej ramię w biodro, ze względu na jego wzrost) ze swoimi podkomendnymi, którzy przywykli raczej do tego że dowódca znajduje się gdzieś daleko od bitwy przedkładając swoje bezpieczeństwo nad bezpieczeństwo żołnierzy, skutecznie podnosiła morale a kolejne wygrane potyczki okupione niewielkimi stratami jeszcze wzmacniały ten efekt. Problemy zaczęły się jednak gdy do walki po stronie obrońców dołączyli kapłani, których zdolności rzeźbiarz run miał zamiar wykorzystać w lazarecie. Początkowo żołnierze nie byli pewni jak zareagować, w końcu rozkaz brzmiał by brać ich żywcem to jednak przed bitwą Tharduf zastrzegał że nie tyczy się to sytuacji gdy pojawią się oni na polu bitwy. W takim wypadku ważniejsze było życie żołnierzy walczących po stronie króla niż kapłanów, niestety dzięki wsparciu duchownych w tej walce poległo więcej żołnierzy królewskich niż we wszystkich wcześniejszych potyczkach. W końcu obrona świątyni i tak upadła jednak nawet wtedy zorganizowanie lazaretu było sprawą dość problematyczną ze względu na przeoryszę. Dopiero po długiej, dość burzliwej dyskusji, w której niestety Delion okazał się kompletnie nieprzydatny, udało się dojść do ugody. Nie było to łatwe, nawet pomimo wyraźnego argumentu siły jakim dysponował Tharduf poprzez fakt że królewscy zajęli świątynię to kapłanka okazała się wyjątkowo uparta, ale w końcu rozsądek zwyciężył. Cieszyło to krasnoluda, gdyż w przeciwnym razie byłby zmuszony wydać rozkaz zabicia tej kobiety oraz wszystkich innych kapłanów którzy sprzeciwiliby się jego rozkazom. Po ustanowieniu lazaretu dołączyli do głównych sił, a dzięki zdobyciu drugiej bramy i wprowadzeniu machin oblężniczych do miasta zwycięstwo było tylko kwestią czasu. Raz tylko rzeźbiarz run musiał się oddzielić pod reszty wojska, po to by odnaleźć Haasta. Rana chowańca nie była zbyt poważna, po chwili odpoczynku i interwencji kapłana był on w stanie ponownie wzbić się w powietrze. Po ponownym dołączeniu do sił głównych, wspierając wojsko zarówno siłą ramienia jak i magią krasnolud parł do przodu

***

Widząc, że pozostali jego towarzysze radzą sobie w walce Tharduf był w stanie skoncentrować się na swoim przeciwniku. Potężny łucznik ponownie napinał swoją broń wyraźnie celując w krasnoluda. Rzeźbiarz run uśmiechnął się jednak do siebie, wiedząc że w przeciwieństwie do swojego wroga ma przyjaciela, który może go wesprzeć, spokojnie więc rozpoczął kreślenie w powietrzu runu ognia. Naciągnięcie łuku trwało krócej, przeciwnik wypuścił więc strzałę zanim Tharduf zakończył kształtowanie magii jednak wtedy to gry wkroczył Haast, łapiąc strzałę w locie by ochronić swojego pana. Dało to krasnoludowi wystarczająco dużo czasu by dokończyć symbol, z którego następnie wystrzeliły płomienie, uformowane na kształt promienia. Natychmiast po dokończeniu czaru krasnolud rzucił się do biegu, próbując dopaść swojego przeciwnika i związać go walką wręcz
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline