Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2011, 23:36   #2
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bristol, prężnie rozwijające się miasto.


Nie było to zaciszne miejsce, ale po ponad dwuletnim pobycie w Dehli, Roger przywykł do zgiełku.
Zresztą, stać go było na zakup domu z dala od fabrycznej części miasta.
Sir Roger Attenborough zamieszkał w dość dużej rezydencji, przechodząc na emeryturę w sile wieku.
Oczywiście były ku temu powody, ale... te pozostały tajemnicą angielskiej dyplomacji.
I sekretem sir Attenborough'a.
Obecnie mężczyzna, zamieszkiwał więc małą rezydencję w Bristolu samotnie, zatrudniając minimum służby, z czego większość z niej była hinduskiego pochodzenia. I przyjechała do Anglii wraz Rogerem.
Mimo powrotu przed dwoma miesiąca z Indii, Roger nie garnął się do powrotu na łono towarzyskie Bristolu i tym bardziej rodzinnego Bath.
Można by powiedzieć, że delikatnie izolował się od miejscowej socjety.
Tym bardziej zdziwiło go zaproszenie, jakie zostało mu dostarczone.

Zaproszenie, na piknik i polowanie. Zwłaszcza to drugie odstręczało Rogera. Od czasu pamiętnego polowania w monsunowej dżungli, stracił entuzjazm do ganiania ze strzelbą za zwierzętami.
Nie zamierzał jechać do Oakspark, nie zamierzał odwiedzać Bath, nie zamierzał się spotykać z
sir Hawardem Etheringtonem. Tym bardziej, że znał z nazwiska wszystkie szlacheckie rody żyjące w okolicy Bath. I Etheringtonów wśród nich nie było.

Roger siedział w gabinecie, urządzonym w dość nietypowy sposób. Klasyczny styl angielskich mebli, mieszał się tu z wpływami hinduskimi.
Tak jak niedokończona mandala usypywana z barwionego piasku. Niepełna, niedokończona... nieudana.
Roger spojrzał na nią z niechęcią. W teorii wszystko powinno się zgadzać. Sam ją wykreślił, sam dobrał kolory. Ale gdy zaczął ją usypywać, zrozumiał że coś jest nie tak.
Nie zadziała. Nie będzie z niej dobra soczewka mająca skupić zmysły w jedno.
Dlatego przerwał jej usypywanie i wyrzucił szkice do kosza przy biurku.
Sięgnął po jedno z opracowań i pogrążył się lekturze. W przypadku niepowodzeń, tak trzeba robić.
Powrócić do źródła.

Coś przerwało mu zagłębianie się w lekturze. Dysonans. Błędna nuta w harmonicznej pieśni wszechświata. Coś co przeszło przez jego zmysły niczym drżąca fala.
Przerwał czytanie.


-Poczułeś to ?- szept, który tylko on mógł usłyszeć. Szept jego Avatara. Prawie jak wiatr. Mglista sylwetka głowy tygrysa, przywołująca niezbyt przyjemne wspomnienia.
Przewodnik duchowy Rogera jakoś nie potrafił zdecydować się na jedną formę, przybierając różne postaci, choć o wspólnym motywie przewodnim.
-Tak... poczułem.- mruknął Roger. Udało obojętność, podczas gdy Avatar był podekscytowany tym faktem.- Musisz to sprawdzić. Musisz.
-Niczego nie muszę. - niemal warknął dyplomata.
-Nadal się łudzisz. Nadal zaprzeczasz własnej naturze. Po tym wszystkim co przeszedłeś, liczyłem że nie będziesz już takim hipokrytą jak podczas pierwszego naszego spotkania.-odparł Avatar.
-Nadal uważasz, że mnie znasz.- szepnął cicho mężczyzna.
-To z okolic Bath.-przypomniał Avatar.
Roger spojrzał na leżącą kopertę z zaproszeniem.-Będę musiał tam pojechać, prawda?
-Nie można ciągle uciekać. Czyż nie tego się nauczyłeś przy naszym spotkaniu?- spytał retorycznie Avatar.

Wstał gwałtownie i zszedł do pokoju muzycznego znajdującego się na parterze. Tam zwykle można było zastać Aishę.
I rzeczywiście. Aishwarya Rai medytowała w pokoju muzycznym, w którym królował co prawda fortepian, ale stały też i hinduskie instrumenty. I były częściej używane, bo Aisha doskonale grała na sitarze, a Roger na fortepianie... nie bardzo.
Lubiła tu przebywać i medytować w oparach ziół.
Była piękna. Była nieujarzmiona. Była... cóż... była ważna dla Rogera. Była powierniczką jego tajemnic i opiekunką jego domostwa. Była przyjaciółką. Ale nie mogła zostać żoną i nigdy nie stała się kochanką. Ich relacje nigdy nie sprowadzały się do czegoś tak prostego jak romans.


Hinduska ubrana w sari przywitała uśmiechem i słowami.- Coś się stało, guru?
W jej ustach ten tytuł brzmiał ironicznie, zwłaszcza że Roger na niego nie zasługiwał. Ale też brzmiał ciepło i przyjaźnie. Gdy byli sami, pozwalali sobie na zniknięcie dystansu między sobą. Zbyt wiele wszak razem przeszli. Roger podrapał się palcem serdecznym po podstawie nosa i rzekł.- Będę musiał wyjechać do Bath... Coś się tam wydarzyło. No i... mam to zaproszenie do Oakspark.
-Nie chciałeś tam jechać.- przypomniała mu Aisha. Roger nachylił się i cmoknął ją w czubek nosa.- Coś się wydarzyło.
-Domyślam się. Nie powiesz co?- Przesunęła się nieco w górę i ich wargi się spotkały w delikatnym całusie.
Nie byli kochankami, ale kłamstwem było stwierdzić, że nie iskrzyło między nimi czasem.
-Sam jeszcze nie wiem co się wydarzyło. Chyba nic groźnego.-stwierdził Roger.- Coś co mnie zaciekawiło.
-A mnie by nie zaciekawiło, guru?- nadąsała się Aisha.
Anglik zaprzeczył ruchem głowy.- Nie spodobało by ci się w Oakspark. Tam potraktowano by cię jak zwykłą służkę.
-Wymówka Rogerze.- odparł bez przekonania Aisha i dodała.- Chcesz bym cię spakowała?
-Tak. Ubrania, oraz... inne drobiazgi.- odparł mężczyzna, gdy Aisha wstawała z leżanki.
Hinduska pełniła rolę, nie tylko powiernicy, ale i ochmistrzyni domu i osobistej sekretarki i służki.
Ufał jej osądowi i decyzjom.

I znał jej upór i ambicję. Aisha nie dała łatwo za wygraną i oprócz jego bagażu, z tyłu dorożki wylądowały dodatkowe pakunki, oraz pudło w którym znajdował się sitar.
Oboje wsiedli do środka, Aisha pierwsza wspierając się na dłoni Rogera.
Ubrana po europejsku, by nie wzbudzać nadmiernej sensacji.
Zamówiona dorożka tylko chwilkę czekała. Bagaże zostały spakowane, więc Roger wsiadł do środka. I ruszyli.
Podróż trwała dość długo i była monotonna. Pozwalała jednak rozmyślać nad decyzją, podjętą nagle i impulsywnie. Pod wpływem Avatara. Znowu.
Zatrzymali się nad moment, przed bramą. Roger wychylił się z dorożki i spojrzał nieufnie na to miejsce. Z jakiegoś powodu, pomysł przyjechania tutaj stawał się coraz bardziej... złym pomysłem.
Teraz jednak nie wypadało się wycofać. Gdy dorożkach przejeżdżał przez bramę, Roger sprawdził czy ostrze ukryte w jego lasce wysuwa się gładko. Co prawda wydawało mu się, że nie ma żywych wrogów, ale pewności nie miał.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-09-2011 o 14:22. Powód: zmiana po konsultacji z MG:)
abishai jest offline