Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2011, 21:46   #5
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Leżał w łóżku i wsłuchiwał się w bębnienie kropel deszczu o parapet. Kochał chwile takie jak ta za spokój. Światło wpadające przez niezbyt szczelnie zasunięte zasłony wskazywało, że zbliża się południe. Jego długie niewstawanie z pewnością wzbudziłoby zaniepokojenie służby. Zapewne już z godzinę temu wparowałby kamerdyner niosąc tacę z jedzeniem. Na szczęście wszystkich odprawił, poza panią Woods, która przychodziła dwa razy w tygodniu posprzątać. Z początku nawet sądził, że ojciec zrobił mu na złość kupując tę rezydencję, ale wraz z upływem czasu wzrastała w nim świadomość presji jaka ciąży na dorobkiewiczach. Miejscowe elity przypominały to takim jak on na każdym kroku.
Odwrócił głowę i jego wzrok zatrzymał się na kartce papieru leżącej na stoliku przy łóżku.
„Piknik i polowanie.” stwierdził z rezygnacją. Żaden plan zajęć nie wydawał mu się dobry, więc nie pozostało nic innego jak zdecydowanym ruchem odrzucić kołdrę i podnieść się z łóżka.

Idąc do łazienki słyszał cichutki szloch za plecami. Znak, że „wyrzut sumienia” jak nazywał swego awatara, już się obudził. Mimo prawie dwudziestu lat wspólnego obcowania nie udało mu się z tym oswoić. Nie pomogło ani leczenie psychiatryczne, ani nauki Hansa Bauera – jego mentora. Świadomość, że to coś istnieje naprawdę oznaczała tylko, że wszystko co było z tym związane jest prawdą. To zaś napawało go przerażeniem tak wielkim, że śmierć wydawała się czymś przyjemnym.
Wszedł do łazienki odkręcił wodę i zaczął się myć przy umywalce. Szczególnej troskliwości wymagała broda, którą uważał za nic więcej jak łapacz brudu, ale z niechęci do golenia wybrał mniejsze zło. Mydląc się spojrzał w lustro i zamarł. Zobaczył przypatrującą się mu z rogu pomieszczenia małą dziewczynkę w potarganej, brudnej sukience, której wielkie zapłakane oczy przyglądały mu się badawczo.
Oparł się ciężko o umywalkę i wyraźnie poirytowany powiedział:
-Umawialiśmy się, miałaś mi dać spokój.
Dziecko zrobiło nadąsaną minę.
-Kłamca! Obiecałeś, obiecałeś pomóc!
-Czego chcesz, co mam zrobić? Ty nic nie mówisz...
-Po co idziesz do Oakspark? Tam spodziewasz się znaleźć swoje przeznaczenie?
-Na pewno nie znajdę go tutaj słuchając twoich żalów!
-Oni ranią, zranili mnie i ciebie, zranią innych - dziecko podeszło na wyciągnięcie ręki. Zobaczył jak jej twarz zmienia się w głowę jaszczurki a z ust wysuwa się rozdwojony język. Rudolph zamknął oczy, czuł jak pulsująca krew rozsadza mu głowę, wkrótce poczuł jej smak na języku i zorientował się, że krwawi z nosa.
-Nie wrócę tam, odejdź!
-Nie mogę, jestem częścią ciebie.


Odwrócił się gwałtownie. Pomieszczenie było jednak puste.


***

Po wyjściu z domu skierował kroki do najbliższej restauracji, by zjeść skromny śniadanio – obiad. Na szczęście nie przyplątał się żaden znajomy wymieniać grzeczności. Szczególnie uciążliwy był pewien emerytowany wojskowy, Howard Smith, ponad sześćdziesięcioletni, krewki staruszek, zagorzały anglikanin. Przyuważył Rudolpha jeszcze jak ten się wprowadzał i przylgnął do niego jak rzep. Sir Howard poczuł się w obywatelskim obowiązku objąć bohatera wojennego troskliwą opieką. Polegała ona zazwyczaj na zanudzaniu go wspomnieniami z wojska, wyciąganiem na drinka i swataniem z majętnymi wdówkami. Zaznajamiał go też z krążącymi po Brystolu i Bath plotkami i pokazywał co bardziej znaczące persony. Wkrótce stał się bardziej uciążliwy niż jego awatar. Znajomości nie osłabiło nawet przyznanie się Rudolpha do luteranizmu.
Wychodząc z restauracji, zostawił zapłatę wraz z sutym napiwkiem na stole i poszedł w kierunku postoju dorożek. Złapał pierwszą lepszą i kazał wieźć się czym prędzej do Oakspark. Wysiadł przed bramą rezydencji. Korzystając z cudownej poprawy pogody postanowił pójść piechotą i przygotować się psychicznie przed wejściem do jaskini lwa. Podczas ostatniej wizyty popełnił grubą niezręczność składając Pani Adams kondolencje z powodu śmierci syna, który tylko zaginął. Spowodowało to atak histerii starszej pani i wściekłość jej córki.
-Ciekawe po co mnie zaprosili, chcą mi podać cyjanek?- powiedział do siebie, po czym zastukał kołatką.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline