Kobieta pochylona nad kartkami papieru rozłożonymi na biurku wstrząsnęła nerwowo ręką. Z pióra, trzymanego w dłoni chlapnął atrament, brudząc granatową smugą jasną wykładzinę gabinetu. Sprawczyni kleksa zdawała się jednak nie zauważać zaistniałej sytuacji. Mruczała do siebie pod nosem powtarzając wciąż kilka słów po łacinie:
„Status post fracturam pelvis”
Potem potrząsnęła głową i na dłuższą chwilę zamilkła, kierując spojrzenie ku oknu.
Postronny obserwator dojrzałby jej duże, granatowe, otoczone gęstą zasłoną rzęs oczy, wpatrzone w strugi deszczu spływające po szybie, dojrzałby pełne, karminowe usta rozchylone w geście zadumania. Nie mógłby przeoczyć również bladej, alabastrowej cery i smukłej, gładkiej szyi.
Zamyślonej kobiety nie możnaby nazwać było skończoną pięknością, ale jej uroda przyciągała uwagę swoją kruchością i dziewczęcością, która nadawała jej dojrzałej twarzy wciąż młodzieńczego wyglądu.
Tę ciszę przerywaną jedynie odgłosami kropli deszczu uderzających w parapet, przerwało nagłe pukanie do drzwi. Kobieta ocknęła się i odwracając głowę powiedziała:
- Proszę wejść.
Drzwi otworzyły się i w progu stanął starszy, siwy mężczyzna odziany w strój kamerdynera.
- Lady Charlotte, zgodnie z życzeniem podałem śniadanie w saloniku.
Charlotte uśmiechnęła się lekko i odpowiedziała:
- Dziękuję James, zaraz zejdę.
Kamerdyner ukłonił się sztywno i zniknął tak szybko jak się pojawił.
Kobieta westchnęła, spojrzała jeszcze raz w dokumenty i odłożyła pióro. Wczoraj aż do późnej nocy robiła z profesorem Murrayem autopsję młodego mężczyzny, który zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Mimo wcześniejszych podejrzeń wszystko wskazywało jednak, że człowiek ten umarł z przyczyn naturalnych. Cóż… Charlotte przymrużyła oczy. Najwyraźniej jego karma zatoczyła pełne koło. Musiała tylko uporządkować notatki, dokończyć sprawozdanie i przekazać je profesorowi.
Charlotte podniosła się z krzesła przez przypadek strącając z biurka niewielki, ozdobny kartonik. Schyliła się by go podnieść i ze zdziwieniem spojrzała nań. Po chwili jej czoło zmarszczyło się. Ach taaaak….. Było to zaproszenie do Oakspark, do rezydencji sir Edwarda Etheringtona na polowanie i piknik. W zasadzie miała tam pojawić się z wujem, ale ten przebywał obecnie na kongresie lekarskim w Niemczech. Prawie o zapomniała o liście. Zerknęła szybko na datę … Jeszcze zdąży. Wuj na pewno życzyłby sobie aby przyjęła zaproszenie jego starego znajomego i w dodatku maga. Co prawda sama nigdy nie miała okazji spotkać Ethernigtonów, ale wycieczka do Bath mogła być przyjemną odmianą po tygodniu pracy na Uniwersytecie.
Sięgnęła szybko po dzwonek i pociągnęła za taśmę. Kilka chwil później drzwi gabinetu ponownie otworzyły się, ale tym razem pokazała się w nich młoda kobieta o rumianej, pospolitej twarzy.
- Julio, zmieniłam zdanie. Spakuj moje rzeczy na kilka dni i przekaz Jamesowi, żeby przygotował kosz z prowiantem na drogę. Wyjeżdżam do Bath. Niech Tony wyprowadzi automobil. Pojedziemy za jakąś godzinę.
Dziewczyna skinęła posłusznie i odwróciwszy się chciała odejść, ale głos Charlotte zatrzymał ją w pół kroku:
- Ach Julio... przygotuj mi jeszcze kąpiel i przynieś moją szkatułkę. ***
Jakąś godzinę później Charlotte Abercrobmie odziana elegancko i jak zwykle w czerń, wsiadała do swojego nowego nabytku Rolls-Royce the Silver Ghost.
Szofer, Tony Montana, Amerykanin mieszkający od dziesięciu lat w Anglii otworzył jej drzwi i pomógł usiąść wygodnie. Ten nowy automobil znacznie ułatwiał jej częste podróże do Londynu, na Uniwersytet, a dzięki spadkowi po dziadku mogła pozwolić sobie na tą drogą zabawkę.
Charlotte ogarnęła jeszcze ostatnim spojrzeniem rodzinną posiadłość i kazała Tony’emu ruszać.
Dowchester. To stare miejsce zawsze przywoływało garść wspomnień. Również i tych tragicznych, sprzed wielu lat. Szczególnie w strugach deszczu dom wydawał się uginać pod ciężarem wydarzeń. Jako Eutanatoska nie mogła pogodzić się z faktem, że ktoś tak brutalnie przerwał nić życia Aleksandra. A tym bardziej jako jego ukochana siostra. Żadne z jej rodzeństwa nie zdołało zając w jej sercu takiego miejsca, jakie miał mały Alex. Przez tyle już lat nosiła w sercu gniew i dusiła go w sobie. I nawet Pan Huczek nie był w stanie polemizować z jej odczuciami.
Siedział teraz naprzeciw niej, rozłożywszy nad głową czarny parasol i uśmiechał się zgryźliwie jakby śledząc jej tok myślowy. Charlott e opuściła na twarz cienką woalkę i schowawszy się za nią bezpiecznie przymknęła oczy. Droga do Oakspark była długa. Zamierzali dotrzeć około południa, mogła więc wykorzystać ten czas na krótką medytację i drzemkę.
***
Nagłe rozdarcie Gobelinu odczuła niemal fizycznie. Ingerencja w siły przyrody nie była przypadkowa. I choć wkrótce świat zaczął kapać się w blasku słonecznym , a niebo stało się cudnie błękitne nie umiała czerpać przyjemności z tego stanu. Coś lub ktoś użył magyi bez zważania na konsekwencje. Czyżby to zaproszenie miało jakiś związek z tym wydarzeniem? Złe przeczucia nie chciały opuścić Charlotte nawet wtedy kiedy wjeżdżała przez bramę główną i kiedy gospodarz witał ją niezwykle serdecznie. Zaciskała w dłoni małą szkatułkę, w której grzechotały kości, jakby szukając w niej odpowiedzi na dręczące ją pytania.