Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2011, 23:19   #7
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
...To było nawet zabawne, widzieć u szlachcianki dumę i wściekłość jedną po drugiej. Po tym jak samodzielnie zrobiła eliksir. I po tym jak się okazało, że nie działał on tak jak powinien.
Raetar zranił wtedy uczucia siedemnastolatki wybuchem śmiechu. I to był błąd rozwścieczone dziewczę cisnęło w niego tacą na której ową fiolkę przyniosła, by właściwie zaprezentować dzieło swego wysiłku.
Teraz to się wydawało zabawne... ale wtedy.

Arystokrata nerwowo ukrył swe dłonie w połach płaszcza i skinął głową mówiąc.- Tak. Proszę... to wszystko. I zostaw nas... mnie w spokoju.
Po czym skupił się pozornie na czytaniu, cicho coś mamrocząc pod nosem.
Poczekał aż wyszła i dopiero teraz zajął się piciem herbaty i rozmyślaniami.

Wiedza w księdze bowiem, okazała się rozczarowująca. Nie tego się spodziewał. Nie tego oczekiwał.
Nie tego... po wydarzeniach z Waterdeep sprzed kilku dekadni.
Samotnik przymknął oczy wspominając wydarzenia i ignorując ciche szepty w swym umyśle.
Nie teraz... nie miał teraz czasu rozmowy z nimi. Skupić się i przypomnieć tamtą noc.
Mrok... krzyki, krew.
To co miało się stać zwykłą transakcją, wymianą informacji w zamian za gratyfikację pieniężną.
Lady Ashton Gundwind miała poinformować go na temat interesujących go pozycji.
Nie wiedział, czemu nalegała by spotkali się wieczorem koło katedry Helma. Ponoć miała wcześniej ważne spotkanie z przyjacielem.


Nie spodziewał się, że kilka minut później będzie klęczał przy jej zwłokach, przyglądając się naszyjnikowi z pazurów jakiejś bestii który mu naprędce dała.
Nie spodziewał się tego.
Spotkał lady Ashton słaniającą się na nogach. I nie było w tym nic dziwnego. Ktoś sztyletem do pchnięć zmasakrował jej organy wewnętrzne chwilę wcześniej. Chyba tylko siłą woli wyrwała się napastnikowi. i ta siła woli dość długo podtrzymywała ją przy życiu. Na tyle długo, by wcisnąć mu do dłoni, naszyjnik i wyszeptać.- Szukaj w Silverymoon...
Ostatnia wola umierającej.
Szukać w Silverymoon... czego?
Może źle uczynił kierując się wtedy swym chwilowym kaprysem. Spojrzał przez okno na ciemniejące chmury. Ile już dni minęło odkąd opuścił Czarcią Wieżę?
-Tak wiem, wiem, wiem...- westchnął odzywając się do nieistniejącego rozmówcy.- Za długo.
Minęło kilka miesięcy odkąd opuścił Czarcią Wieżę. Gdzieś tam w sercu kiełkowała myśl, że powinien już wrócić do domu.

Spojrzał na księgę którą przeglądał. Nie było w niej sekretów, których szukał. Nie było w niej odpowiedzi na zagadkę z Waterdeep. Ale czy to czyniło bezwartościową?
Mężczyzna spojrzał na herbatkę i uśmiechnął się.


Ciepła herbata i ciekawa książka. Czyż może być lepszy sposób na spędzenie czasu? Jest kilka możliwości, ale póki co Raetar postanowił wypróbować tą metodę zabijania czasu i nudy.
Pogrążył się więc w lekturze i w szeptach do nieistniejących istot, oraz odpowiedziach na nie zadane pytania.
Czas płynął, świeca się dopalała, herbata została wypita. Księga została przeczytana.
Raetar, zwany też Samotnikiem z Czarciej Wieży wstał i ruszył do wyjścia z budynku. Skarbiec Mędrców zawierał wiele ciekawych tekstów, ale niekoniecznie wartościowych dla niego. Poza tym, nabrał ochoty na odrobinę wypoczynku przy winie i muzyce bardów.
Potrzebował małego relaksu od wysiłku intelektualnego.

Idąc przez korytarze twierdzy Samotnik wydawał się nieco eteryczny, to jednak gdy można było dobrze przyjrzeć się tej egzotycznej w tym miejscu postaci. Nie wyglądał bowiem jak mag za którego się podawał. Bowiem czy mag chodziłby w zbroi łuskowej, wykutej tak że owe łuski przypominały bardziej pióra? Czy mag nosiłby pasie miecz i sztylet?
Pomijając jednak te wojskowe dodatki Raetar był szczupłym mężczyzną około trzydziestu lat, o ostrych rysach i dość krótko obciętych ale i niewątpliwie niepokornych puklach włosów wijących się na wszystkie strony. Jego sylwetka otulona czerwonym płaszczem wyszywanym w złote wzory, przypominała bardziej dystyngowanego szlachcica. I podobnie się zachowywał przemierzając obecnie korytarze biblioteki, uderzając obcasami wysokich czarnych butów wyszywanych wzorem pajęczyny za pomocą srebrnej nici.
Od czasu się zatrzymywał, od czasu do czasu do kogoś szeptał, od czasu do czasu z kimś się kłócił. Z kimś kogo nikt inny zobaczyć nie mógł.

W końcu opuścił Skarbiec Mędrców i wmieszał się w tłum przemierzający Silverymoon. A wtedy jego piwne oczy zmieniły się szklane tafle w których w nieskończoność odbijali się przechodzący przechodnie. Szepty w jego głowie narastały, podobnie jak jego nerwowość. Czyżby był... śledzony?
Zatrzymał, spojrzał za siebie. Nie zauważył niczego niezwykłego. Mylił się?
Był daleko wszak od Czarciej Wieży, daleko od Morza Księżycowego, daleko od Wrót Zachodu i Untheru. Był daleko od tych miejsc i wrogów których tam zostawił. I był tu incognito.
Dlaczego miałby być śledzony? I przez kogo?
To musiała być pomyłka. To mu się tylko wydawało. To była tylko nadmierna nerwowość wywołana wydarzeniami w Waterdeep.

Niemniej, skręcił w boczną uliczką i skrył się w jej cieniu, by po chwili wyruszyć raźnie w kierunku jednej z głównych arterii miasta i zniknąć. Dosłowni zniknąć zza zakrętem. Spojrzenie przyczajonego w półmroku bocznej uliczki Raetara obserwowało tłum próbując wyłuskać z nich szpiegującą go postać. Nie udało się mu. Albo nigdy takiej nie było.
Wszak mógł się pomylić.
Niemniej Samotnik postanowił zachować podstawowe środki bezpieczeństwa.
I z cieni uliczki wynurzył się młody magik o ekscentrycznym zabarwieniu włosów.


I dość pretensjonalnym i krzykliwym stroju. Typowy uczeń Akademii Pani. Jeden z setek młodych magów, których do Silverymoon przyciągnęła możliwość studiów nad Sztuką.
W takiej postaci Raetar zdecydowanie mniej rzucał się w oczy. Samotnik rozejrzał się po okolicy w której się znajdował. Po czym ruszył do karczmy, w której mógłby się wtopić w grono bywalców, by w spokoju łyknąć dobrego wina i posłuchać dobrej muzyki. Oby dobrej.
To że w Klejnocie Północy istniało kolegium bardów, nie oznaczało wszak, że każdy bard w mieście miał talent muzyczny. W końcu śpiewać każdy może, ale nie każdy powinien.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-09-2011 o 21:09. Powód: poprawki:)
abishai jest offline