Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2011, 19:45   #8
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny

Zapowiadał się piękny dzień. Dzisiejszego dnia Dagor nie miał żadnych zleceń i miał zamiar wypocząć w swojej małej oazie ciszy i spokoju, którą nazywał domem… Zapowiadał się cudownie leniwy dzień. Bardzo było mu to potrzebne, bo jeszcze parę dni temu był na jednej z wypraw najemnych wraz z żołdakami z Silverymoon. Krasnolud rozumiał potrzebę dyscypliny i słuchania przełożonych, sam kiedyś służył w straży, ale ten cholerny żółtodziób, który nazywał się kapitanem był zupełnie niekompetentny. Najpierw wpuścił oddział w zasadzkę orczych łuczników, a potem kazał im szturmować ufortyfikowaną opuszczoną wieżę, którą przejęły orki, urozmaicając uprzednio okolicę pułapkami. Misja była oczywiście sukcesem dzięki wprawnej ręce Dagora i pomocy Bruny, jego siostry, ale wielu żołnierzy Silverymoon odniosło poważne ranny i zginęło. Zupełnie niepotrzebnie.

Krasnolud po misji oczywiście przedstawił swoją opinię kwatermistrzowi używając takich słów jak „pyta”, „psi szczyl”, „skurwiel”, czy „impertynent”, którego to niedawno nauczył się od pewnego czarodzieja i używał, aby wydawać się bardziej inteligentnym. Po pełnej emocji rozmowie, udał się do domu, tam odpoczywając i lecząc nerwy.

Poranne ćwiczenia zawsze pozwalały mu oczyścić umysł i uporządkować sprawy w głowie, Bruna też je lubiła i pilnowała, aby brat o nich nie zapomniał. Uważała, że miał wtedy nieco przyjemniejsze usposobienie. Potem małe śniadanie, mała lektura o wschodnich sztukach walki z Kara-Tur, które ostatnio zaczęły go interesować, a następne spory obiad i drzemka… no właśnie… spokój tego jakże przyjemnego dnia zakłóciła jego wkurzająca sąsiadka.

”O w pizde Sune…” – pomyślał widząc komu właśnie otworzył drzwi.

- To jak Dagorze? - Usłyszał nagle, powracając do rzeczywistości.

Krasnolud podrapał się po nieco mniej szlachetnej części ciała, wygrzebał śpiochy z oczu, splunął i uśmiechnął się w taki sposób w jaki uśmiecha się szczoteczka, którą zaraz ktoś ma umyć wychodek.

- Tia.... słuchaj no mała, mało mnie obchodzą burdy, które urządzasz u siebie w domu i ilu zapraszasz do swojej pyty, ale jeśli wchodzisz z tym na moje podwórko to ja nie mam ochoty ani tego słuchać, ani tego oglądać, więc bądź tak miła i wypierdalaj stąd jak fircyk po tym jak go nakrył z córką karczmarz, mała, bo może ciebie czekać taki los jak wspomnianego fircyka. - odpowiedział rzeczowo krasnolud.

- Odpowiedź brzmi nie. - burknął po chwili obawiając się, że tępa elfka może nie zrozumieć jego wysublimowanego przemówienia.

Uśmiech Eldiany został wyjątkowo szybko starty z jej ust wypowiedzią Kransoluda. Dagor potraktował ją słownie z... no właśnie, z krasnoludzką siłą. Patrzyła więc ona na niego w chwili obecnej ze łzami zbierającymi się w oczach.
- Ale... ale... - Szepnęła z dodatkowo drżącą wargą - Dagorze... ty... ty świnio - Powiedziała na granicy słyszalności.

Krasnolud wywrócił oczami gdy elfka znowu dopuściła się do nietaktu.

- Nie świnio, jeśli już to knurze. Widać z pyty nie tylko fircyki ci wychodzą, ale jeszcze podstawowa wiedza... – posłużył się metaforą oznaczającą tyle, że jest niewyedukowana i zamiast zdobywać wiedzę spędza czas na plotkach i romansach. - Czy nie powiedziałem ci, żebyś wypierdalała? Ile mam jeszcze czekać? – burknął kolejny raz.- Właśnie miałem miłą drzemkę gdy ty mi tu przychodzisz, i nie dość, że przerywasz mi teraz sen to planujesz jeszcze robić to przez całą noc... no wybacz mała, ale nie spodziewaj się kwiatów i fibździdełek czy czegoś gdy przychodzisz z takimi wiadomościami. – dodał spokojnie.

- Daj mi spokój dziewczyno.

Elfka nie odezwała się już ani słowem, zaczęła za to zawodzić z całego gardła, po czym odwróciła się na pięcie i uciekła od Dagora płacząc ile wlezie...

Krasnolud przewrócił oczami i zamknął drzwi z hukiem.

-Diva się znalazła – burczał pod nosem i poszedł w stronę łóżka.

Zanim jednak do niego dotarł usłyszał głośne „ekhem” i już wiedział co się szykuje. Mógł oczywiście to zignorować, ale ignorowanie siostry krasnoluda było jeszcze bardziej śmiertelne w skutkach niż słuchanie jej narzekań.

-Taaaaaaaak?! – odparł z irytacją w głosie.

- Dagorze… - zaczęła - ty skretyniały, zaszczany, infantylny, kozojebny … - i tak jeszcze lista rosła przez kolejne 10 minut aż w końcu – kretynie. Co ty niby wykurwiasz?! – Dagor tylko westchnął wiedział czym to się skończy i wiedział, że nie przegada swojej siostry. „Cięta riposta” w jej wykonaniu potrafiła naprawdę porządnie pociąć, dosłownie.

- Jak ty zafajdany szczylu się niby odzywasz do naszej sąsiadki? Co ci mówiłam o niej?! – spytała.

- Że jest bardziej upierdliwa niż stado wściekłych wiewiórek w gaciach sprzedawcy orzechów? – odpowiedział z nadzieją.

-A dalej? – była nieugięta, Dagor znowu westchnął.

- Żeby być dla niej miłym, bo to nasza sąsiadka, bo to jest tak naiwna i delikatna jak jest głupia, a nie chcemy żeby nas stąd wyrzucili jak z poprzedniego domu…. – dodał pod nosem. Poprzednio mieszkali w innej części Silverymoon i cięty język Dagora nasporzył im nie najlepszego posłuchu wśród lokalnej gawiedzi. W efekcie sąsiedzi wraz ze strażą przynieśli mu pewnego dnia nakaz opuszczenia domu i znalezienia sobie innego. Tylko dlatego, że był cennym najemnikiem, jak sądzili, on i jego siostra nie zostali wyrzuceni z miasta.

-Więc?- wiedział na co czeka i cholernie, a to cholernie nie miał ochoty tego robić, ale nie było sensu kłócić się z Bruną. Podczas walki polegał na niej, więc wszelkie sprzeczki i niesmaki mogły naprawdę źle się dla niego skończyć. Dagor spojrzał na formę w której jego siostra była uwięziona. Wiedział jak jej ciężko i obiecał sobie zrobić wszystko aby czuła się jak najlepiej. Bruna była toporem, jego bronią.

- Pójdę do niej i przeproszę… – odpowiedział.

- I?- a krasnolud przeklął po krasnoludzku pod nosem.

-Chyba nie żądasz ode mnie, żebym poszedł na tę jej pierdoloną imprezę?! – topór nic nie powiedział, ale cisza ta była bardziej wymowna niż słowa.

- Khrast! – przeklął, ubrał buty i wyszedł.

Zapukał parę razy w drzwi sąsiadki słysząc ciągle jej szlochanie. Nie czekając na ich otworzenie, zaczął po prostu głośno mówić do drzwi.

-Taaa… słuchaj… głupio wyszło… byłem po mojej kolejnej misji… sporo ludzi zginęło przez …. Yyyyy… durnego dowódcę i miałem bardzo zły humor. P… prze… przepr…. –ściskało go w gardle, ale wiedział co zrobi mu Bruna jeśli tego nie zrobi - przepraszam cię bardzo. Oczywiście, że możesz zrobić to przyjęcie… chętnie… emmm… nawet z Bruną przyjdziemy jeśli jesteśmy zaproszeni… – miał nadzieję, że powie nie. Elfka wiedział kim lub raczej czym była Bruna i miał szczerą nadzieję na to, że dzięki temu odmówi.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 17-09-2011 o 20:57.
Qumi jest offline