Zapowiadał się piękny dzień. Dzisiejszego dnia
Dagor nie miał żadnych zleceń i miał zamiar wypocząć w swojej małej oazie ciszy i spokoju, którą nazywał domem… Zapowiadał się cudownie leniwy dzień. Bardzo było mu to potrzebne, bo jeszcze parę dni temu był na jednej z wypraw najemnych wraz z żołdakami z Silverymoon. Krasnolud rozumiał potrzebę dyscypliny i słuchania przełożonych, sam kiedyś służył w straży, ale ten cholerny żółtodziób, który nazywał się kapitanem był zupełnie niekompetentny. Najpierw wpuścił oddział w zasadzkę orczych łuczników, a potem kazał im szturmować ufortyfikowaną opuszczoną wieżę, którą przejęły orki, urozmaicając uprzednio okolicę pułapkami. Misja była oczywiście sukcesem dzięki wprawnej ręce
Dagora i pomocy
Bruny, jego siostry, ale wielu żołnierzy Silverymoon odniosło poważne ranny i zginęło. Zupełnie niepotrzebnie.
Krasnolud po misji oczywiście przedstawił swoją opinię kwatermistrzowi używając takich słów jak „pyta”, „psi szczyl”, „skurwiel”, czy „impertynent”, którego to niedawno nauczył się od pewnego czarodzieja i używał, aby wydawać się bardziej inteligentnym. Po pełnej emocji rozmowie, udał się do domu, tam odpoczywając i lecząc nerwy.
Poranne ćwiczenia zawsze pozwalały mu oczyścić umysł i uporządkować sprawy w głowie,
Bruna też je lubiła i pilnowała, aby brat o nich nie zapomniał. Uważała, że miał wtedy nieco przyjemniejsze usposobienie. Potem małe śniadanie, mała lektura o wschodnich sztukach walki z Kara-Tur, które ostatnio zaczęły go interesować, a następne spory obiad i drzemka… no właśnie… spokój tego jakże przyjemnego dnia zakłóciła jego wkurzająca sąsiadka.
”O w pizde Sune…” – pomyślał widząc komu właśnie otworzył drzwi.
- To jak Dagorze? - Usłyszał nagle, powracając do rzeczywistości.
Krasnolud podrapał się po nieco mniej szlachetnej części ciała, wygrzebał śpiochy z oczu, splunął i uśmiechnął się w taki sposób w jaki uśmiecha się szczoteczka, którą zaraz ktoś ma umyć wychodek.
-
Tia.... słuchaj no mała, mało mnie obchodzą burdy, które urządzasz u siebie w domu i ilu zapraszasz do swojej pyty, ale jeśli wchodzisz z tym na moje podwórko to ja nie mam ochoty ani tego słuchać, ani tego oglądać, więc bądź tak miła i wypierdalaj stąd jak fircyk po tym jak go nakrył z córką karczmarz, mała, bo może ciebie czekać taki los jak wspomnianego fircyka. - odpowiedział rzeczowo krasnolud.
- Odpowiedź brzmi nie. - burknął po chwili obawiając się, że tępa elfka może nie zrozumieć jego wysublimowanego przemówienia.
Uśmiech
Eldiany został wyjątkowo szybko starty z jej ust wypowiedzią Kransoluda.
Dagor potraktował ją słownie z... no właśnie, z krasnoludzką siłą. Patrzyła więc ona na niego w chwili obecnej ze łzami zbierającymi się w oczach.
- Ale... ale... - Szepnęła z dodatkowo drżącą wargą -
Dagorze... ty... ty świnio - Powiedziała na granicy słyszalności.
Krasnolud wywrócił oczami gdy elfka znowu dopuściła się do nietaktu.
- Nie świnio, jeśli już to knurze. Widać z pyty nie tylko fircyki ci wychodzą, ale jeszcze podstawowa wiedza... – posłużył się metaforą oznaczającą tyle, że jest niewyedukowana i zamiast zdobywać wiedzę spędza czas na plotkach i romansach.
- Czy nie powiedziałem ci, żebyś wypierdalała? Ile mam jeszcze czekać? – burknął kolejny raz.
- Właśnie miałem miłą drzemkę gdy ty mi tu przychodzisz, i nie dość, że przerywasz mi teraz sen to planujesz jeszcze robić to przez całą noc... no wybacz mała, ale nie spodziewaj się kwiatów i fibździdełek czy czegoś gdy przychodzisz z takimi wiadomościami. – dodał spokojnie.
- Daj mi spokój dziewczyno.
Elfka nie odezwała się już ani słowem, zaczęła za to zawodzić z całego gardła, po czym odwróciła się na pięcie i uciekła od Dagora płacząc ile wlezie...
Krasnolud przewrócił oczami i zamknął drzwi z hukiem.
-Diva się znalazła – burczał pod nosem i poszedł w stronę łóżka.
Zanim jednak do niego dotarł usłyszał głośne „ekhem” i już wiedział co się szykuje. Mógł oczywiście to zignorować, ale ignorowanie siostry krasnoluda było jeszcze bardziej śmiertelne w skutkach niż słuchanie jej narzekań.
-Taaaaaaaak?! – odparł z irytacją w głosie.
- Dagorze… - zaczęła
- ty skretyniały, zaszczany, infantylny, kozojebny … - i tak jeszcze lista rosła przez kolejne 10 minut aż w końcu
– kretynie. Co ty niby wykurwiasz?! – –
Dagor tylko westchnął wiedział czym to się skończy i wiedział, że nie przegada swojej siostry. „Cięta riposta” w jej wykonaniu potrafiła naprawdę porządnie pociąć, dosłownie.
- Jak ty zafajdany szczylu się niby odzywasz do naszej sąsiadki? Co ci mówiłam o niej?! – spytała.
- Że jest bardziej upierdliwa niż stado wściekłych wiewiórek w gaciach sprzedawcy orzechów? – odpowiedział z nadzieją.
-A dalej? – była nieugięta,
Dagor znowu westchnął.
- Żeby być dla niej miłym, bo to nasza sąsiadka, bo to jest tak naiwna i delikatna jak jest głupia, a nie chcemy żeby nas stąd wyrzucili jak z poprzedniego domu…. – dodał pod nosem. Poprzednio mieszkali w innej części Silverymoon i cięty język
Dagora nasporzył im nie najlepszego posłuchu wśród lokalnej gawiedzi. W efekcie sąsiedzi wraz ze strażą przynieśli mu pewnego dnia nakaz opuszczenia domu i znalezienia sobie innego. Tylko dlatego, że był cennym najemnikiem, jak sądzili, on i jego siostra nie zostali wyrzuceni z miasta.
-Więc?- wiedział na co czeka i cholernie, a to cholernie nie miał ochoty tego robić, ale nie było sensu kłócić się z
Bruną. Podczas walki polegał na niej, więc wszelkie sprzeczki i niesmaki mogły naprawdę źle się dla niego skończyć.
Dagor spojrzał na formę w której jego siostra była uwięziona. Wiedział jak jej ciężko i obiecał sobie zrobić wszystko aby czuła się jak najlepiej.
Bruna była toporem, jego bronią.
- Pójdę do niej i przeproszę… – odpowiedział.
- I?- a krasnolud przeklął po krasnoludzku pod nosem.
-Chyba nie żądasz ode mnie, żebym poszedł na tę jej pierdoloną imprezę?! – topór nic nie powiedział, ale cisza ta była bardziej wymowna niż słowa.
- Khrast! – przeklął, ubrał buty i wyszedł.
Zapukał parę razy w drzwi sąsiadki słysząc ciągle jej szlochanie. Nie czekając na ich otworzenie, zaczął po prostu głośno mówić do drzwi.
-Taaa… słuchaj… głupio wyszło… byłem po mojej kolejnej misji… sporo ludzi zginęło przez …. Yyyyy… durnego dowódcę i miałem bardzo zły humor. P… prze… przepr…. –ściskało go w gardle, ale wiedział co zrobi mu
Bruna jeśli tego nie zrobi
- przepraszam cię bardzo. Oczywiście, że możesz zrobić to przyjęcie… chętnie… emmm… nawet z Bruną przyjdziemy jeśli jesteśmy zaproszeni… – miał nadzieję, że powie nie. Elfka wiedział kim lub raczej czym była
Bruna i miał szczerą nadzieję na to, że dzięki temu odmówi.