Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2011, 19:20   #10
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
co powiecie na takie "zakończenie"?
====================


- Co z Drake’iem i Valeo?! – Darł się Miger ciągnąć za sobą zakrwawionego kompana.
- Feth z nimi – warknął Zaren wduszając spust i modląc się by trzy ostatnie pociski z Boltera sięgnęły bestii, która ich ścigała. Na mostku powalili jednego jednak dwa kolejne ścigały ich korytarzami, aż do samego wyjścia. Ledwo chwilę wcześniej monstra rozdzieliły się i teraz zza rogu wypadł już tylko jeden czteroręki stwór.
Jeden z pocisków trafił potwora w sam środek otwartej paszczy pełnej ostrych jak brzytwa kłów. Obcym targnęło do tyłu, gdy eksplozja rozerwała jego czaszkę. Fontanna krwi i strzępy zielonkawego mózgu obryzgały ściany korytarza.
- Teraz biegnij Mig, biegnij ile sił w nogach – wrzasnął przemytnik widząc już otwarte grodzia statku i rękaw dokujący stacji.
- Ale Thomas... – dezerter spojrzał na towarzysza, który bezwładnie zwisał mu na ramieniu i nagle krzyknął z bólu. Jules odwrócił się by ujrzeć jak masywne pazury rozrywają pierś Migera. Drugi z potworów wychynął z pomiędzy rur sunących pod sufitem.

Przemytnik runął do przodu nie oglądając się za siebie, głuchy na przeraźliwy wrzask gwardzisty. Rozwarte ramiona grodzi czekały na niego w milczeniu, za nimi servitorzy wyładowywali ostatnie kontenery z ładowni Lacrimosy.

Biegnąc w stronę wrót, z trudem wepchnął pistolet za pasek. Złapał się krawędzi wrót i wykorzystując własny pęd wpadł do luku. Wyhamował o ścianę ręką, tuż przed włącznikiem grodzi.
Dysząc ciężko gruchnął pięścią w runę aktywującą proces zamykania, jednocześnie puszczając się krawędzi. Cała akcja zdawała się mu trwać dosłownie uderzenie serca. Wrota zgrzytnęły i ruszyły z mozołem, by odciąć rękaw dokujący.
- Szybciej, szybciej... – jeknął z wyrzutem w stronę stalowej płyty.
Z korytarza dobiegał już chrobot pazurów, w biegu orzących metalową posadzkę.

Zaron odsunął się od zamykających się grodzi, wyszarpnął pistolet zza paska i wycelował w powoli niknąca kreskę przejścia. Bolter dygotał w jego spoconych dłoniach. Potwór po drugiej stronie ryknął wściekle i rzucił się do przodu.
Przemytnik wdusił spust, a wrota z jękiem zatrzasnęły się.

Ciało stwora z impetem gruchnęło o stal – sekundę za późno.
Jules spojrzał na milczący pistolet dopiero teraz przypominając sobie, że wystrzelił już wszystkie naboje.
- Feth, feth, feth... – klął opadając na jedną ze stojących obok skrzyń i przytulając dłonie z bronią do czoła. Przez chwilę kiwał się delikatnie w przód i tył mamrocząc pierwszą od lat, nieskładną modlitwę. Dopiero po dłuższej chwili nabrał głęboko powietrza i opuściwszy dłonie spojrzał nieprzytomnie na grodzia.
- Prawie popuściłem...- parsknął i zachichotał jak obłąkany.
Urwał jednak, gdy coś po drugiej stronie stalowych drzwi zaczęło zawzięcie w nie skrobać i tłuc.

Zaron rozejrzał się w panice po luku – większość skrzyń była już przeładowana na jego statek, a po kilka ostatnich właśnie wracali servitorzy. Przemytnik zerwał się i biegiem wyminął zlobotomizowanych służących.
- Ładować dalej – krzyknął w stronę cyborgów sam zaś pognał wąskim korytarzem do kokpitu niewielkiego transportera. Dopadłszy do niego w kilku susach, rzucił się na fotel pilota i bez ceremonii wdusił kilka guzików na tablicy rozdzielczej statku. Miał jeszcze chwilę nim servitorzy skończą załdunek, a.silniki jego Predatoriusa rozgrzeją się do lotu.
- Dobra, po kolei – mruczał do siebie przerzucając przełączniki i włączając podgląd na rękaw łączący jego statek ze stacją. Dwa cyborgi sunęły wolno w stronę jego ładowni.
- Szybciej, szybciej....- nie miał zamiaru zostawiać po tym wszystkim ani jednej skrzyni, która udało mu się wyciągnąć z LaCrimosy. Nie chciał też zostawać na stacji ani chwili dłużej. Wiedziony resztką przyzwoitości, włączył swojego Voxa i rzucił na prywatnym kanale Rządcy:
- Tu Zaron, masz Fethowego potwora w rękawie dokującym LaCrimosy. Ja się zaraz zawijam, a Tobie radzę wywalić ten okręt w przestrzeń.
- Oszalałeś?! – wrzasnął w jego słuchawce DiMane – Jakiego znowu potwora?
- Takiego, z pazurami jak noże bojowe i kłami jak sztylety, zarżnął mi moich Gwardzistów, a jego kolesie wycieli w pień załogę okrętu razem z tą Twoją lafiryndą.
- Panie Zaron nie obrażajcie Lady Kynskiej – wycedził szlachcic – proszę natychmiast zgłosić się do mojej komnaty i zdać mi szczegółowy raport. Ja w tym czasie wyślę oddział, który rozprawi się z tym Pańskim stworem, sprawniej niż ta Pańska banda obdartusów...-
- Ogłuchłeś trepie?! Wycięli w pień całą załogę i moją ochronę, te Twoje pięknisie nie dadzą sobie z nimi rady – wrzasnął przemytnik.
- Proszę się uspokoić, jak mówiłem - oczekuję Pana natychmiast w mojej kajucie... –
- No to se jeszcze poczekasz – mruknął Jules spoglądając na odjeżdżające rękawem servitory.
Przemytnik zatrzasnął grodzia własnego statku i aktywował procedurę awaryjnego odejścia od stacji.
- Zaron!! Wracaj tutaj natychmiast!! – wydarł się w słuchawce Artorio.
- A Feth z Tobą i tą Twoją przeklętą stacją – warknął Jules odrywając transporter od rękawa.

Silniki Predatoriusa plunęły ogniem i statek runął w czerń przestrzeni. Ostatni servitor, który nie zdążył wrócić do luku stacji dryfował bezładnie u wylotu zdekompresowanego korytarza...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem