Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2011, 18:56   #18
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Podczas gdy pozostali skupili się na dwóch zmasakrowanych ciałach, krasnal wolał oszczędzić sobie mdłości. Środki przeciw nim wolał zostawić na sytuację, w której użycie ich będzie nieuniknione. W takich sprawach zawsze przypominał sobie słowa dziadunia, który zwykł mówić, że gówno należy omijać a nie mu się przyglądać. Podobnie jest w przypadku zwłok, nawet nie znał tych ludzi, toteż ich los był mu obojętny. Z racji swojej pasji zainteresowało go co innego. Ruszył w kierunku wozów aby obejrzeć co to za wozy oraz jakie odniosły zniszczenia oraz jakimi narzędziami je wyrządzono. Nie pojmował tego kto miałby interes w niszczeniu sprzętu, skoro wybito ludzi. Poza tym mógł po tym stwierdzić kim były ofiary.

Wniosków było kilka. Cokolwiek zniszczyło wozy, było silne i lubiło broń miażdżącą. Albo miało ogon. Największe zniszczenia bowiem od broni miażdżącej pochodziły, ślady pazurów bądź szponów pozwalały stwierdzić, że nie było to dzieło cywilizowanych ras. Ofiarami tej napaści byli rzemieślnicy... bo i ubrania, oraz rzeczy osobiste, pozostałości skrzyń i narzędzi świadczyły o wykonywanym przez nich zawodzie.

Następnie przystąpił do zbadania ekwipunku zabitych. Skoro nie były złupione, to istniała szansa, że znajdzie w nich coś przydatnego a im już niepotrzebnego. Nie był typem krasnoluda pazernego, ale zżrerała go ciekawość. Uwielbiał interesujące przedmioty i liczył na to że teraz doda coś do swojej kolekcji. Ponadto tak jak i wozy, ekwipunek mógł powiedzieć im o tożsamości ofiar. Niestety poza bezwartościowymi narzędziami nic nie znalazł



***



Kiedy dowódcy dali znać że trupy są zbadane, krasnal rzucił do swoich pomocników.
-Panowie proponuję załadować wszystko na wozy, większość tych ludzi jest w pobliżu a poza tym będzie większe ognisko. Weźcie przytachajcie tamtych a ja ułożę stosik... - nie miał zamiaru tykać trupów, dlatego też chodził i zbierał drewno po czym rzucał je pod wozy -Dwudziestu chłopa stoi i się patrzy jak czterech biedaków musi się fanzolić z truposzami... - burczał cicho pod nosem, uważając decyzję Lionela co do przydziału ludzi za conajmniej mało zabawną...

W końcu wszystko było gotowe, również i z pomocą Paladynki, która także uczestniczyła w przenoszeniu zabitych. Gurnes z bólem pożegnał się z trzema flaszkami alchemicznego ognia, po czym wylał zawartość i przy pomocy hubki wykrzesał ogień. Płomienie momentalnie się rozprzestrzeniły. Słychać było trzaski mokrego drewna a po nosie uderzał odór palonego mięsa. Corella odmówiła zaś modlitwę za zmarłych, prosząc o łaskę dla ich dusz i zbawienny odpoczynek po śmierci.
Podobnie zresztą uczyniła niziołka, która jedynie modlitwą mogła pomóc. Wszak wzrost mateczki i jej niezbyt imponująca postura, były zawadą przy porządkowaniu pobojowiska.

- Nie wiem jak wy, ale ja proponuję się stąd zabierać. Chyba że kończą nam się racje a to jest metoda na wojskową dietę. W każdym razie za kolację już i tak dziękuję. - rzucił krasnolud kierując się jak najdalej od źródła smrodu.
-Też prawda.- zgodził się Tarnus, po czym krzyknął głośno.-Formować szyk! Wyruszamy dalej!
I oba odziały uformowały sprawnie dwa krótkie dwuszeregi. I ruszyli dalej.



***



Drogbar od razu wiedział, że wysiłki żołnierzy są daremne. Twierdzę ufortyfikowaną tak, że dzieła tego nie powstydziliby się nawet krasnoludzcy architekci, oni chcieli zdobyć za pomocą przenośnego tarana. Mimo tego, dał im trochę czasu na zabawę. Podróż tak go znudziła, że każda rozrywka wydawała mu się dobra. Nawet patrzenie na czynność porównywalną do kucia miecza za pomocą patyka. Okazało się, że widok mógł faktycznie nawet uchodzić za zabawny. Gdy wojacy zorientowali się w końcu, że ich wysiłki są daremne, krasnal zabrał z wozu kilka rzeczy i podszedł do Tarnusa.
-Dobra Panie, chyba najwyższy czas byście poznali moc alchemii, oraz bym pokazał wam, że jestem przydatny nie tylko ze względu na moje trunki. Jak sam zapewne zauważyłeś, tym młotkiem bramy nie wyważymy, dlatego mam dwie propozycje. Pierwsza jest w lewej ręce. To mój granacik, jeden taki i możliwe że ukruszy nawet trochę muru. Oponowałbym jednak za nieco cichszym i bardziej subtelnym rozwiązaniem. Tutaj... - pomachał fiolką z prawej ręki - ...jest soczek, dzięki któremu wespnę się na mury. Stamtąd rzucę linę i z paroma ludźmi wejdziemy do miasta otworzyć bramę. Jeśli nie wierzysz, zaryzykuj i zgódź się. Najwyżej stracisz wariata, któremu wydawało się, że jest pająkiem... - spojrzał na dowódcę, czekając na reakcję.
-Owszem, możesz ruszać.- stwierdził po chwili namysłu Tarnus. Corella zaś trzymała gębę na kłódkę, nie mając w zwyczaju wtryniać się “przełożonym” w wydawanie rozkazów, nawet jeśli były one nieco...

Nie czekając długo, Gurnes wziął się do roboty. Najpierw należało poinformować zespół:
- Słuchajcie aniołki, jako że szef się zgodził, będę potrzebował kilku ludzi, którym wspinaczka nie obca. Wylezę na mur i z góry rzucę linę. Potem tylko otworzyć bramę i wchodzimy...
- I ja pójdę mości krasnoludzie. - powiedziała Lila - znam się na wspinaczce całkiem nieźle.
- Noo... na was liczyłem szczególnie, chłopaki z oddziałów dziarskie ale w takich blachach wspinać nie da rady. - rzucił z uśmiechem krasnolud
Evelyn spojrzała w górę na mur i rzekła krótko podchodząc do Drogbara:
- Też pójdę jeżeli jest taka potrzeba. - choć tak po prawdzie zastanawiała się po co “cichszy” sposób jak samo walenie taranem roznosiło się już od dłuższego czasu w tej “grobowej ciszy” jak ta bombka, która mogłaby im otworzyć wierzeje miasta. Kto miał usłyszeć to i tak usłyszał iż nadchodzą.
- Kto wie czy później brama nam się nie przyda. Jeśli rozwalimy ją taranem, to już do niczego nie posłuży. - dodała Lialda mrucząc pod nosem.

Drogbar potrzebował kilku chwil, by zebrać myśli, aż w końcu otrząsnął się i jednym łykiem połknął zawartość fiolki. Efekt był momentalny. Całe jego dłonie i stopy pokryły drobne włoski.
-Cholibka... Drogbar ty stary ośle, kiedy się w końcu nauczysz ściągać buty PRZED wypiciem... - przeklinając zaczął zdejmować obuwie.
Gdy był już gotowy, spakował niezbędne rzeczy do plecaka, przerzucił linę przez głowę i podszedł do ściany.
-Tylko spokojnie, robiłeś to już setki razy... myśl o cycuszkach, które czekąją na górze... tak jak zawsze... - szeptał sobie pod nosem wspinając się po pionowej ścianie. Z bliska jeszcze bardziej dojrzał kunszt wykonania tych murów.Gdyby nie soczek, nawet wytrawny wspinacz miałby problemy z wdrapaniem się na górę. Włoski robiły jednak swoje - dobrze... cycuszki już was widzę, możecie się j... O ŻESZ CHOLIBKA! - jedna ręka nagle straciła przyczepność. Piwiarz odruchowo spojrzał w dół i było to najgorsze co mógł zrobić. Momentalnie poczuł mdłości i zawroty głowy. Mimo iż nie było jeszcze tak wysoko to i tak ogarnął go ogromny lęk, iż zaraz spadnie i sprawdzą się jego słowa skierowane do Tarnusa. Aby się uspokoić szybko dokonał oględzin ręki, na szczęscie włoski wyglądały w porządku - starzejesz się bratku... a mówili ci, że to osiadłe życie cie zkapcani...

Szczęśliwie dalsza część wspinaczki nie przysporzyła więcej problemów.
Na samym szczycie baszty przy bramie, był kołowrót pozwalający otworzyć bramę, małe balisty, oraz ceramiczny kocioł który wypełniony był olejem. I pod którym było palenisko, obecnie wygasłe. Podłoga nad bramą była kratą, przez którą lano ów olej... podgrzany do temperatury wrzenia, na próbujących forsować bramę napastników.Były też kręcone schody prowadzące w dół. I ani śladu napastników.

Gdy tylko alchemik wdrapał się na szczyt rzucił okiem po okolicy. Z góry było widać wszystko jak na dłoni, ale ku zdziwieniu krasnoluda nie dostrzegł ani śladu życia czy walki. Miasto wyglądało tak, jakby nikt tutaj nie mieszkał. Miał zadanie, dlatego dłużej się nie zastanawiając przystąpił do jego realizacji. Jako, że kołowrót znajdował się niedaleko, chcąc towarzyszom oszczędzić wspinaczki Drogbar spróbował samodzielnie opuścić bramę. Ta jednak ani drgnęła. Pośpieszne oględziny wykazały, że kołowrót jest w idealnym stanie a przyczyna problemów, musiała być gdzie indziej. Krasnal był pewien gdzie, toteż nawet jej nie sprawdzając minął zamknięty pokój, zapewne dyżurkę wartowników. Zszedł z baszty i przywiązawszy dobrze linę opuścił ją na dół.

-Pusto jak na cmentarzu! - krzyknął z góry - ani śladu żywej duszy. Brama zaryglowana, tak że potrzebna będzie pomoc. Sztaba ciężka, toteż nie wiem czy Panienki podołają. Jeśli nie to niech paru chłopa zdejmie blachy i tu wyskoczy. Zbroja raczej i tak potrzebna na tym pustkowiu nie będzie!

Evelyn ponownie spojrzała do góry “podziwiając” ciche otwieranie bramy w wykonaniu drącego się na całe gardło krasnoluda i usunęła się w bok by zrobić miejsce do wspinaczki “siłaczom”.

Żołnierze wspinali się... cóż... nie tak zręcznie jak półelfka, ni nie tak skutecznie jak krasnolud. Ale pięciu z nich w końcu wlazło na górę. Przewodził im ryży, chudy osobnik zwany Moldredem Małpą. Z wyglądu nieco do małpy podobnego i równie zwinny.
Ci też ruszyli na dół, by zdjąć sztabę blokującą dostęp do miasta.

-Randal - krasnolud zwrócił się do jednego z wojaków - widzisz tamtą basztę? Byłbym wdzięczny gdybyś tam wyskoczył. Jest tam kołowrót. Krzyknę kiedy uporamy się z ryglem a ty wtedy go przekręcisz. W pięciu sztabę zdejmiemy a szkoda złazić tyle schodów żeby później zaś wyłazić na górę...
-Sie robi.- stwierdził Randal i pognał na górę.

Schodów było sporo, a krasnal zapomniał włożyć buty i przy każdym kroku musiał wkładać nieco wysiłku w oderwanie stopy. Szybko więc naprawił ten błąd po czym dogonił towarzyszy. W pięciu usunęli sztabę bez problemów. Właściwie to we czterech... prawdopodobnie w mieście większość wojowników była ludzkiego wzrostu, toteż Gurnes ze swoim wzrostem mógł jedynie poudawać że podnosi, niż realnie pomóc kolegom. Mimo wszystko dali radę, i gdy belka leżała na ziemi browarnik krzyknął:

- Przekręć kołowrót Randal!

Wraz ze zgrzytem kołowrotu, wrota powoli rozchylały się wpuszczając oddział wojskowy do miasta.
 
Radioaktywny jest offline