Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2011, 21:31   #7
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Niebo pociemniało. A właściwie stało się granatowo-czarne. Czyli przybrało swój naturalny kolor, jeżeli za normę przyjąć to jak wyglądało przez ostatnich kilka tygodni. Zrobiło się chłodniej, gdyż zerwał się wiatr. W zasadzie coś normalnego przy nadciągającej burzy. Jednakże, o ile sam fakt wypogodzenia się Przebudzeni odczuli jako siarczysty policzek, to te chmury były niczym policzek, ale zadany szpicrutą. Bolało, piekło i krwawiło. I nie ulegało tu wątpliwości, że przywrócenie poprzedniej pogody tez nie było naturalne.I tutaj ktoś zabawiła się z rzeczywistością w brutalny sposób.




Kolację wyznaczono na godzinę ósmą wieczorem. Jadalnia okazała się dość ponurym miejscem. W zasadzie nie wiadomo, czy przypisać to należałoby ciemnym odcieniom ściana, czy też pogodzie, która się tak gwałtownie zmieniała. A może niedostatecznemu oświetleniu owego pomieszczenia, gdyż gospodarze postawili tylko na świece. I chociaż miało to na celu zapewne stworzenie pewnego klimatu, to w tych okolicznościach raczej dawało efekt odwrotny.



W każdym bądź razie gościom przyszło spożywać rzeczony posiłek w dość ponurym miejscu.
Chyba, że zamierzeniem państwa Etheringtonów było zniechęcenie swych “przyjaciół” do jakichkolwiek dyskusji podczas posiłku i do szybkiego udania się na spoczynek. Co z kolei prowadziłoby do skrócenia czasu kolacji, a więc zmniejszenia ilości zjedzonych i wypitych rzeczy. Co w konsekwencji prowadziłoby do ograniczenia wydatków łożonych na tę uroczystość.

Cokolwiek mówićby jednak o Etheringtonach, to nie to, że byli skąpi. O nie. Wręcz przeciwnie. Czyli jednak albo mieli fatalny gust. Albo mieli pecha.


Kolacja rzecz jasna miała być z tych uroczystych. O czym wszyscy goście zostali poinformowani.
Panowie w smokingach, panie w sukniach wieczorowych. Nie wszyscy rzecz jasna. W swym paradnym mundurze pojawił się porucznik Rao. W szkarłatnej kurtce, zdobnej w medale, czarnych spodniach wyprasowanych na kant z czerwonymi lampasami i w błyszczących butach prezentował się nader dobrze. A towarzysząca mu kobieta, no cóż... najłagodniej rzecz ujmując, pojęcie dobrego smaku było jej zupełnie obce. Lady Swanson dostała ataku gdy zobaczyła te ladacznicę, jak jej się wyrwało. Nie zdążyła przy tym zakryć oczu swej córki, młodziutkiej Mary, co wedle mniemania pani Swanson i jej przyjaciółki pani Ethrington na wieki zgwałciło psychikę panienki.
Sam gospodarz przewrócił tylko teatralnie oczami na całe to przedstawienie. A ratowaniem omdlałej damy zajął się doktor Bennett. Obie panie nie mogły przejść do porządku dziennego nad ta sprawą jak i nad tym, że w ich towarzystwie zasiada jeszcze jedna osoba niestosownie, w ich rozumieniu, ubrana. Towarszyszka sir Attenboroughna.
Jednak większym zainteresowaniem zebranych cieszyła się sprzeczka miedzy gospodarzami dotycząca spóźnialskich gości.

Lady Sylivia Etherington zaczęła wytykać meżowi że to jego goście, państwo Telley, się spóźniają. Powinni byli być już na miejscu co najmniej pół godziny temu. A tu trzeba czekać z kolacją. W rewanżu małżonek wytknął jej, że jej siostra z mężem też się spóźniają. I być może goście byliby świadkami karczemnej kłótni, gdyby do jadalni nie wpadł wspomniany wcześniej pułkownik Jonathan Chisholm, przemoknięty do suchej nitki. Za nim do pomieszczenie weszła równie mokra lady Chisholm.
Na dworze znowu lało. Jednak natura, a może raczej sztywna rzeczywistość wzięła górę nad tę wulgarną próbą rozkazywania temu, czemu rozkazywać się nie powinno. Lało i to mocno. Bo przecież utrzymywać w nieskończoność tę przysłowiową “ciszę przed burzą”, też nie jest rzeczą naturalną. Większość dopiero teraz zadała sobie z tego sprawę. Jednak nie to zaprzątało teraz ich myśli.
Pułkownik Chisholm położył na szezlongu kobiety. Zaraz koło niej pojawił się doktor Bennett i począł ją badać. A gdy stwierdził, że nie ma żadnych zewnętrznych obrażeń podał jej sole trzeźwiące.
W między czasie państwo Chisholm uraczyli zebranych opowieścią.
Jechali właśnie do Oakspark. Była piękna pogoda. To akurat wszyscy zauważyli. Gdy ni z tego ni z owego niebo zasnuły czarne ja smoła chmury. Dosłownie w kilka minut. I w tych ciemnościach, jakież to szczęście, że ich nowiutki automobil posiadał światła, w tych ciemnościach ujrzeli stojącą na skraju drogi postać. Najpierw myśleli, że to ktoś z pobliskiej wsi, ale gdy pojechali bliżej zobaczyli wywróconą dorożkę. Kobieta nawoływała na przemian dwie osoby.
- Sarian?i Barry? - Rozległo się nagle w jadali. Kobieta odzyskała przytomność.
- Czy wie pani kim pani jest? - Spytał łagodnie doktor Bennett.
- Coś... coś wielkiego... nadleciało... wyrzuciło dorożkę... skrzydlate monstrum... porwało... - wyrzuciła z siebie cicho kobieta.
- Pani Telley, co się stało?? - Sir Etherington ukląkł koło kobiety.
Ona tylko chwyciła mocno poły marynaki doktora i wykrzyczała. - Skrzydlate monstrum porwało go! Sarian! Nie, Barry!! Nie idź...!! - I straciła ponownie przytomność.
Doktor Bennett ponownie zbadał pacjentkę i rozłożył bezradnie ręce.
- Jest w szoku. - Dodał.
- Powóz leży jakieś trzy, góra cztery kilometry stąd.
- Przy Czarcim Jarze?? - Spytała Sylivia.
- Co proszę?? - Jej szwagier spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- To taka ludowa nazwa tego miejsca. - Wyjaśniła mu żona. - Kiedyś ci opowiem.
- Trzeba tam pojechać i poszukać ich. - Porucznik Rao wtrącił się do dyskusji.
No i się zaczęło. A dlaczego tak. A dlaczego nie. Trwałoby to może i w nieskończoność gdyby nie panna, która rzeczowo zauważyła, że przecież należy wezwać policję.
- Chyba macie tu państwo telefon? - Zapytała najzwyczajniej w świecie.
- Ttak. - Zająknął się gospodarz.

Policję oczywiście powiadomiono. Tylko, że będzie ona na miejscu za jakieś dwie godziny.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline