Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2011, 17:33   #19
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Brama została otwarta i ludzie się zebrali. Po czym zgodnie z rozkazem Sverdragona misja wojskowa ruszyła w kierunku miasta. Mieli dotrzeć na drugi koniec miasta, do baraków i siedziby tutejszego oddziału Purpurowych Smoków.
A to oznaczało wędrówkę przez całe miasto. Kapitan miecza zerkał od czasu do czasu na niziołkę, z którą przeprowadził krótką rozmowę na uboczu, podczas gdy jego ludzie forsowali bramy miasta.
Rozmowę na temat epidemii. Jeśli bowiem Lialda miała rację i w Wormbane panowała zaraza, to cały oddział jest w śmiertelnym zagrożeniu. Dlatego też polecił mateczce Deldi mieć baczenie na ludzi i zwracać uwagi na wszelkie objawy chorób wśród najemników, jak i żołnierzy.
Na razie jednak, przemierzali opustoszałe uliczki miasta.


W Wormbane bowiem nie było żywej duszy, kopyta końskie uderzały o kocie łby miejskiego bruku, z hałasem mogącym zbudzić umarłego, ale nic poza szmerem deszczu i odgłosami nie przerywało tej ciszy. Ulice były puste domy zamknięte. Pozostawione na ulicach drewniane kosze i wozy gniły na deszczu. Żadnych śladów po koksownikach, służących od okadzania zmarłych. Żadnych śladów po koksownikach odganiających dymem morowe powietrze. Żadnych śladów po zmarłych. Żadnych śladów zamieszek. Żadnych trupów.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aAeVcdymlvs[/MEDIA]

Ale zgniliznę czuć było w powietrzu. Czuć było butwiejącym drewnem, przesiąknięty wilgocią tynk śmierdział, podobnie jak pleśń pokrywająca ściany i dachy budynków. Nie było może trupów w Wormbane, ale samo miasto zdawało się ulegać rozkładowi.
A padająca ciągle mżawka tylko potęgowała te zapachy. Wędrująca grupka była niczym przemarsz much po rozkładającym się trupie miasta.
Zamknięte szczelnie drzwi i okna potęgowały odczucie osamotnienia. Łomotanie pięściami w drzwi nic nie dawało, a Tarnus zabronił wywarzania. Na razie głównym celem wyprawy było dostanie się do baraków garnizonu.
I wydawało się, że nic nie zakłóci tego marszu.
Do czasu, aż dotarli w rejon miejskiego targu i w okolice w okolice ratusza.



I to jakiego ratusza. Jak na mieścinę na krańcu cywilizacji, Wormbane mogło się pochwalić imponującym ratuszem z wieżą zegarową. Obecnie, zegar zapewne produkcji tutejszej gnomiej gildii stanął o godzinie dwunastej. A imponujący budynek, niszczejący w deszczu również sprawiał wrażenie ruiny chylącej się powoli do upadku.
Lecz uwagę żołnierzy i pozostałych członków wyprawy zwrócił co innego. Bowiem ich nozdrza uderzył odór straszliwy. Smród gnojówki, gówna wszelakiego rodzaju i rozkładających się szczątek organicznych pochodził z wielkiej niczym mały dom kupy nawozu starannie zebranej przez stworzenie z którym żołnierze spotkali się po raz pierwszy.

I co więcej, ta kupa łajna miała swojego strażnika.
A Tarnus zarządził, atak.


Wielki niczym mały dom, dziwaczny chrząszcz, zwrócił swe małe oczka w kierunku zbliżających się w jego kierunku oddziałów wojskowych. Z je żuwaczek rozległy się nieprzyjemne zgrzyty. Po czym zafurkotał skrzydłami i ruszył w kierunku wyprawy wojskowej.


-Formować szyk!- Lionel wydał rozkaz, a Garison krzyczał.- Przygotować kusze. Ostrzał na mój rozkaz.
Zaś Tarnus jedną dłonią trzymając uzdę, zaś w drugiej ciężki oszczep krzyczał.- To tylko przerośnięty robak, nic z czym wojsko Cormyru nie dałoby sobie radę. Walczyliśmy z orkami, smokami i złowrogimi magami. Nie damy się byle robactwu. Rozdepczemy je, bez względu na wielkość.
Paradoksalnie, jego słowa wlewały odwagę w serca żołnierzy i dodawały otuchy.
Potwór zaszarżował zatrzymując się tuż przed linią długich włóczni i zafurkotał skrzydłami rozpylając nimi mdlący odór jakie wydawało jego ciało, przy którym smród nawozu wydawał się przyjemną wonią.
-Ognia.- rozległ się krzyk Garisona i bełty poleciały w kierunku chrząszcza.
Rozpoczął się bój.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline