Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2011, 17:46   #5
Grzymisław
 
Grzymisław's Avatar
 
Reputacja: 1 Grzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znany
Michael miał wrażenie, że to koniec świata. Przeklęty, rasistowski i spowodowany przez białych skurwysynów, którym znowu zachciało się bawić w Boga. Nie miał wątpliwości, że wirus nie pojawił się sam z siebie. Rząd musiał maczać w tym palce, skąd inaczej mieliby tą swoją "szczepionkę"? Nie ufał im ani trochę.

A teraz jeszcze Charlie...

Miał nadzieję, że to zwykłe przeziębienie... Właściwie wmawiał sobie, że ją ma. Kochające serce dziadka podpowiadało, że jego wnusia może uratować już jedynie szybka interwencja lekarska.

Z ojcem malucha podjęli decyzję błyskawicznie. Załadowali się wszyscy trzej do taksówki Deana i ruszyli w stronę najbliższego szpitala. Jak na złość biali w kryzysowej sytuacji robili to, co zawsze, w zwiększonej jeszcze skali. Utrudniali Indianom życie na wszelkie możliwe sposoby, jak chociażby zablokowanie większości dróg w celu „zapobiegania epidemii”. Dobrze wiedział, o jaką epidemię chodzi. Epidemia wirusa już miała miejsce. Epidemia, przed którą chcieli się ratować, to populacja ludzi o kolorze skóry innym niż biały, albo w ostateczności brązowy.

Takie zachowanie policjantów przypomniało mu o znienawidzonej byłej synowej, modelce-kurwie Carmen Monster, która zostawiła Deana z noworodkiem. Samo jej wspomnienie sprawiało, że dostawał białej gorączki. Miał nadzieję, że będzie mu dane kiedyś ją dopaść, a wtedy…

Kolejne bolesne wspomnienie, tym razem z młodości, przeszyło mu serce. Wtedy pomścił krzywdy biednej Joe. Od czterech lat (tyle miał Charlie) żądza krwi była równie silna.

Droga przesuwała się bardzo szybko. Nagle rozległ się dziwny hałas, a jednocześnie coś z tyłu rzuciło się na kierowcę, który krzyknął szarpiąc kierownicą. Zawadzili o barierkę mostu. W zwolnionym tempie czuł, jak obija się po obracającej się w powietrzu taksówce widząc wylatujący przez przednią szybę jak z procy fotelik z Charliem.

Wygrzebali się jakoś obaj z leżącego na dachu wraku. Z tabliczki „TAXI” nie zostało zupełnie nic. Na środku drogi leżał dziecięcy fotelik, a Charlie… rzucał się jak wściekłe zwierze. Michael drgnął nieszczęśliwy przeczuwając, że to koniec.

Dostrzegł wojskowy samochód, do którego podbiegał właśnie zrozpaczony i wstrząśnięty Dean. Patrzył, jak syn błaga siedzących w środku o pomoc.

- Błagam, pomóżcie! On jest chory... podobno wojsko ma szczepionkę... proszę, to mój syn...

Zdawał sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Bez zaskoczenia zakonotował fakt, że z okna wysunęła się ręka i trafiając dopiero za drugim razem ocaliła biednego chłopca przed zabiciem ojca i kogokolwiek innego.

- I tak był już martwy – powiedział głos ze środka.

Był… już martwy…

- Jesteście tutejsi? Znacie się na górach? Nie ma czasu na pierdolone sentymenty – ciągnął głos.

Rzeczywiście nie ma czasu. Charlie nie żyje. Może przynajmniej im się uda.

- Charlie! - wydarł się na cały głos Dean padając na kolana przed trupkiem. W powietrzu przebrzmiało również niewypowiedziane "do kurwy nędzy!"

Nikt przez chwilę nie reagował. W końcu Michael podszedł do niego wolno i podniósł za ramiona patrząc w oczy.

- Nic na to nie poradzisz. On... naprawdę już nie żył - powiedział do syna, po czym odwrócił się do samochodu - Znam... w pewnym stopniu góry. Jednak głównie z perspektywy drogi. Czasem tylko zdarzało mi się zapuszczać w nie pieszo... Nasza taksówka nie nadaje się już do jazdy. Znalazło by się dla nas miejsce w waszym Hummerze?

Zaraz dodał też:

- I w bagażniku dla tego nieszczęsnego dziecka?

- Kurwa zapomnij o bagażniku! Pojebało cie? I nie dotykaj go! - Goran wskazał pistoletem na trupa. - Jest zarażony wirusem!

- Miejsce może i jest. Któryś z was został ugryziony? - zapytał kierowca opuściwszy wcześniej szybę i przyglądając się im bardziej. - Widzieliście żywe trupy po drodze? Skąd jedziecie?

- Jedziemy z Twisp - wyjaśnił ojciec milczącego jak trup Deana - Nie widzieliśmy nikogo... martwego. Charlie nie ugryzł ani mnie, ani swojego ojca. Zdaje się jednak, że poza zadrapaniami i siniakami, jakich nie poskąpił nam wypadek, widziałem na nim kilka zadrapań innego pochodzenia.

Nawet nie dane mu będzie pochować godnie wnuka. Rozumiał to jednak aż za dobrze. Na nic nie liczył prosząc o przewiezienie go w bagażniku. Postanowił przyłączyć się do brodacza, mimo, że bez wątpienia był biały. Nie miał siły nawet na okazywanie pogardy dla rasizmu.

Postanowił nic nie robić i czekać, aż ktoś powie mu, co. Bo – do cholery – co mógł zrobić? Cały jego świat poszedł w diabły. Miał tylko nadzieję, że Charlie przez przeklętego wirusa nie trafi do piekła.
 

Ostatnio edytowane przez Grzymisław : 23-09-2011 o 22:04.
Grzymisław jest offline