Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2011, 15:23   #14
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Powrót do dziedziny był owocny w informacje. Po nauce przejścia przez skomplikowany system zabezpieczeń Sali Luster Maya została przedstawiona zgromadzonym magom. Szybko też wydało się dlaczego nastroje są nie najlepsze. Bójka, i to z członkiem własnej fundacji. Swoje problemy mogli rozwiązać gdziekolwiek. Słyszeli już wcześniej, że Jovan to prostak i brutal. Najwidoczniej nie były to tylko plotki.

Maya została przedstawiona Diakonowi, przy okazji Colin postanowił opowiedzieć o spotkaniu z Agentem. Swoją obojętnością i rozdrażnieniem – pewnie składała się na to wizytacja Euthanatosa, dał jasny przekaz – rób co chcesz. Nie było w tym co prawda „ufam twoim osądom”, prędzej „jakbyś zginął, ciebie najmniej mi szkoda”. Inspektor wplątał się w politykę, z tej strony, której chciał uniknąć. Tak samobójczej funkcji nie miał nawet miesiąc temu, gdy rozwiązywali sprawę Jeziora.

Idąc załatwić resztę formalności Colin ukłonił się dżentelmeńsko Mayi i zostawił kwestię prezentacji reszty fundacji Isamu. Pewnie zależało jej na szybkim zorientowaniu się w sytuacji i konotacjach, przez pryzmat własnej tradycji. Tak przynajmniej sądził Inspektor.

Ceniąc sobie swoje życie, przynajmniej w okresie kiedy panuje pokój z technokracją, nawet jeśli tylko umownie, Anglik udał się do Jona. Był zdecydowanie osobą, na której mógł polegać, w rzetelności wykonywania swoich obowiązków. Zresztą chciał mieć z nim kontakt w razie potrzeby, jako plecy, podczas spotkań z agentem. W celu zaintrygowania Jona oczywiście wspomniał o tym, za kogo podał się agent. Nie był to Jurij, ale najwyraźniej przejął się śmiercią Amy. Ciężko powiedzieć czy Jon się tym przejął na tyle, by spróbować zbadać jegomościa, ale podszywanie się za słynnych Wirtualnych Adeptów mógł potraktować jako pewną potwarz. Oburzenie Colina kierowało się właśnie w tą stronę i liczył na to, że Jon nieco się nim zarazi. Colin był pewien, że może liczyć co najmniej na wsparcie przy kolejnych kontaktach.

Pokój Driscolla zmienił się od momentu objęcia funkcji w radzie. Znajdowały się tam teraz salon, sypialnia, łazienka i „pokój przywoływań”. Dochodził stamtąd ostry zgrzyt. Nic tam na razie nie przywoływał, jednak mógł tam swobodnie badać tam nowe moce nie niszcząc mebli. W chwili obecnej znajdowały się tam trzy metalowe kule, z czego jedna unosiła się zwyczajnie w powietrzu, inna wgryzała się w sufit, niestrudzenie się obracając, a trzecia utkwiła w kawałku świni, leżącym w kącie. Robił zapewne za substytut człowieka, być może samego Colina. Nie miał co prawda brody, okularów, ani pięknego angielskiego akcentu, jednak nie narzekał na ból i uszkodzenia. Współpraca odbywała się więc bezstresowo. Drzwi zostały zamknięte i w salonie zapanowała przyjemna cisza.

Lokum inspektora nie posiadało kuchni, wolał od czasu do czasu się przejść i wymienić kilka słów z resztą mieszkańców. W ten sposób liczył na pewne ocieplenie stosunków i zyskanie zaufania. Ciężko orientować się w nastrojach Fundacji, nie wysuwając nosa za drzwi pokoju.

Gorąca herbata grzała przyjemnie dłonie. Jeśli by mógł ją zrobić na miejscu, najpewniej nikt by go nie widywał całymi dniami. Zawsze żałował, że nie może sobie nic przygotować na miejscu, ale wiedział, że tak jest lepiej.

Myśli maga krążyły wokół dzisiejszego spotkania z agentem. W jaki sposób technokracja zrywa zawieszenia broni? Nie ciężko się domyślić, że jest to koń trojański. Kolejne spotkanie, lub przypadkowa wizyta, śmierć, zniszczenie, nawet nie trzeba zostawiać wizytówki. Innymi słowy Inspektor wdepnął w głębokie bagno, poniekąd z własnej woli. Złość na agenta była uzasadniona, to jego wina, ale jak mógł odmówić?

Potencjalne wznowienie walk, w którym mógł wziąć udział jako pierwszy. Po karku przeszła mu gęsia skórka na myśl o tym co się stało tego dnia, gdy Robert zmienił się kundelka. Starał się o tym nie myśleć, jednak w snach nadal słyszał syk skwierczącego ludzkiego mięsa. Czasem więcej. Najgorsze było to, że zawieszenia broni są tylko tymczasowe. Mógł mieć jedynie naiwne życzenie, by go już nie było w Moskwie, gdy to się zacznie.

Innym problemem był ten cały Jovan. Niedługo pewnie czegoś się dowie. Ściany mają uszy, a skoro Jovan ma jakieś plany względem Fundacji, wróci tu lub będzie się kontaktował z magami. Sprawa jego jest jednak marginalna. Jako barbarzyńca, co prawda dobrze obdarzony przez naturę metafizyczną, był tylko irytujący. Przynajmniej do momentu, gdy jego motywy i działania nie zaczną iść w jednym celu. Oby zainteresowani wiedzieli o tym zawczasu.

Colin nie rozumiał jednak sytuacji między nim a Claire. Nie było go przy tym, ale było to dosyć dziwne zajście. Swoje brudy załatwia się na swoim podwórku. Może to była pokazówka? A może nie dość, że pokazówka, to miała ona wywołać sympatię do dziewczyny? Nie da się wykluczyć, że jest szpiegiem. Pytanie – dla kogo? Skoro on tu jest, jako Inspektor, kolejne kontrole są zbędne, szczególnie że nie miał czasu się zbytnio zbratać z resztą magów. W razie problemów starczyło go odwołać, spotkać się z nim. Zaistniała sytuacja wyglądała więc na jakąś prywatną grę, nie wykluczone, że posiadającą aspekty polityczne między fundacjami. Ciężko jednak powiedzieć, czy to coś nowego. Mógł o tym być poinformowany niezależnie od tego. Czas pokaże.
W notatniku pojawiły się stosowne uwagi. Następnie profesor oddał się swojemu ulubionemu zajęciu – lekturze.
 
Kritzo jest offline