Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2011, 16:45   #15
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Post wspólny Crys i Asenat

Spotkanie z Jovanem Blagojevicem na pewno nie było wymarzonym poczatkiem dnia Ravny. Szamanka była poddenerwowana - i choć uśmiechała się do Claire serdecznie i przyjaźnie - nie potrafiła ukryć zmartwienia.
Dotyk miała miły i delikatny, ale ręce - zimne jak bryły lodu.
- Przepraszam - mruknęła. - To coś z krążeniem. Szamani mojego ludu zaćpywają się na potęgę. Wszystkim nam ciała się w końcu buntują. Każdy płaci cenę za cuda.

Odmotała jeden z rzemyków z szyi i zanurzyła palce w zawieszonym na nim woreczku. Zapachniało czymś dziwnym. Jakby skórami i suszonym mięsem.

- Wiesz, tak naprawdę to nic strasznego ci nie jest... Chciał sprawić ból, nie uszkodzić.

W krysztale na jej szyi coś zamigotało delikatnym światłem, coś drgnęło i Claire zdało się, że w świetle poruszył się owadzi odwłok i wiele odnóży, że przez zmętniałe ścianki kamienia przez chwilę przyglądały się jej uważnie pozbawione wyrazu oczka, maleńkie jak łebki szpilek. Cyk, cyk rozległo się w ciszy, nieśmiało i pytająco. Ravna objęła kryształ dłonią.
- Nie teraz, maleńki. Nie ma potrzeby. - I światełko wewnątrz kryształu zgasło.


Palce szamanki były pokryte jakimś pyłem, to on rozsiewał tę dziwną woń - ostrą, wiercącą w nozdrzach, ale jednocześnie przywodzącą na myśl leniwe, słoneczne dni i bezpieczne ramiona matki, w których w każdej chwili można się schronić. Ravna nakreśliła coś na policzku Claire i mruczała coś sennie w dziwnym języku, spod wpółprzymkniętych powiek błyskały przekrwione białka jej oczu. Gdzieś na krawędzi słuchu, poza tą pieśnią trwał odgłos powolnie stawianych kopyt, klekot zderzających się rogów, a dłoń Ravny, gdy nagle urwała pieśń i poklepała Claire po odsłoniętym ramieniu, była szorstka jest zwierzęca sierść.

- Już. Jesteś nówka sztuka nieśmigana - wesoły głos szamanki i słownictwo jak z blokowiska niemal zgrzytnęły w starciu z jej sztuką - starą jak świat, w którym ludziom zawsze przydarzał się ból i rany. - Jakbyś kiedyś potrzebowała, bo teraz nie potrzebujesz - Ravna przymrużyła oko - to najlepsza jestem w zębach. Śliczne mi wychodzą. Spece z Hollywood mogą wleźć pod stół i zawyć z zazdrości. Jeśli dobrze się czujesz, to chodźmy na zewnątrz. Tobie dobrze zrobi świeże powietrze, a ja muszę nakopać robactwa dla fundacyjnych maskotek. Wczoraj mi się nie chciało i nakarmiłam je czekoladkami z adwokatem, to nie jest najlepsza dieta dla kruków.

Niemiłe spotkanie z Jovanem mogłoby odejść w niebyt. Mogłoby. Jednak Claire nie zamierzała darować Euthanatosowi jego działania. Trent się dowie, oczywiście. Nie ukryje tego. Po co miałaby? Przecież nie zrobiła nic złego. Mentor zawsze kazał podążać jej za swoimi przekonaniami. Nielojalność wobec tradycji? Nie, nie czuła wyrzutów sumienia. Ravna wydawała się szczera w swoich działaniach, nie zmusiła młodej Euthanatoski do niczego, a teraz pomagała i leczyła, do tego zaprosiła do swojego pokoju - gdzie wszystko było na wierzchu i świadczyło dobitnie o tym, że Ravna niczego się nie wstydzi i niczego nie ukrywa.

Smak żółci zniknął, mdłości minęły. Claire odetchnęła głęboko i z ulgą, przesuwając szybko językiem po zębach, prawie jak mały kot. Szamanka była dodatkowo nadzwyczaj interesująca. Euthanatoska z zainteresowaniem rejestrowała i chłonęła otoczenie, szczególnie tę jego część, która dotyczyła sympatycznej szamanki.

- Dziękuję. Czuję się o niebo lepiej - uśmiechnęła się nieśmiało do kobiety - Mam nadzieję, że opowiesz mi kiedyś, jak się lepiej poznamy, więcej o swojej tradycji, o chociażby krysztale, czy swoich doświadczeniach. Nie ośmielam się prosić o to teraz, bo mam wrażenie, że dla nas, nasze rytuały, przyzwyczajenia i wszystkie przeżycia związane z tkaniem i pruciem tego świata, są jak życie intymne. A przecież nie będziesz opowiadać o tym pierwszej lepszej osobie, która wpadła do lokalu z ulicy... - przerwała niezdecydowanie - Wiesz, wciąż się uczę, lubię poznawać i się dowiadywać.

Ravna przerwała przewalanie pudeł w swoim niemożliwie zagraconym pokoju i z triumfalną miną wydobyła spomiędzy kolorowych letnich sukienek zapiaszczoną saperkę. Wszędzie walał się papier nutowy i Claire właściwie nie miała jak stanąć, by na coś nie nadepnąć. Przy jej lewym bucie leżało zdjęcie ciemnowłosego mężczyzny o twarzy tak brzydkiej, że aż fascynującej, u jego stóp kładł się cień robiącej zdjęcie Ravny.
- Intymne? Eh, nie - szamanka pokręciła głową, i z sobie tylko znanych przyczyn zaśmiała się cichutko. - Chociaż... może masz rację. Może dla was faktycznie tak jest. My działamy otwarcie. Każdy z nas ma jedno imię dla ludzi, duchów i innych magów... Jeśli przyjedziesz na północ i zapytasz o noaidi, każdy Śpiący wskaże ci drogę. I w dziewięciu przypadkach na dziesięć faktycznie trafisz do prawdziwego szamana. Nasza siła płynie z jawności naszych działań, nie z tajemnicy. Nasz lud wie, że potrafimy więcej niż inni. I wierzą, że to dlatego, że potrafimy rozmawiać z duchami, targować się z nimi, przyjaźnić - lub walczyć. Obawiam się, że to się skończy, być może jeszcze za mojego życia, ale na razie jeszcze tak jest. Dlatego kiepsko się dogadujemy z innymi tradycjami. Jakby nie patrzeć, jesteśmy reliktem słabo przystosowanym do życia we współczesnym świecie. Jako taki, jesteśmy skazani na wymarcie. Jak dinozaury - posmutniała. - Chodźmy. Jak kruki padną z głodu będzie zła wróżba.

Claire nie oponowała przed wyjściem z siedziby Fundacji, choć ponowne przejście przez tajemniczą salę z lustrami wywołało ciarki, które przesunęły się niczym robaki, bo całym jej ciele. Kątem oka starała się obserwować Ravnę. Na twarzy kobiety widać było zmartwienie oraz cień czegoś nieuchwytnego, dojmująco smutnego. Szamanka nosiła również dość charakterystyczne cechy studenta w sesji - była nieco poddenerwowana i wyglądała na niedosypiającą.
- Rozumiem, że Jovan jest kontynuacją czegoś, co wydarzyło się jeszcze przed moim przybyciem tutaj, tak? - spytała ostrożnie, z zainteresowaniem obserwując przykucającą na boku zaśnieżonej ścieżki Mówczynię, która ewidentnie zamierzała zabrać się do zdobywania pożywienia dla swoich podopiecznych.
- Ehe. Myślę, że powinnaś wybrać się nad jezioro, posłuchać ducha, jak śpiewa o bitwie. To wiele ci wyjaśni... ja naprawdę nie mam siły przeżywać tego na nowo, nie sądzę, żeby ktokolwiek miał. W dużym skrócie w jeziorze osiedliła się istota stworzona lub wywołana przez Nephandi. Wspólnie z wilkołakami stoczyliśmy z tym bitwę. Wygraliśmy i zamknęliśmy anomalię, ale wielu z nas i wielu z wilkołaków zginęło. Zaś przedtem... ta istota już wcześniej atakowała. W zamieszaniu wepchałam jakiś jej fragment w to, co miałam pod ręką, i akurat był to bęben. My, szamani z północy, używamy bębnów. Cóż za niezwykły przypadek, powiedziałabym, gdybym wierzyła w przypadki - Ravna skrzywiła się szpetnie i wyciagnęła z rozmiękniętej ziemi tłustego, białego robaka, którego z ukontentowaniem pokazała go Claire, wijącego się ślepo w jej palcach. - Ale sztuka! Chyba ma kumpli pod tamtym korzeniem... Wracając do bębna i paskudztwa w bębnie. Zagrałam na nim na jeziorze, kiedy było już naprawdę gorąco... widziałam koniec, Claire, i nie był on przyjemny. Przedtem postraszyłam, że go spalę i że tylko ze mną może przetrwać. I współpracował. W jakis sposób, przyczynił się też do naszego zwycięstwa - ostatnie słowo zabrzmiało dziwnie pusto i gorzko. - Próbowałam go potem zniszczyć, ale nie udało się. Ani mnie, ani Diakonowi, a on naprawdę nie jest słabym staruszkiem, na jakiego czasami może wyglądać. Więc widzisz... Jovan tropi Upadłych. Wie skądś o tym, co trzymam w bębnie. Tak, zawsze mogę powiedzieć: zmusiłam to do posłuszeństwa, haha, ale ze mnie potężny mag! Tyle że w jego oczach może to wyglądać na dobrowolny pakt. Jestem podejrzana. A Diakon mnie bronił. To właściwie wszystko. Przykro mi, że cię w to wplątałam. W każdym bądź razie, będę rozmawiać z Jovanem Blagojevicem... Jak nie chcesz grzebać w ziemi, możesz powybierać korniki. Są zawsze w takich drzewach, z których kawałki kory odpadają i widać takie rude drewno...


- Wiesz, chyba jednak wolałabym im kupić ciężarówkę czekoladek z adwokatem - oznajmiła jeszcze, przykucając przy szamance i niewprawnie próbując jej pomóc. Nigdy nie lubiła grzebania w ziemi, prac w ogródku i nieszczególnie doceniała przebywanie na łonie natury. Z tego co wiedziała o tradycji Ravny, ona była pod tym względem raczej jej intensywnym przeciwieństwem. Mimo to, Claire nie dość, że dobrze czuła się w towarzystwie szamanki, to zauważyła, że przebywanie u boku tej barwnej postaci wpływa na nią samą uspokajająco. Nawet akita krążył z zainteresowaniem wokół Ravny, obwąchując jej ubranie i strzygąc uszami.
- Sio - powiedziała na wpół świadomie, unosząc lekko rękę - Jovan został tu przysłany jako kto? Sprawdzacz? Wizytator? Detektyw? - dodała kilka pytań do poprzedniego, intensywnie atakując grubym patykiem zmrożoną ziemię.
- Właśnie widzisz, to jest dziwne. Nie wiadomo jako kto. Nie przedstawił pełnomocnictw, więc właściwie... pojawił się jako nikt. Jako prywatny człowiek ze swoją prywatną krucjatą. Chyba że ma w zanadrzu coś oprócz shitlisty z moim imieniem.


- To znaczy, że będziesz z nim współpracować? Chętnie, bądź nie, ale jednak? - Claire skrzywiła się z niesmakiem - No i on tak może przyleźć i się wypytywać i prowadzić dochodzenie? Na jakiej podstawie? Owszem, ze mnie może zrobić miazgę w dowolnej chwili, ale Ty... Ty nie dałabyś się tak potraktować w korytarzu. Nephandi? - dziewczyna westchnęła - Daliście radę takiej sile... Ty dałaś - urwała, wstając i podchodząc zgodnie z sugestią szamanki do drzewa z naderwaną korą i wydobywając spomiędzy połów swetra plastikowy, pusty woreczek strunowy - Tu mogę ładować?

- Jasne. Tylko postaraj się ich nie zgnieść. Kruki wolą, gdy posiłek jest żywy i się rusza. Współpraca z Jovanem - współpraca to na razie zbyt duże słowo. Dowiem się, czego dokładnie chce. Wiem, że to może głupio zabrzmi, ale jeśli byłby w stanie uwolnić mnie od bębna, to jestem skłonna wyczyścić mu buty i nosić śniadanie do łóżka. Na razie zaś jestem żywotnie zainteresowana tym, by nie rozpowszechniał swoich podejrzeń. Mówiłam ci - mam jedno imię, od urodzenia, jedyne, moje i niezbywalne. Jeśli ktoś o pozycji Blagojevica obrzuci je błotem, trudno mi będzie je oczyścić. Obawiam się też, że w starciu nie miałabym żadnych szans. Na jeziorze po prostu bardzo starałam się nie oberwać - przyznała z wdziękiem. - I cholernie się bałam, że już nigdy nie wypłynę spod lodu. Jestem muzykiem, nie bokserem.

Zabierając się do pracy, Claire powiedziała jakby do siebie:
- Jezioro. Tak, będę się musiała tam wybrać. No i wilkołaki... Kruki, to znaczy - my, się kolegujemy, tak? Czy to tylko okazjonalna współpraca była?

- Obecnie... tolerujemy się. Liżą rany po bitwie, jak i my. I bardzo staramy się nie nadeptywać sobie teraz na odciski. Ci, którzy brali udział w bitwie przybyli tu na ich święto. Teraz odeszli, została tylko miejscowa wataha. Są dzikie i nieokiełznane. Z miejskich, bardziej cywilizowanych plemion został chyba tylko Adam - oczy szamanki zamgliły się, a głos zmiękł w jednej chwili. - Jezioro to ich tereny, ale jeśli staniesz tylko przy kopcu i będziesz słuchać ducha, nie zrobią ci krzywdy, nawet jeśli podejdą. Oni wiedzą, że my także straciliśmy naszych na jeziorze. Hołd dla tych, którzy zginęli, by inni mogli żyć jest i naszym, i ich obowiązkiem. I wszyscy mamy prawo do żałoby. Claire, ekhm... odebrałaś pewnie nauki w tej materii. Czy dusza zabitego człowieka może zostać, bo ja wiem, uwięziona? I czy pomimo uwięzienia może próbować szukać pomocy u żywych?

- Ekhm, sprawdzÄ™...


Claire z minuty na minutę czuła się głupsza i mniej obyta. Jovan zachwiał jej pewnością siebie i siłą, którą powoli odkrywała, Ravna zaś nieświadomie rosła w oczach młodej Euthanatoski do roli postaci kultowej.
Akita spojrzał na dziewczynę z niemym wyrzutem, jakby chciał powiedzieć, że przesadza.
- Na pewno przyjdą mi do głowy jeszcze jakieś pytania, więc, o ile mogę, chętnie jeszcze z tobą później porozmawiam. Jak skończymy karmienie, pójdę się rozpakować, przebrać i ogarnąć. Chciałabym przejść się na to spotkanie z wampami - oznajmiła, wracając do pracy.

- Idź - szamanka skinęła głową i podniosła się z klęczek, otrzepała spodnie z ziemi. - Słyszałam, że bywają piękne, tak jak piękne i niebezpieczne może być ostrze. Samo ciało i intelekt, bez ducha... - coś w jej głosie mówiło, że takie złożenie w jej oczach to obrzydlistwo. - Wracamy?

Szamanka maszerowała przez ociekający topniejącym śniegiem las w tempie zbyt ostrym jak na gust Claire. Do tego majtała wesoło torebką z robakami i bez przerwy gadała, bez śladu zadyszki, jakby ktoś rozpruł worek ze słowami. Od czasu do czasu Claire udawało się wbić w słowotok z jakimś pytaniem, ale niebawem stało sie jasne, że Ravna może mówić długo i nieznużenie, i chyba po prostu lubi brzmienie własnego głosu. Zanim kruki otrzymały swój posiłek, szamanka zdążyła objechać jak burą sukę swego Śpiącego szefa numer jeden (dyrektora filharmonii - według Ravny sadystycznego dupka, od którego Jovan Blagojevic mógłby zaczerpnąć do swych metod pracy jak z krynicy mądrości), szefa numer dwa (szefa posterunku policji rzecznej Moskwy - seksistę, pijaka i malwersanta), przybliżyć program filharmonii na najbliższy sezon, a także opowiedzieć ze szczegółami, jak to kiedyś w Petersburgu trafił jej się dialog międzygatunkowy i międzykulturowy z dwójką irlandzkich wilkołaków - Ravna postawiła na stole grzybki, wilkołaki whiskey, a efektem były dwa kwartały miasta odcięte od prądu i tajemnicze pogłoski o pojawieniu się krasnoludków.
Zapytana o Przebudzenie pokręciła głową i spoważniała nagle.
- Topiłam się pod lodem. I prawie się utopiłam. Nie dzisiaj, Claire.

Ale nie wydawała się obrażona pytaniem. Ani teraz, ani po przybyciu do dziedziny, kiedy rozstały się i Claire ruszyła do swojego pokoju, a Ravna pogwizdując na kruki wysypała pod fontanną wszystkie robaki na podłogę.
 
Asenat jest offline