Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2011, 01:08   #1
Storm Vermin
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
[WFRP 2. ed] Obrońcy Imperium

Było nieco po południu, gdy podążająca z południa grupa konnych opuściła w końcu las. Chociaż słońce przyjemnie grzało, przenikliwy wiatr zapowiadał szybko zbliżającą się zimę, ale ta gromadka nie miała najmniejszego zamiaru długo bawić na bezdrożach Middenlandu. Grupę prowadził Inkwizytor Kościoła Sigmara, Zygfryd Himmelsang, mężczyzna w średnim wieku odziany w ciemny płaszcz i noszący swój charakterystyczny kapelusz o szerokim rondzie. Po jego prawej jechał grubawy człowiek, niejaki Helmut, który twierdził, że pomaga łowcy w jego poszukiwaniu prawdy. Za łowcą podążała szóstka najemników.

Po krótkiej chwili wędrowcy zobaczyli swój cel – Krefelheim. Miasto było położone na niewielkim wzgórzu, otoczone kamiennym murem. Do jedynej bramy wiodła szeroka, ubita droga. Polanę przed miastem pokrywały dziesiątki różnobarwnych namiotów i wozów. Nad obozowiskiem unosiły się dymy z palenisk, rozbrzmiewał w nim gwar rozmów, pokrzykiwania, nawet dało się wyczuć rozmaite dziwne zapachy - słowem, pod bokiem Krefelheim wyrosło drugie siedlisko ludzkie. Najwidoczniej plotki o tłumach uchodźców starających się osiedlić w mieście nie były przesadzone. Inkwizytor udał się wprost do bramy. Stojący przed nią strażnicy, po naprawdę krótkiej chwili wytłumaczeń wpuścili całą grupę do miasta.

Krefelheim od środka nie wyglądało dużo bardziej zachęcająco - uliczki były wąskie, domy w większości drewniane, a nieczystości swobodnie spływały rynsztokami. Jedynym, co różniło je od większości mieścin, były liczne patrole straży na ulicach. Łowca i jego towarzysze udali się w kierunku rynku miasta, który wypełniony był po brzegi mieszkańcami Krefelheim. Wydawało się, że tłum jest na skraju paniki – co chwila nad jednostajny szmer ludzkich głosów wzbijał się co chwila przenikliwy okrzyk albo wrzask, a cale zbiegowisko otaczały dwa tuziny strażników, którzy bardzo wyraźnie chcieli jak najszybciej gdzieś się ulotnić. Przybycie Inkwizytora jedynie pogorszyło sytuację – ludzka masa zaczęła, z wielkim hałasem, przesuwać się w kierunku nowo przybyłej grupy. Pod naciskiem końskich cielsk i ponagleń strażników tłuszcza rozstąpiła się na tyle, że łowca wraz z obstawą mógł przejechać do wejścia ratusza.

Tuż po wejściu, do Zygfryda pobiegł niewysoki, wielce zafrasowany człowiek. Nie zważając na dobre maniery i konwenanse wyrzucił z siebie okrzyk ulgi, po czym zaczął szybko mówić.
- Jest pan nareszcie! Niebiosa mi was zesłały! Taki obrót spraw, akurat teraz, prawie mnie tam na zewnątrz rozszarpali…
Łowca zmroził wzrokiem cierpiącego na słowotok rozmówcę, który momentalnie się uspokoił – przynajmniej na tyle, żeby konstruować pełne zdania.
- Ehm, tak, cóż… Nazywam się Zygmunt Messer i jestem burmistrzem tego miasta. Wybaczą mi panowie pewne zdenerwowanie, ale sprawy źle się mają. Jakieś dwie pacierze temu, pod bramy miasta zatoczył się obdartus, mocno poobijany i ledwie przytomny. Zdołaliśmy z niego jedynie wyciągnąć tyle, że przyszedł tu z pobliskiej wioski, która została napadnięta przez jakieś potwory, co prawie wszystkich wyrżnęły. Trzymamy go cały czas pod kluczem w świątyni Sigmara, o tu, naprzeciwko, ale jakoś się słowo wydostało do ludu, a że wszyscy teraz tacy podenerwowani, bo się źle dzieje, to, cóż…
Burmistrz zakończył wywód chrząknięciem, które miało przekazać, jak to źle się dzieje.

Inkwizytor przetrawiał przez chwilę informacje, po czym podjął decyzję.
- Helmut, pójdziesz ze mną do świątyni. Zobaczymy, jak tutejsze łapiduchy opatrzyły najważniejszego świadka, jakiego teraz mamy. Może uda nam się go trochę jeszcze pociągnąć za język. Tymczasem wam, panowie – zwrócił się do najemników – pan Zygmunt udzieli wszelkich informacji, które uznacie za niezbędne dla dalszego prowadzenia śledztwa. Dołączę do was za kwadrans, i zobaczę, jak się spisaliście.

Łowca wymaszerował wraz ze swym towarzyszem z budynku. Burmistrz, po chwili niezdecydowania, poprowadził resztę do swojego gabinetu, który okazał się być sporym, bogato urządzonym pokojem. Urzędnik poczekał, aż woźny wniesie do gabinetu krzesła dla wszystkich obecnych, po czym rozsiadł się za swoim biurkiem. Przywołał całą swoją rajcowską godność, i zagaił głębokim, donośnym głosem.
- Zatem jak mogę panom pomóc?
 
Storm Vermin jest offline