- Powiedz nam dobry człowieku… co ty pierdolisz? – Słowa, mocne słowa w ustach Bretończyka, zgrzytliwie zburzyły przyjemny, wręcz przyjacielski nastrój. Sielanka prysła a drużyna towarzysząca Inkwizytorowi spojrzała pytająco na rycerza z równym niezrozumieniem co i sam burmistrz. Ten nawet zdołał stężeć na twarzy i bulgotliwie zapowiadać nadchodzącą na poły z apopleksją odpowiedź. - No, wiecie, ja nie tutejszy. U was tu może i inne obyczaje i inne takie. – nie zważając na zaskoczenie i złość burmistrza Jean otworzył przeszklony sekretarzyk i sam się obsłużył pociągając całkiem obficie złotawej ambrozji z przeźroczystej, kryształowej karafki. Widząc złaknione spojrzenie swoich kompanów Jean Pierre podał flaszę najbliżej siedzącemu Felixowi a sam wrócił do zgłębiania tajemnic zawartych w sekretarzyku. Stojąc tyłem do burmistrza pozwolił sobie sięgnąć po kolejną flaszę i mimo uszu puścić „Wypraszam sobie takie zachowanie! Tutaj nie barbarzyńska Bretonia, tutaj…”
- Tutaj pacierze pół dnia klepiecie, że człek, który „dwa pacierze temu pod bramy się zatoczył” naraz siedzi już w ciemnicy a i lud się wam wzburzyć zdołał. Po cóż łgacie mości burmistrzu? Nie lepiej po ludzku rzec co wam na wątrobie leży? – Ukontentowany trzecią z kolei flaszą, o lekko śliwkowym posmaku, Bretończyk usiadł w końcu ze chrzęstem swego pancerza, krzywiąc się boleśnie po tym, jak odbity w siodle tyłek ponownie bierze cięgi. Jakoś tak od czasu, kiedy opadły mu klapki z oczu świat był brzydszy, brudniejszy i znacznie bardziej niewygodny. Począwszy od własnego jego, rycerskiego siodła. Jean Pierre jednak nie narzekał. Bretoński rycerz znalazł coś, czego nie spodziewał się odnaleźć. Znalazł prawdę. O życiu, świecie i ludziach. I zdołał dostrzec to, że wymysły jego ziomków o jakiejś wydumanej Panience, to bzdury. Nie było drogi ku chwale, nie było wzniosłych czynów. Swiat, który go otaczał był pełen kurestwa i skurwysyństwa. Jean Pierre Dubois de Crecy, nieodrodny syn wypełnionej ideałami ziemi bretońskiej, stracił swe powołanie.
Miał to w dupie i wcale mu z tym źle nie było.
Chociaż czasami, z rzadka, czuł się pusty…
. |