Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2011, 21:02   #25
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Walka zakończyła się sukcesem. Jednak zwycięstwo okupione zostało ranami. Półork Gostag został porządnie poturbowany, a do tego dwaj włócznicy padli omdleni smrodem owada. Niziołka od razu zajęła się rannym, dlatego krasnoludowi przypadło cucenie śpiochów. Szybko przyprowadził osiołka, i zabranymi z wozu solami trzeźwiącymi doprowadził towarzyszy do stanu świadomości. W przypadku drugiego mężczyzny, ledwo udało mu się uniknąć lecącego w jego kierunku pawia.

Gdy sytuacja się uspokoiła, Gurnes nie miał zamiaru zmarnować okazji. Gdy inni przyglądali się kupie gnoju, on bez ociągania się przystąpił do sekcji robala w poszukiwaniu ciekawych składników. Niestety pomimo nietypowych rozmiarów robal nie miał w sobie nic ciekawego. Na koniec, alchemik postanowił jeszcze sprawdzić żołądek. Jego zawartość była przetrawiona, nie dało się określić co ani kiedy ostatnio jadł. Aby nie pozostać z niczym, Drogbar pobrał jedynie próbkę niezwykle mocnego kwasu żołądkowego.

***

Dowództwo zadecydowało, że zakwaterują się w miejscowym garnizonie. Ku niezadowoleniu krasnoluda zostawiono kolejnych dwóch ludzi, lecz tym razem nie miał już sił nawet protestować. Ruszył powoli jadąc za orszakiem wojowników.

Siedziba wojska okazała się być niedaleko. Gdy już znaleźli się na miejscu niziołka wskazała palcem na dwóch umięśnionych osiłków. Niemalże imiennika rannego,Gorstaga o tatuażu na policzku i łysego Eurida. Gorstag był osobą dość milkliwą i trzymającą się z dala od reszty. Jeśli się odzywał to półsłówkami. Możliwe, że to był wynik jego przeszłości. Gorstag kulał, a wytatuowana na policzku runa, bardziej przypominała piętno, niż ozdobę.
Eurid natomiast wydawał pod tym względem jego przeciwieństwem, wygolony na łyso osiłek przypominał bardziej cyrkowego siłacza. A choć nosił tatuaż na swej potylicy wielokrotnie chwalił się, że ów magiczny wzór chronił go przed obrażeniami i czyni niezwyciężonym. Obaj byli wystarczająco silni, by przenieść Gostaga we dwóch, bez pomocy Drogbara.

Ale, skoro Drogbar się zgłosił, to Deldira nie zamierzała marnować okazji. I na grzbiet krasnoluda wylądowały pudła i pudełka, skrzynie i pakunki. Całość medycznego zaplecza wyprawy. Lazaret był na szczęście umieszczony na parterze. Sala szpitalna zrobiła złe wrażenie i na krasnoludzie i na Mateczce Deldi. Była zatęchła i dość brudna... i zagrzybiała. Nie powinna być taka. Oczywiście można było zrzucić wszystko na garnizonowe zaniedbania, ale krasnolud w to wątpił. To była raczej ta „choroba” która toczyła to miasto. Niziołka kazała położyć Gostaga na najbliższym łóżku i otworzyć wszystkie okna, by przewietrzyć salę.

Podczas gdy Gorstag i Eurid czynili to co kazała, mateczka Deldi zajęła się zdejmowaniem zbroi z półorka. Rany jakie odniósł w boju nie wydawały się poważne, ale... siniaki na jego ciele niepokoiły Deldirę. Były duże i miał ich dużo. Niziołka pomruczała coś pod nosem i zaczęła wyjmować z pakunków, zestaw leczniczy, nałożyła opatrunek pokryty przyspieszającą gojenie maścią mrucząc.
- Dziwne... sińce powinny już nieco zmaleć.

Widząc zaniepokojoną niziołkę stojącą obok łoża rannego, krasnolud podszedł do niej trzymając w ręku swoją torbę
-Nieciekawa sprawa co nie? Nie mam takiego doświadczenia jak wy cioteczko, ale żółtodziobem nie jestem i potrafię rozpoznać, że coś z nim jest nie tak. Apteczkę też mam niemałą. Weźcie... to jest mocne diabelstwo. Zagotujcie i mu podajcie a powinno go postawić na nogi. I jeśli tylko będę mógł w czymś pomóc, jestem do dyspozycji. Wszyscy się gdzieś rozleźli a mi niespieszno samemu to miasto zwiedzać dlatego pobędę tu jakiś czas z wami...
-Sama mam pełno ziółek... ale...- mruknęła w odpowiedzi mateczka Deldi.- Ale to chyba nie to. Coś wisi w powietrzu, coś niedobrego...
Niziołka była zdecydowanie zafrapowana całą sytuacją. Potarła się tuż za uchem.-Wiesz, że garnizon ma studnię zbudowaną w kuchni? Dziwny obyczaj.
-Na plagę też by się coś znalazło, ale wypadało by przynajmniej wiedzieć co mu jest. - Drogbar stał i patrzył bezradnie na chorego gdy rozmyślania przerwała mu niziołka - Dziwny, ale zarazem jaki wygodny. Zwłaszcza jeśli trzeba warzyć dla tylu chłopa, ciągłe bieganie do studni może być męczące. - nagle coś mu zaświtało - Woda! Być może to we wodzie coś siedzi. Trzeba to sprawdzić zanim ludzie zaczną ją pić. Jako alchemik znam się na tym, ale byłbym niezmiernie rad gdybyś raczyła mi w tym pomóc. Jemu na razie i tak nie pomożemy a jeśli by coś się działo, któryś z chłopaków nas zawoła
-Ja nie wiem...- odparła z pewnym ociąganiem niziołka, drapiąc sie za uchem.-... Jestem zielarka, na tych zabawach magów z menzurkami i szklanymi butlami, to się nie znam.
Jakich tam magów. To jest przede wszystkim alchemia, a magowie jedynie tą wiedzę od nas pożyczyli. Ale to jest myśl, nie wiesz może czy jacyś tutaj przebywali? Na moim przenośnym laboratorium za wiele nie odkryję, a oni mogą mieć aparaturę.
-Jacyś na pewno są. Każdy garnizon ma przynajmniej jednego wojennego czarodzieja - rezydenta.- odparła mateczka Deldi.-Gdzieś musi być ich pracownia. Poza tym zdaje się, że w Wormbane, była jakaś gildia alchemiczna.
Gildia... hmmm to by było coś, ale na razie będzie musiała wystarczyć aparatura czarodzieja. Na pewno będzie miał jakieś zabawki, a po mieście w poszukiwaniu gildii wolałbym się sam nie plątać. Ale będzie trzeba napomknąć o tym mości Tarnusowi kiedyś przy okazji. - zamyślił się, widząc przed oczyma wszystkie alchemiczne cuda, które muszą się tam znajdować - No ale nie czas na to. Moje zaproszenie wciąż aktualne, ale jeśli nie zostanie ono przyjęte to proszę chociaż o wskazanie drogi do kuchni
-Do kuchni to akurat idę. Trzeba obiad ugot...-przerwała zdając sobie sprawę z całej sytuacji.Po czym ruszyła mówiąc.-Chodźmy do kuchni, zbierzesz trochę tej wody i ją badaj. Siedzieć ci na plecach nie powinnam, ale... jakby co, to dasz, znać że przeszkadzam?
Obiad... w sumie to sobie chyba sam poradzę. - rzucił z uśmiechem - Dopiero teraz mi przypomnieliście o tym, żem głodny. A poza tym wybaczcie mi jeśli urażę, ale mógłbym mówić cioteczce per “ty”?
-Jak mam ugotować obiad, skoro wodę będziecie badać?- spytała retorycznie niziołka. Po czym splotła ręce czekając na jego odpowiedź. Po chwili milczenia, odpowiedziała na pytanie.-Mateczko, Deldi... tak mnie zwą. A ja przywykłam. A ciebie?
Mów mi po prostu Drogbar, albo jak ci wygodnie. W życiu słyszałem już wiele przydomków na temat mej osoby dlatego nie robi mi to różnicy - wyszczerzył zęby, po czym kontynuował - A co do wody, to nie zostało nam już nic z zapasów?
-Nie wiozłam wody... ziemia może i jałowa, ale to nie jeszcze pustynia Anauroch... wody było dostatkiem. Nie trzeba było wieźć.-odparła niziołka spokojnym tonem głosu.
- No i z obiadu dupa... W takim razie trzeba będzie ludzi ostrzec i pośpieszyć się z badaniem. Ruszajmy.

Razem skierowali swoje kroki do kuchni. Alchemik żałował, że wcześniej nie przestudiował map, ale przynajmniej niziołka była obeznana w rozkładzie pomieszczeń. Kuchnia była przestronna i nieźle urządzona, a studnia faktycznie robiła wrażenie. Krasnolud zaczął zastanawiać się, dlaczego gdzie indziej ludzie nie wpadli na podobny pomysł. Pomysłowi byli ci mieszkańcy Wormbane. Tym bardziej szkoda, że wszyscy zniknęli. Pobranie wody zajęło chwilę, ale po tym zaczął się ten trudniejszy etap. Gurnes westchnął i rzekł:
-Dobra.... tutaj skończone. Wiesz może gdzie to laboratorium? A skoro obiadu nie będzie, to pójdź ze mną proszę. Przyda się pomoc, co by szybciej było. Chłopaki dziarskie, ale do takiej roboty się raczej nie przydadzą.

***

Laboratorium okazało się wyposażone we wszystko co było konieczne. Było też mocno, zaniedbane i brudne... i zabalaganione. Ciekawostką była szafka zawieszona przy drzwiach wejściowych i jej zawartość.



Nie pasowała do tego pomieszczenia. A skarby które zawierała, miały w większości znaczenie sentymentalne. Niemniej ta właśnie szafka przyciągała uwagę Deldi. Zwłaszcza pozytywka i pistolety.

Alchemik był pochłonięty czym innym dlatego nie zainteresował się szafą. Rozdzielił pracę i wraz z towarzyszką zabrali się do pracy. Było to zadanie czasochłonne i nużące zwłaszcza, że pomoc Deldi była raczej symboliczna. Niziołka nic nie znała się na alchemii, jej pomoc ograniczyła się do wykonywania prostych poleceń. Udało się jednak poddać wodę alchemicznym odczynnikom i.... Drogbar zamrugał oczami ze zdziwienia. Zgodnie z jego przewidywaniami w wodzie pojawił się osad, ale... opadające kłaczki zanieczyszczeń utworzyły napis “STRZEŻ SIĘ” ...Co prawda tylko przez chwilę, bo potem całkiem opadły na dno.

Deldi tego nie zauważyła, gdyż akurat była zajęta oglądaniem jakiejś muszli.
-Iiii...- spytała wykazując zainteresowanie wynikami krasnoluda, który oglądał właśnie osad i zauważył niebieskawe strzępki pleśni, wśród opadłego na dno kolby osadu.
Iiii nie będzie dzisiaj obiadu.. - odrzekł zaniepokojony krasnolud -Trzeba szybko ostrzec Tarnusa, a przede wszystkim znaleźć źródło czystej wody. Tej nie możemy pić. Ale wszystko wyjaśnie jak już go znajdziemy. Chodźmy...

***

Po długich poszukiwaniach w końcu udało znaleźć się wodza. Bez zbędnych ceregieli Gurnes zabrał głos:

-Jest problem! Nie mamy wody! Przebadałem próbkę ze studni i nie jest dobrze. Już czysto fizycznie nie nadaje się do picia a to nie wszystko. Pamiętacie napis z krwi przed miastem? Tym razem z osadu na moment utworzył się napis ”strzeż się”. To miasto jest przeklęte. Mieliśmy odkryć co się stało z ludźmi, odkryliśmy... Nie ma ich. Zbierajmy się zanim i nam się coś stanie. Popatrzcie na Gostaga... zwykłe stłuczenia, a do tej pory nie odzyskał przytomności. Co gorsza rany wydają się pogłębiać. A na koniec nie mamy wody. Jak my bez niej mamy pomóc rannemu czy wyżywić resztę?

Tarnus popatrzył na krasnoluda jak na idiotę. Potarł czoło i zastanowił się, by po chwili rzec.

-Chce mi pan powiedzieć panie Gurnes, że... woda panu powiedziała, że miasto jest przeklęte ? I że... przy sytuacji, gdy ciągle pada deszcz... nie mamy wody?

Kolejne spojrzenie przywódcy spoczęło na mateczce Deldi, oczekując bardziej konkretnych wyjaśnień. Niziołka wydawała się równie zafrapowana, tym co powiedział krasnolud. Długo milczała nim, rzekła.

-Nie mogę potwierdzić rewelacji co do klątwy. Nie mam uproszonych cudów na taką okazję. Nie bardzo się znam na badaniach Drogbara, by potwierdzić, lub zaprzeczyć jego rewelacjom, co do wody. Jutro jednak będę mogła oczyścić wodę, jeśli jest zatruta.

Rycerz splótł ramiona razem i spojrzał na krasnoluda, mówiąc niemalże mentorskim tonem.

- Panie Gurnes, zanim zaczniemy wywoływać panikę na temat... klątwy, powinniśmy ustalić coś więcej, niż tylko, że jest... o ile jest. Bo równie dobrze mógł to być omam wzrokowy. Mamy za sobą długą podróż i jesteśmy zmęczeni. A takie opuszczone miejsca, pobudzają wyobraźnię. Potrzebuję czegoś więcej niż... to co pan opowiedział. Poza tym, wojsko Cormyru nie ucieka na widok pierwszych oznak niebezpieczeństwa. Dlatego chciałbym, żeby nie rozgłaszał pan plotek i nie szerzył fermentu... Czy wyrażam się jasno?
-Wiem co widziałem. Od naszego przybycia tutaj wszystko jest nie tak. Miasto gnije i umiera, zresztą podobnie jak jeden z nas. Dziewczyn też do tej pory nie ma. Że o ogromnym żuku i kupie łajna nie wspomnę. Powiadam wam, to się nie skończy dobrze... aaa szkoda gadać - urażony krasnolud obrócił się na pięcie i wrócił do pracowni czarodzieja.

Zdenerwowany, że uznano go za wariata, dla zabicia czasu przeglądał półkę za półką i przyglądał się wszystkiemu co tam było. Nawet nie dla samego znalezienia czegokolwiek a dla zajęcia myśli. Gdy przetrząsnął już każdy kont, przypomniało mu się o kwasie, który niedawno nabył. Skoro oględziny nie dały żadnego wyniku, to może alchemiczna analiza czegoś dowiedzie... a nawet jeśli nie to zajmie sporo czasu...
 
Radioaktywny jest offline